Szybcy i wściekli 7 – Prawdy objawione
Nie będzie tradycyjnego wstępniaka i tłumaczenia po raz setny, na czym polega idea działu Prawd objawionych. Nie napiszę kolejny raz, że wcale nie zionę nienawiścią w kierunku filmów, za których obśmiewanie się zabieram. No dobra, nie przepadam za serią Szybkich i wściekłych i zachodzę w głowę, jakim cudem obejrzałem wszystkie części, ale w sumie cieszę się, że dobrnąłem do siódemki, na którą wybrałem się nawet do kina.
Oddaję w tym miejscu szacunek twórcom, za sami wiecie co, bo wybrnęli z sytuacji iście po mistrzowsku, fundując widzom finał tak szczerze wzruszający, o jaki nie podejrzewałbym filmu z serii Szybkich…, i o jaki trudno w kinie w ogóle. Przez nieszczęśliwą śmierć Paula Walkera świat realny metafizycznie wniknął do świata filmu. Dlatego wypisywanie prawd objawionych skończyłem na końcowej sekwencji akcji, nie zerkając nawet, czy coś w scenie pożegnania Briana nadawałoby się do mojego działu. Końcówka Szybkich i wściekłych 7 to bardzo osobiste, refleksyjne pożegnanie aktorów z przyjacielem i wara mi od niego.
Wracając do poniższych prawd objawionych, przede wszystkim zmieniamy nazwę działu, wyrzucając z niej magiczną liczbę 50 – od dawna uwierała mnie bowiem konieczność dobrnięcia do tej magicznej pięćdziesiątki, albo z drugiej strony – ograniczanie się do niej, gdy film oferował ponadprzeciętną ilość okazji do pożartowania. Bez zmian pozostaje konwencja działu, czyli przysłowiowy patyk wsadzony w mrowisko, szpikulec satyry wbity w sam środek waszych ulubionych filmów. I pewnie tak, jak za każdym razem, coś pomylę, coś naciągnę, w komentarzach będą moje prawdy obalane, a ja wyzywany od cwaniaków, liści i alkoholików. Tak moi drodzy, w komentarzach pod prawdami objawionymi przez Prometeusza tak właśnie mnie skwitowano, w dodatku ktoś napisał, że Rafał Donica miał trudne dzieciństwo. No dobra, jak miałem dziesięć lat, spadłem z rusztowania i to w chwili, gdy miałem w ustach kęs kanapki z kiełbasą. Po twardym lądowaniu wśród desek i worków po cemencie zamiast wstać, by sprawdzić, czy mogę wstać, dojadłem instynktownie to, co miałem w ustach, i to doprawione piachem… ale nie nazywałbym tego od razu trudnym dzieciństwem.
No dobra, bo mi się wstęp zaczyna rozłazić na boki. Co to ja miałem? Aha, osoby z poczuciem humoru zapraszam do lektury i życzę miłej… lektury. A jeśli ktoś przyszedł tu z kijem w… między nogami (nie wiedziałem, czy wolno mi „w dupie” napisać, więc wolałem nie napisać), zapraszam od razu do sekcji komentarzy, gdzie całkowicie za free i zupełnie anonimowo, można wyładować swoje frustracje – ale błagam, zniosę wszystko, tylko nie nazywajcie mnie liściem, bo nawet nie wiem, co to znaczy.
Dziś będzie szybciej i wścieklej niż do tej pory w cyklu Prawd objawionych bywało, więc wyłączcie zdrowy rozsądek, poczucie humoru wrzućcie na najwyższy bieg i zapnijcie pasy, bo z piskiem opon na piasku jedziemy prosto do krainy purnonsensu!
1. Demolujesz szpital, zabijasz tuzin policjantów, a wszystko po to, by wygłosić pretensjonalny monolog do pogrążonego w śpiączce brata, który cię nie słyszy.
2. Wychodząc z sali brata, rozkazujesz przerażonym pielęgniarkom, żeby dobrze o niego dbały, ale sam chwilę wcześniej położyłeś mu na poparzonym brzuchu brudny karabin maszynowy.
3. Po jaką cholerę w ogóle zostawiłeś mu ten karabin?
4. Dbania o rodzinę ciąg dalszy. W swojej braterskiej miłości doprowadzasz cały szpital do ruiny, wszędzie zwarcia elektryczne, w ścianach dziury po kulach (takich z karabinu, nie ortopedycznych), pożary, a na koniec wielkie jebudu na recepcji i krajobraz po bitwie. Nie przyszło ci do głowy, że twoje „odwiedziny” mogły uszkodzić elektryczność w całym szpitalu i szlag mógł trafić na przykład aparaturę podtrzymującą twojego brata przy życiu?
5. Nie przekraczaj dziewięciu tysięcy obrotów na minutę, to wygrasz, a jemu samochód się zesra po trzystu metrach. Ha, zesrał się! Wygrałaś.
6. Ludzie cieszący się z twojego zwycięstwa przywołują bolesną retrospekcję z wybuchami i wypadkiem samochodowym w tle. To normalne zjawisko. Jak kiedyś mój pies cieszył się na mój widok, przywołało to u mnie retrospekcję mojego upadku z rusztowania, o którym pisałem w drugim akapicie wstępu.
7. Włamujesz się do komputera agenta Hobbsa, bo interesuje cię ekipa, która okaleczyła twojego brata. Kilka przypadkowych pierdyknięć w klawiaturę i już masz na pendrive’ie wszystkie potrzebne ci informacje. Bo Hobbs miał zapewne w komputerze katalog nazwany „Ekipa, która okaleczyła jego brata”.
8. Twój potencjalnie śmiertelny upadek z kilku pięter na dach samochodu, powoduje ciężkie obrażenia… samochodu.
9. Na Agenta Hobbsa idziesz z łapami jeden na jeden, Hana w Japonii zabijasz osobiście. Ale do szefa „ekipy, która okaleczyła jego brata”, choć też chcesz go zabić, stojąc z nim twarzą w twarz, wysyłasz wielką bombę niszczącą domy. Bo wiesz, że to film i Toretto zdąży zrobić Get down! I spotkacie się kilka scen dalej.
10. Czy tylko ja odnoszę wrażenie, że The Rock jest już tak wielki, że nawet jego mięśnie mają mięśnie, a głowa zaczyna być za mała?
11. Nie mówisz Brianowi, że jesteś w ciąży i będziecie mieć drugie dziecko, bo wtedy nie pojechałby pomóc Dominicowi. No tak, bo pierwsze dziecko jest mało istotne, można jechać na misję, zginąć i je osierocić. Drugie i kolejne dziecko wszędzie ma lepiej.
12. Zapytany, co zrobisz, gdy znajdziesz zabójcę Hana, odpowiadasz: „Jeszcze nie wymyślono słów, żeby to opisać”. Faktycznie, bo jeszcze nikt przed tobą nie wymyślił czegoś tak głupiego, żeby zabić przeciwnika, waląc w niego czołowo samochodem bez zapinania pasów.
13. Cały film gadacie, że lojalność, że rodzina, że jeden za wszystkich, wszyscy za… a nie, to nie ten film. Ale jak na pogrzebie Hana zjawia się Deckard Shaw i Dominic rusza za nim w szaleńczy pościg, żaden z was nie rusza dupy, żeby mu pomóc. Pewnie stoicie tam dalej i zastanawiacie się, gdzie on pojechał w środku imprezy.
14. Już wiem, dlaczego nie zapinasz pasa, idąc na czołowe z przeciwnikiem. Jak uderzenie samochodem nie załatwi sprawy, dobijesz z bani.
15. Strzela do ciebie z broni automatycznej sześciu komandosów. I żaden nie trafia. Pewnie pierwszy raz w życiu strzelali, spuszczając się. Na linie.
16. Półtorej sekundy wcześniej pozwoliłeś uciec Deckardowi Shaw, żeby teraz móc powiedzieć: „Mogę pomóc ci znaleźć Deckarda Shawa”. I olać to, że Deckard Shaw jest tuż za rogiem, bo pieszochodem raczej nie zdążył uciec dalej.
17. Reklama piwa Corona jest w Szybkich i wściekłych 7 tak pociesznie nachalna i prostacka, że może konkurować tylko z kijkami do nordic walking z Klanu.
18. Skoczkowie spadochronowi muszą długo trenować, żeby wylądować tam, gdzie chcą, ale zrzuć tylko na spadochronach kilka samochodów bez żadnej możliwości sterowania lotem i bez żadnego wpływu na podejście do lądowania, a wszystkie ustawią się gęsiego, oczywiście równolegle do drogi, na której mają wylądować.
19. Autobus ma ochronę w postaci uzbrojonych pojazdów towarzyszących i sześciu potężnych karabinów ukrytych po bokach autobusu, ale do jego wnętrza postanawiasz wparować z gołymi łapami, bo niby dlaczego ktoś w środku miałby mieć broń?
20. Waszym zadaniem było zdobycie Oka Boga i równie istotne odbicie Ramsey. Byliście przygotowani na wszystko, mieliście kuloodporne auto, specjalne zawieszenia, spadochrony, jakieś haki na linach, materiały wybuchowe do urwania dupy autobusu, pewnie nawet catering za wami jechał, gdybyście zgłodnieli. Słowem, byliście przygotowani na każdą ewentualność i mieliście perfekcyjny plan na wszystko. Zapomnieliście tylko zaplanować, w jaki sposób ewakuować Ramsey z autobusu, więc wykonujecie nią pospolity rzut workiem ziemniaków o maskę rozpędzonego auta.
21. Tam, gdzie wy dostaliście się dzięki wojskowemu transportowcowi i samochodom na spadochronach, Deckard Shaw przyjechał samochodem bez spadochronu. Można? Można.
22. Nieważne, z jak stromej góry zjeżdżasz i jak wiele jest na niej drzew, masz w dupie manewry, bo jesteś zajęty pojedynkiem na spojrzenia z przeciwnikiem.
23. Jeśli coś się waha, czy spaść czy nie, to coś musi to coś przeważyć, żeby to coś spadło, prawda? Nieprawda. Autobus wisi spokojnie nad przepaścią, do momentu gdy robi się… lżejszy o jakieś osiemdziesiąt kilka kilogramów w postaci wypadniętych zeń zwłok kierowcy. Fizyko, idź do domu, jesteś pijana.
24. Dojeżdżając do zsuwającego się w przepaść autobusu, nie widzisz na nim śladów żywota (Briana), ale na wszelki wypadek wykonujesz ryzykowny manewr zawinięcia auta na ręcznym tuż nad skrajem przepaści, gdyby na przykład Brian akurat biegł po autobusie. I Brian akurat biegł po autobusie.
25. Na akcje zawsze wozicie ze sobą kurewsko wielki cyrkiel, którym rysujecie półkola, by równo otaczać przeciwnika.