CZARNA WDOWA. Siła sióstr kontra świat
Czarna Wdowa to bodaj pierwszy tak pechowy film Marvel Cinematic Universe – jego pechem okazała się pandemia koronawirusa, która spowodowała kilkukrotne przesunięcie daty premiery. Mimo że film Cate Shortland zrealizowano w jeszcze w 2019 roku i miał zadebiutować w maju 2020, czas zupełnie nie zaszkodził solowej produkcji poświęconej Natashy Romanoff. Czarna Wdowa to bowiem jeden z pierwszych pandemicznych blockbusterów i – śmiem twierdzić – jedyny jak dotąd tak spójny i przemyślany.
Postać Czarnej Wdowy od początku była w filmowym uniwersum Marvela traktowana nieco po macoszemu – z pewnością na kartach komiksów Natasza znacznie częściej gra pierwsze skrzypce, nie tylko w solowych wydawnictwach, ale także w składzie Avengers. W Marvel Cinematic Universe jak dotąd może nie była marginalizowana – poświęcono dość dużo miejsca jej relacjom z Kapitanem Ameryką, Hawkeye’em czy Hulkiem – ale trudno powiedzieć, by miała okazję szerzej zaistnieć jako niezależna postać. Gdy więc ogłoszono, że powstanie solowy film poświęcony Natashy Romanoff, uznałem, że to należący się tej postaci ukłon; wszak w filmowym uniwersum Marvela Czarna Wdowa była jedną z założycielek Avengers, a mimo to jedynie ona i Hawkeye nie doczekali się solowych projektów – aż do 2021, bowiem niedługo po premierze filmu Cate Shortland na Disney+ zadebiutuje serial poświęcony najlepszemu łucznikowi/łuczniczce w uniwersum Marvela.
Solowy film o Czarnej Wdowie rozpoczyna dobrze rozpisana i trzymająca w napięciu sekwencja z pogranicza kina szpiegowskiego i melodramatu – znajdujemy się w Ohio roku 1995, gdzie mieszka typowa, wydawałoby się, amerykańska rodzina. Z włosami pofarbowanymi na niebiesko i aparycją chłopczycy Natasha nie przypomina jeszcze rudowłosej zabójczyni, którą znamy współcześnie – w tym konkretnym czasie przemierza przedmieścia na rowerze i spędza czas z młodszą o kilka lat siostrą Yeleną. Ten sielski obrazek szybko obraca się w pył, bowiem po powrocie z pracy ojciec rodziny (David Harbour) oznajmia żonie (Rachel Weisz), że muszą natychmiast uciekać. Tak oto kończy się amerykański sen tej rodziny, a obie dziewczynki trafiają do specjalnego rosyjskiego programu szkolącego ludzkie maszyny do zabijania. Nic nie wskazuje na to, że jeszcze kiedyś się spotkają.
Skok w czasie o 21 lat do przodu. Natasha Romanoff ukrywa się po wydarzeniach z Kapitana Ameryki: Wojny bohaterów, kiedy to oskarżono ją o naruszenie Porozumień Sokowskich. W tym momencie Avengers praktycznie nie istnieją, a Czarna Wdowa musi zaszyć się na norweskim odludziu. Jak można się domyślić, Natasha nie może cieszyć się spokojem zbyt długo. Zostaje zaatakowana przez potężnego przeciwnika zwanego Taskmasterem, a gdy udaje jej się ujść z życiem z ich pierwszego spotkania, jest zmuszona szukać odpowiedzi gdzie indziej – konkretnie w Budapeszcie. I to może tyle, jeśli chodzi o zarys fabularny – wiele innych elementów scenariusza można było rozpoznać już w zwiastunie, ale kolejne szczegóły tej intrygi mogłyby jedynie popsuć wam zabawę. Dość powiedzieć, że dochodzi do prawdziwego rodzinnego spotkania po latach, a Natasha i Yelena dowiadują się sporo o swojej przeszłości – na jaw wychodzą tajemnice, a przekonania zostają zakwestionowane. Czy grupa ludzi, którzy przez trzy lata tworzyli fikcyjną rodzinę na przedmieściach Ohio, będzie w stanie działać teraz jak autentyczna rodzina?
Przyznam, że nie odczuwałem potrzeby zgłębienia przeszłości Czarnej Wdowy, ale film Cate Shortland dodaje tej postaci tła i kontekstów, które pozwalają spojrzeć na nią nieco inaczej, poważniej. Zwłaszcza że grupa nowych postaci zaprezentowanych w Czarnej Wdowie to prawdziwa galeria rozmaitości, a co najważniejsze – seria trafionych decyzji castingowych. Ten, kto pierwszy wpadł na pomysł, by rolę Yeleny (co ciekawe, na kartach komiksu niebędącej przybraną siostrą Natashy) powierzyć Florence Pugh, powinien dostać sowity bonus – gwiazda Midsommar i Małych kobietek rewelacyjnie odnajduje się w blockbusterowej konwencji, nadając swojej postaci komediowo-zadziorny rys. Muszę przyznać, że obawiałem się, że może zabraknąć chemii pomiędzy Pugh a Scarlett Johansson – wszak to aktorki z dwóch kompletnie innych galaktyk – ale szczęśliwie obie panie bardzo dobrze uzupełniają się na planie. Do ciekawszych postaci zaliczyć należy oczywiście także Red Guardiana, ale ci, którzy liczą na mocniejsze rozwinięcie jego wątku, mogą srogo się zawieść – być może radziecka odpowiedź na Kapitana Amerykę jeszcze w MCU powróci, ale w filmie Shortland nie wysuwa się na pierwszy plan.
Czarna Wdowa to widowisko, którego nie wiedziałem, że potrzebuję. Pierwszy pełnometrażowy film czwartej fazy kinowego uniwersum Marvela to bardzo sprawnie zrealizowane origin story, pozwalające postaci Natashy Romanoff mocniej zaistnieć w Marvel Cinematic Universe – paradoksalnie niejako z zaświatów. Cieszę się jednak, że Czarna Wdowa doczekała się swojego filmu, zwłaszcza że wybrzmiewa z niego jakże ważny i potrzebny dziś wątek kobiet wyzwalających się spod jarzma mężczyzn.