Dlaczego SUPERMAN: POWRÓT to BARDZO DOBRY film
Superman: Powrót kończy 15 lat. 28 czerwca 2006 odbyła się amerykańska premiera filmu Bryana Singera. Było to mniej więcej rok po tym, jak Christopher Nolan przedstawił światu swoją wizję Batmana, i z pewnością studio liczyło, że nowym filmem o Supermanie otworzy nową erę w popularności również tej postaci. To nigdy się jednak nie wydarzyło. Film Singera nie zyskał fanów, przez krytykę przyjęty został raczej bez większego entuzjazmu, a z perspektywy czasu wydaje się produkcją niemal zapomnianą. Dziś dość jednoznacznie filmy z Henrym Cavillem w roli ostatniego syna Kryptonu uważane są za pierwsze kinowe przeniesienie postaci w XXI wiek.
Sam dostrzegam grzechy filmu Bryana Singera, któremu z perspektywy dzisiejszego widza z pewnością nie pomaga właśnie nazwisko reżysera i obsadzenie Kevina Spaceya w jednej z głównych ról (obaj panowie byli głośnymi antybohaterami #MeToo), ale też niezmiennie od 15 lat cenię ten film i chętnie do niego wracam. Oto dlaczego.
To pierwszy współczesny film o tej postaci
Pisząc „współczesny”, mam oczywiście na myśli kino XXI wieku, które oglądać mogłem premierowo na wielkim ekranie, a nie poznać z telewizji czy przykurzonych kaset VHS. I rzeczywiście jako taki robił ogromne wrażenie. W końcu kultowa postać przestała być umownym herosem z trącących myszką filmów z Christopherem Reeve’em, ale „naprawdę” latała, strzelała laserami, podnosiła nieludzkie ciężary. Siedem lat przed Człowiekiem ze stali Zacka Snydera zobaczyć mogliśmy, jak współczesne CGI zamienia człowieka w posiadającego supermoce kosmitę.
To nostalgiczna podróż do minionej epoki kina superbohaterskiego
Bryan Singer – pomimo przeniesienia tej postaci w ramy wysokobudżetowego, współczesnego blockbustera – poszedł pod prąd oczekiwaniom widzów i studia, bo nie postawił na nowe otwarcie, jak zrobił to Nolan przy Batmanie – Początku. Przeciwnie, stworzył kontynuację kultowego Supermana II, gdzie klimat filmów Donnera i Lestera wybrzmiewał w stylu, obsadzie, scenografii, muzyce. Nie wszystkim się to spodobało, część widzów nazwała nawet Supermana: Powrót remakiem Supermana z 1978 (moim zdaniem to absurd), ale ja bardzo doceniam tę laurkową pracę Singera. Mimo że nie jestem wielkim fanem starszych filmów o tej postaci.
To niezwykle romantyczny i oferujący zupełnie inny klimat blockbuster
To, co cenię w Supermanie z 2006 roku najbardziej, to jego klimat. To niezwykle romantyczna, spychająca wręcz na dalszy plan całą widowiskowość produkcja, której sercem pozostaje relacja tytułowego bohatera z Lois Lane. Przykładowo: za każdym razem urzeka mnie wspólny lot pary nad Metropolis. Wiem, że to jedno z wielu nawiązań do Supermana Richarda Donnera, ale w wydaniu z 2006 roku sekwencja jest dużo bardziej ujmująca dzięki fizycznej bliskości i Lois ufającej, że jej stopy nie ześlizgną się z butów dawnego ukochanego. Podobnie bardzo lubię cały mesjanistyczny wydźwięk filmu, dużo bardziej pasujący do całości, o wiele subtelniejszy i ciekawszy niż ten z filmów Zacka Snydera.
To w końcu wspaniały (trzeba mu to oddać!) Kevin Spacey
Oczywiście cancel Kevina Spaceya to zjawisko w pełni zrozumiałe i zasłużone, ale trudno zaprzeczyć, że w latach swojej aktywności zawodowej pozostawał jednym z najlepszych aktorów Hollywood. Nic więc dziwnego, że Lex Luthor w jego wykonaniu po prostu zachwyca. Specyficzne połączenie czarnego humoru, maniakalności, grozy i lekkiej nieporadności dało znakomity efekt, a Luthor Spaceya to wciąż jeden z moich ulubionych superbohaterskich antagonistów. Szkoda tylko, że główni aktorzy – duet Brandon Routh i Kate Bosworth – nie dotrzymywali zupełnie kroku Spaceyowi. Przeciwnie (mimo że wizualnie pięknie dobrani!), stanowią jeden z najsłabszych elementów filmu.
A wy co sądzicie o filmie Superman: Powrót? Widzicie w nim plusy? A może to idealny moment na odświeżenie produkcji? W końcu odbiór po 15 latach może okazać się zupełnie inny. Koniecznie dajcie znać w komentarzach.
W ramach swoistego post scriptum dodać chciałbym, że sequel filmu Singera wszedł we wczesny etap preprodukcji, a może bardziej zbioru plotek i pomysłów. I chociaż jestem wielkim fanem trylogii Zacka Snydera, która powstała tylko dzięki porzuceniu projektu Singera, to chętnie zahaczyłbym kiedyś o jakiś alternatywny wymiar, w którym ten film powstał.