search
REKLAMA
Ranking

WIECZNIE STARZY. Aktorzy, którzy zawsze wyglądali na słuszny wiek

Jacek Lubiński

27 grudnia 2017

REKLAMA

Gene Hackman

Kończący w styczniu 88 lat, a na dużym ekranie nieobecny już od ponad dekady Hackman już w Bonnie i Clyde wyglądał jak dobry wujek, który ma jednak trochę za uszami. Przez kolejne cztery dziesięciolecia kariery sprawnie pielęgnował ten wizerunek, wcielając się przede wszystkim w społeczne autorytety pokroju pastorów, wojskowych, polityków, policjantów bądź trenerów sportowych. Twarda uroda połączona z wysokim, łysiejącym czołem, kręconymi włosami, szorstkim głosem i często uzupełniającym ten zestaw wąsem sprawiała, że nawet w sile wieku Hackman wyglądał na +50. Aż do przejścia na emeryturę w 2004 roku aktor niewiele się zresztą pod tym względem zmienił.

Anthony Hopkins

W przeciwieństwie do poprzednika, różnicę między młodym Hopkinsem a tym obecnym, osiemdziesięcioletnim, widać jak na dłoni. Cóż jednak z tego, skoro Hannibal-kanibal już w jednym ze swoich pierwszych filmów – Lew w zimie – wydawał się znacznie starszy niż w rzeczywistości. Okrągła twarz o ostrych rysach, skryta niekiedy dodatkowo za pokaźnym zarostem; głęboki, acz spokojny głos i powściągliwy styl bycia szybko sprawiły, że w repertuarze Walijczyka zaczęły dominować role budzących posłuch mistrzów, mentorów i zarazem zdyscyplinowanych geniuszy (bądź psychopatów), często wpływowych lub o szlacheckich korzeniach. Grywał wielkie osobowości z kart historii i postaci większe niż życie, a co za tym idzie odpowiednio wiekowe, co, wraz z upływem czasu, spotęgowane zostało jeszcze rzadkimi, siwymi włosami.

Tommy Lee Jones

Tego 71-latka od początku kariery charakteryzowała niecodzienna, pofałdowana faktura twarzy, nierzadko iście pokerowej, jeśli idzie o emocje. Jak na Teksańczyka przystało, Jones potrafi też być niezwykle władczy i jednocześnie charyzmatyczny, co sprawia, że doskonale sprawdza się w rolach wojskowych i stróżów prawa. A jeśli dodamy do tego jeszcze fakt, że zatrważająca większość postaci, w które się wcielił, wydaje się kompletnie pozbawiona jakiegokolwiek poczucia humoru, to wyrasta przed nami idealny stary człowiek – i to taki, który mimo upływu czasu nadal bardzo dużo może.

Patrick Stewart

Kapitan Jean-Luc Picard… profesor Charles Xavier… król Artur…  – to jedne z ikonicznych wcieleń brytyjskiego aktora, który od momentu debiutu w 1975 roku słynie przede wszystkim z podłużnej, szpiczastej i niemal całkowicie łysej głowy. Wraz z ciepłą i zarazem władczą aparycją stała się ona jego znakiem rozpoznawczym, dzięki któremu 77-letni obecnie Stewart szybko zapisał się w świadomości widzów i zaczął specjalizować się w podobnym do powyższego repertuarze, okazjonalnie naginając bądź naśmiewając się z niego. Co ciekawe, przez te cztery dekady bijąca od niego energia oraz nobliwy wygląd pozostały praktycznie bez zmian, co czyni go rzadkim przykładem wiecznie młodego starca.

Max von Sydow

Wysoki, zimny i niemal posągowy, dziś już blisko 90-letni Szwed o przenikliwym spojrzeniu i rozkazującym głosie na dobrą sprawę stał się stary dopiero po tym, jak upomniało się o niego Hollywood. Ale nawet wcześniej, gdy u Bergmana przystępował do pojedynku szachowego ze Śmiercią, emanowała od niego nad wyraz duża dojrzałość. Spora w tym zasługa czarno-białych zdjęć i jego jasnych, krótkich włosów, które na ekranie sprawiały wrażenie siwych. Ale też i Sydow niemal od początku grywał role niezwykle poważne, powściągliwe, porażające ojcowskim spokojem, a gdy trzeba, także przerażające stoickością, wręcz gentlemańskim wyrachowaniem.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA