TOP 10 – Najbardziej ODJECHANE postaci w HISTORII kina rozrywkowego
W ostatnich latach obserwować możemy klęskę urodzaju kina spod znaku superbohaterskiego. Rosnąca w postępie geometrycznym ilość postaci, nie zawsze idzie jednak w parze z ich ogólną, że tak to nazwę, miodnością. Okazuje się zatem, że w sektorach mojej pamięci odpowiedzialnych za przechowywanie wspomnień o tych najbardziej wyrazistych, charakterystycznych, zagranych z pazurem, oraz po prostu najfajniej wyglądających postaciach, przeważają bohaterowie… spoza trendujących aktualnie uni & multiversów. Po tym krótkim wstępniaku, z którego w sumie niewiele wynika, zapraszam do mojego rankingu NAJBARDZIEJ odjechanych postaci w HISTORII KINA, barwnych ptaków, które wyglądem, ekspresją i osobowością na stałe zakorzeniły się w mojej filmowej pamięci.
10. MARV / Sin City, 2005
Listę otwiera jedna z najlepszych ról Mickey’a Rourke’a i jedyna w niniejszym kolorowym zestawieniu postać czarno-biała, ale jakże barwna… czyli wywodzący się z kart komiksów Franka Millera Marv. Ten brutal i twardziel o gołębim sercu, chropowatym głosie, oklejony plastrami i będący w ciągłym poszukiwaniu nowego płaszcza, poświęca swoje życie w poszukiwaniu zemsty za śmierć Goldie. Marvem i jego historią zachłysnąłem się tak bardzo, że nowelkę mu poświęconą w Sin City oglądałem do zdarcia pliku AVI z dziełem Millera & Rodrigueza. I choć cały film był kapitalny, to właśnie segment Marva wybijał się ponad pozostałe epizody, nie tylko zresztą dzięki rewelacyjnej kreacji Rourke’a, ale też dynamicznej akcji, świetnemu montażowi i zdjęciom, nieziemskiemu klimatowi, masie brutalności, wreszcie wzruszającemu wątkowi post-miłosnemu. Szkoda, że w części drugiej, niepotrzebnie zresztą powstałej, postać Marva nie jest już tak magnetyzująca, a jego historia nieabsorbująca tak bardzo, że nawet nie pamiętam o co w sequelu chodziło.
9. PEACEMAKER / Legion samobójców, 2021 & Peacemaker, 2022
Już podczas oglądania Legionu samobójców od Jamesa Gunna, moją uwagę zwróciła nieco negatywna postać grana przez Johna Cenę. Powiem więcej, to właśnie Peacemaker pozostał po seansie w mojej głowie i było mi zwyczajnie szkoda, że go, spojler – uśmiercono – po spojlerze. Pomyślałem sobie wtedy, że chciałbym gościa jeszcze zobaczyć w jakimś może samodzielnym filmie, może nawet jako postać pozytywną… I stało się, Peacemakera w naciągany bo naciągany sposób ożywiono i przefarbowano niczym Arnolda w Terminatorze 2 na bohatera pozytywnego, z jedynie negatywną przeszłością. I tak DCEU wypluło z siebie serial znacznie lepszy od wszystkich tytułów wyrzucanych z prędkością karabinu maszynowego przez konkurencyjne MCU. Postać Peacemakera to fantastyczny konglomerat przypakowania, brutalności, czarnego / rubasznego humoru, świetnego aktorstwa, sprawnie napisanego dobrego złola z ciekawym backstory i jakby zamierzenie nieco idiotycznego stroju (ah ten wielki tandetny hełm). No i Peacemaker ma orła oraz bodaj najbardziej irracjonalną czołówkę w historii streamingu! Uwielbiam tę postać i nie mogę się doczekać drugiego sezonu tego zwariowanego i odważnego w epatowaniu przemocą serialu. John Cena, komediowy samorodek, dość nieporadnie zaczynający u Renny’ego Harlina w beznadziejnych 12 rundach, nieoczekiwanie wyrasta nam na nowego króla akcji, naturalnością, charyzmą i „tym czymś” zjadającego na śniadanie przecenianego The Rocka.
8. IMMORTAN JOE / Mad Max: Na drodze gniewu, 2015
Szef wszystkich szefów z arcydzieła kina akcji George’a Millera, to postać która ujęła mnie głównie za sprawą niesamowitego outfitu, na który składa się plastikowa obudowa z jakimś ustrojstwem pompującym powietrze do maski z zębami cholera wie jakiego zwierza. Do tego blady make-up i tlenione włosy, a wszystko doprawione szczyptą bezlitosnej brutalności w polowaniu na tych, którzy ośmielili się porwać jego żony. Ot, taki krwawy romantyk bigamista przyszłości, bydlak bez serca, ale miejsce w rankingu najbardziej odjechanych postaci należy mu się jak Trumpowi tupecik. Podczas tworzenia niniejszego zestawienia dowiedziałem się niestety, że grający Immortana Joe’ego Hugh Keays-Byrne zmarł w 2020 roku.
7. KOMEDIANT / Watchmen. Strażnicy, 2009
Rewelacyjnym prologiem-egzekucją emerytowanego Komedianta zaczyna się epickie dzieło superbohaterskie Zacka Snydera, powstałe jeszcze w czasach gdy nie wymiotowaliśmy od nadmiaru trykociarzy. Watchmen. Strażnicy to zresztą film ukazujący superbohaterów jako ludzi z krwi i kości, targanych dualizmem uczuć i zachowań. Komediant jako jedna z najbarwniejszych postaci filmu stoi po właściwej stronie barykady zasilając ekipę tych dobrych, z drugiej jednak strony nie przeszkadza mu to w zgwałceniu kobiety odrzucającej jego zaloty, czy w tłumieniu zamieszek i strzelaniu z niekłamaną satysfakcją gumowymi kulami do protestujących. Odsuwając na bok jego czyny należy jednak przyznać, że stylówkę Komediant miał przekozacką: pewność siebie, szelmowski uśmieszek, skórzana kamizelka z naramiennikami, kultowa żółta przypinka, a w ustach cygaro. Życiowa rola Jeffreya Deana Morgana.
6. HARLEY QUINN / Legion samobójców, 2016 i 2021, Ptaki nocy (coś tam coś tam...), 2020
Szalona, nieokiełznana, waleczna, drapieżna, seksowna, niebezpieczna, nierozważna i nieromantyczna. Harley Quinn w wykonaniu Margot Robbie, choć wystąpiła w zaledwie jednym udanym obrazie (nowa odsłona Legionu samobójców) bo własny film zawaliła, jest już bezapelacyjnie postacią ikoniczną. Jej kolorowy, radosny look idzie w parze z charakterkiem. Doceniam Harley Quinn, jej ekranową charyzmę, diabelski seksapil i zdolność zawłaszczania ekranu, choć nie do końca rozumiem w jaki sposób dziewczyna z kijem baseballowym i zwykłymi pistoletami, choćby nie wiem jak szalona i odważna, mogła stawać ramię w ramię z różnymi superbohaterami wyposażonymi w moce, do walki z jakimiś diabelstwami z piekła rodem. Nowym wcieleniem Harley Quinn (u boku Jokera Phoenixa) ma zostać Lady Gaga, nie wiadomo jednak czy oznacza to koniec przygody Margot Robbie z tą postacią.
5. SIMON PHOENIX / Człowiek demolka, 1993
Można powiedzieć, że Wesley Snipes był zajebisty zanim to było modne. Czarny humor Simona Phoenixa (czy tu jest zimno, czy mi się wydaje?) oraz cool look w postaci blond włosów i kurtki w szachownicę, czy późniejsze kolorowe wdzianka i w końcu przekozacka „zbroja”, sprawiały, że John Spartan w wykonaniu Sylvestra Stallone’ego wypadał przy nim po prostu przeciętnie, żeby nie powiedzieć blado. Gdy pierwszy raz oglądałem Człowieka Demolkę na video (wówczas pod tytułem Niszczyciel) w wieku 16 lat, Simon Phoenix był jeszcze dla mnie postacią zbyt ekstrawagancką, chyba wyprzedzającą swoje czasy, dopiero po latach doceniłem odwagę i nowatorskość Wesleya Snipesa w kreowaniu nowego typu ekranowego świra rozsadzającego swoją obecnością ekran.
4. JOKER / Mroczny rycerz, 2008
Purpurowy płaszcz, blizny na twarzy po cięciach niewiadomego pochodzenia, przetłuszczone włosy o zabarwieniu lekkotrawiastym, do tego lekko niepokojący śmiech, nerwowe oblizywanie ust, fantastyczne operowanie głosem. No i to lekkie przygarbienie oraz sposób bycia bez planu, szalony i nieobliczalny. Charakter Jokera najlepiej oddaje scena tuż po tym, jak ten pierdoła Batman co nie zabija (chyba pomylił profesje) zamiast przydzwonić w Jokera, rycersko ominął go by rozwalić swój batpod i złożyć swe zemdlone ciało u stóp przeciwnika. To wtedy widzimy Jokera najbardziej ześwirowanego, skaczącego nad ciałem przeciwnika i spluwającego nań z wyraźną radością & satysfakcją. PS. Dlaczego Joker Ledgera, a nie Phoenixa? Ten drugi to raczej samotny i chory człowiek snujący fantazje o zemście i uznaniu, zza krat zamkniętego zakładu psychiatrycznego, niżeli “odjechana postać, barwny ptak…” o których to postaciach traktuje niniejszy ranking.
3. DR ROBOTNIK / Sonic. Szybki jak błyskawica, 2020 i 2022
Doktor Robotnik to wielki powrót Jima Carreya do zwariowanych ról w stylu Maski i jednocześnie kreacja lekko niedoceniona. Jako pociesznie czarny charakter ścigający irracjonalnie szybkiego (choć prędkości “szkockiej kraty” raczej nie osiągał) Sonica, Carrey odstawia przed nami odlotowy teatr jednego aktora, każdym monologiem, gestem i skurczem mimicznym przypominając sobie i widzom do czego służy jego gumowa twarz, zwariowane poczucie humoru i cielesna ekspresja. Do tego oczywiście kolorowe stroje, ogolona łepetyna (w części drugiej, równie dobrej jak jedynka) i wąsy-mokry sen barbera. Aktor szarżuje tu w najlepsze, jak za złotej ery lat 90. XX wieku (Ace Ventura, Głupi i głupszy, Telemaniak, Batman Forever). Wielka szkoda, że po nakręceniu Sonica 2 Carrey ogłosił zakończenie aktorskiej kariery. Jak sam powiedział: „Czuję, że mam dość. Zrobiłem wystarczająco dużo. To mi wystarczy. Jeśli anioły przyniosą jakiś scenariusz napisany złotym atramentem, który powie mi, że to będzie naprawdę ważne, aby ludzie to zobaczyli, mogę to zrobić. Ale robię sobie przerwę…” – Mam nadzieję, że będzie to scenariusz Sonica 3 i/lub prawowitego sequela Maski, pomarzyć można, prawda?
2. MASKA / Maska, 1994
Mimo, że to Tom Hanks dostał wówczas Oscara za rolę w Forreście Gumpie, a Jim Carrey nie zdobył choćby nominacji, rok 1994 aktorsko należał zdecydowanie do komediowego aktora, który przebojem wdarł się na filmowe salony za sprawą Ace’a Ventury, Głupiego i głupszego oraz właśnie Maski. To w tym ostatnim tytule Jim Carrey mógł w pełni rozwinąć barwne skrzydła swych nieziemskich umiejętności. Maska, mimo że to postać wspomagana komputerowo, nie mógłby zaistnieć gdyby nie gumowa twarz i komediowy geniusz późniejszego Telemaniaka. Feeria kolorów, odjazdowe ciuchy, spoko ruchy, nieskrępowana wyobraźnia twórców, no i przede wszystkim kapitalna gra komediowa Carreya, dały światu jedną z najoryginalniejszych i najradośniejszych postaci wszech czasów. Do dziś nie mogę uwierzyć, że nie powstał sequel z udziałem Carreya, bo tę haa… tfu! abominację zatytułowaną Dziedzic maski należałoby zakopać pod największym kamieniem. Potem odkopać i zakopać jeszcze raz!
1. DEADPOOL / Deadpool, 2016 i 2018
Nasz odjechany laureat pierwszego miejsca potrafi regenerować ucięte kończyny i inne śmieszne końcówki ciała. Jest mistrzem ciętego języka i czarnego humoru, autoironii, ironii i aronii, łamie czwartą ścianę i karki przeciwników, kręci bekę z siebie, widzów, popkultury, producentów filmu, aktorów i postaci po fachu. Ryan Reynolds w swojej życiowej roli jest w 100% naturalny, a jego bohater przez to niesamowicie wiarygodny. Aktor nawet w życiu prywatnym zdaje się nie wychodzić z roli, uprawiając w mediach społecznościowych ten sam rodzaj przaśnego humoru co Deadpool. Superbohaterski strzał prosto w gębę, odtrutka i powiew świeżości wśród tych wszystkich nudnych do usrania Batmanów, Supermanów, Iron Manów, Spider-Manów, Aquamanów, Kapitanów Ameryków, Czarnych wdów, Cyborgów, Flashów, She-Hulków i innych Wandawiżynów. Jeśli na coś jeszcze w tym parku rozrywki czekam, to właśnie na tego typu filmy i tego typu bohaterów, ament!