search
REKLAMA
Action Collection

WRÓG PUBLICZNY. Raz, dwa, trzy – wielki brat patrzy!

Jacek Lubiński

28 czerwca 2019

REKLAMA

Wątpliwości te zbudowano przy tym na naprawdę solidnych fundamentach. Mający w sobie energię i agresywny sznyt powstałego w tym samym czasie Ronina, film ten jest duchowym spadkobiercą Rozmowy. Z tą ostatnią łączy go nie tylko wszechobecna paranoja oraz podjęty temat zaglądania ludziom do sypialni, lecz także pojawiający się na horyzoncie mentor w postaci Gene’a Hackmana, który gra tu praktycznie uwspółcześnioną wersję bohatera z filmu Francisa Forda Coppoli. Łącznik ten jest na tyle oczywisty i podbudowany konkretnymi dowodami, że można niejako traktować Wroga publicznego jako nieoficjalną kontynuację na miarę Aliens. Wszak w podobny sposób zamienia dość kameralny dramat odizolowanej jednostki w rozbuchane widowisko pełne nie tylko wizualnego przepychu, ale też i prawdziwego zastępu bohaterów.

Obsada jest tu w dodatku zaiste mocarna, bo obok starych wyjadaczy pokroju Jona Voighta, Stuarta Wilsona, Philipa Baker Halla i Jasona Robardsa, którzy również budzą pewne oczywiste skojarzenia ze złotym okresem szpiegowskich gierek, znalazło się tu miejsce dla Gabriela Byrne’a, Toma Sizemore’a i wielu jeszcze wtedy nieobytych twarzy (m.in. Regina King, Jack Black, Seth Green, Jake Busey, Scott Caan, Barry Pepper, Jamie Kennedy, Jason Lee czy znana fanom Deadwood Anna Gunn – seksowny epizod zalicza też Ivana Miličevic). Przerzucają się oni przede wszystkim cennymi informacjami oraz potokiem technożargonu, który idzie w parze z ciągłymi eksperymentami formalnymi obiektywu Dana Mindela (Zawód: szpieg) oraz nieprzerwanym dynamizmem narracji – swoistym prekursorem wypracowanego w kolejnym wieku dzięki opowieści o Jasonie Bournie stylu, tutaj wciąż jednak głęboko osadzonego w spopularyzowanej przez Michaela Baya patetycznej poetyce.

I to chyba właśnie ta klasyczna dla danej ery otoczka zabija nieco ambicje całego dzieła. Chwytliwa i mocarna, lecz pusta muzyka rodem z Armageddonu (również autorstwa Trevora Rabina), logika ustępująca z czasem efektownym strzelaninom i nieodzownym zwrotom akcji, czy też żarciki rozładowujące najbardziej dramatyczne momenty zdecydowanie czynią Wroga publicznego atrakcyjnym dla przeciętnego widza, ale pozbawiają wagi jego przekaz. Jest to dzieło nierówne oraz odrobinę przydługie i momentami niepotrafiące zdecydować się, czym tak naprawdę chce być – zaczyna się jak solidny, zimnowojenny thriller obnażający system, a kończy jak zwykły, angażujący emocjonalnie, ale nieco rozchodzący się po kościach akcyjniak. Mamy tu zatem naprawdę wysmakowane momenty na miarę Maratończyka, ale całość została wyraźnie stworzona pod pokolenie MTV. Szczęśliwie przez gros seansu takie połączenie się sprawdza. I nawet ogólnym przerostem formy nad treścią oraz rozczarowującym nieco finałem nie udaje się twórcom całkowicie wytępić zasianego wcześniej w naszych sercach, podskórnego niepokoju.

Zresztą także dziś ten nakręcony w całości w sercu amerykańskiej demokracji (Baltimore i Waszyngton) ruchomy obraz budzi w nas moralny sprzeciw – głównie przez fakt, iż wcale nie okazał się tak mocno oderwany od rzeczywistości. Bo choć nawet w dwie dekady później, kiedy niemal każdy z nas może za pomocą zwykłego telefonu wykonać połowę widzianych w filmie sztuczek, część z nich dalej pozostaje przebajerzona w sposób godny kina SF, to cała fabularna afera wypada niezwykle blado w świetle o wiele bardziej przerażających faktów, jakie obnażył przed opinią publiczną chociażby pracujący dla dokładnie tego samego organu rządowego Snowden.

Na tym tle tym bardziej należy docenić nowatorskość produkcji Jerry’ego Bruckheimera, który nie bez kozery, i nie tylko dla kasy, pracował nad historią już od wczesnych lat 90. A gdy ta w listopadzie 1998 roku w końcu doczekała się premiery pod szyldem Disneya (a konkretnie należących do niego Touchstone i Buena Vista), mimo twardej kategorii R zgarniając w kinach grube miliony i zyskując również przychylność krytyków, NSA było bliskie pozwania twórców za… popsucie wizerunku agencji w oczach podatników. Ot, taka ponura konkluzja względem (za)wartości Wroga publicznego. Czy ostatnia? Z pewnością nie. Zwłaszcza, że ponoć ma powstać na jego bazie serial. Strach się bać, jaki będzie rezultat.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/