search
REKLAMA
Felietony

Idziesz, Kacha?

Jakub Koisz

3 grudnia 2015

REKLAMA

Bo ja to się w sumie zastanawiam, Kacha, czy ty na te nowe Gwiezdne wojny w ogóle pójdziesz, bo to byłoby ciekawe, jakbyś poszła jednak.

Znaczyłoby ni mniej, ni więcej, że siadło nam wtedy, jak ci pokazywałem nową i starą trylogię. Siadło idealnie. Ty przecież, dziewczyno, tak samo jak ja – te starwarsy to poznałaś poprzez osmozę, że ktoś polecił, coś powiedział, a ty nie kumasz zajawki. Pamiętam, jakby to było wczoraj, a to dekada ponad minęła, uwierzysz? Matko Boska Elektryczna, jak ten czas leci… Ja oczywiście już te filmiki znałem wtedy, ale cóż miałem zrobić, jak nie wskoczyć w ten świat jeszcze raz. Koleżanka w potrzebie. A to było tak, że ci, Kaśka, normalnie wstyd było wśród ludzi, że nie wiesz, co to są te dżedaje i pałki świetlne, no nie? Ja ci mówię, że spokojno. Wiele takich.

Dzwonisz więc do mnie, przyjaciółko, i „no hej, Kuba, obejrzymy razem te Wojny gwiezdne?”. Ja na to, że luzik, zawsze i wszędzie, szczególnie z tobą, bo dobra mordka z ciebie jest. Pytam tylko, co cię tak przycisnęło, przecież takie popbajeczki to nigdy ci się nie podobały, bo wałkowałaś same melodramaty i jak coś na TVP Kultura polecili czy w stopce recenzenckiej „Newseweeku”. Dostaję w zamian historyjkę o tym, jak w pracy, gdy wtedy jeszcze na pół gwizdka w Irlandii latem siedziałaś, jakiś koleś drze mordę na korytarzu: „Yo, Kate, may the force be with you” a potem „I’m your father, Luke”, a ty ani be, ani me, chociaż do języków to ty miałaś słuch dobry, to tutaj totalny Babel.

No to przybiegasz do mnie, ja ci zrobiłem krótki wykład o Lucasie, żebyś trochę z rezerwą podchodziła do tego, co widzisz, bo to taka współczesna baśń. Kilka kawałków Johna Williamsa zarzucam. Klimat zrobiony. Ty pytasz, kiedy ja te Gwiezdne wojny poznałem, że tak głęboko w nich siedzę, więc snuję narrację, że pierwszy raz to ja z nimi tak na poważnie, gdy graliśmy z młodszym bratem w Imperium kontraatakuje na SNES-ie i zbieraliśmy tazosy z chrupek. Ty na to oczywiście, że nie masz bladego pojęcia, o co mi, do cholery, chodzi. Ja na to, że dobra, już milczę i włączam filmy.

gfs_28919_2_82

I leci jakoś. Nowa nadzieja leci, a ty oczywiście – „ale że jak to, część czwarta na początek?”. Ja mówię, że to technicznie rzecz biorąc pierwsza, bo prequele nakręcono później. Ty na to, że okej, nie wiesz, co to prequele, ale co będzie, napieprzamy te starwarsy dalej, żeby mieć to za sobą, bo uparłem się, że albo wszystko, albo nic. Sześć filmów mija szybko w ten nasz weekend, jak wiosna mija, jak młodość mija, jak te lata minęły, gdy ostatni raz się widzieliśmy, Kacha. Ty mówisz, że super było, a najfajniejsze to są te wszystkie rozpiszczane miśki, co skakały po lesie. Ja nie mogę zdzierżyć takiej arcyignorancji, że miśki, że księżniczki, bo to ignorancja, umówmy się. Miałem przecież taką płytą CD dodawaną do drukarki tuszowej Epsona, na której była wirtualna encyklopedia Star Wars.

Siedzisz więc, Kacha, taka przestraszona, a ja ci na monitorze wyświetlam biogramy i statystyki, że to nie miśki, ale Ewoki, no i że one mają swoją historię w komiksach, książkach, bo  to rasa z tradycjami jest! Patrzysz jak na debila. Dociera pomału, że jestem niezbyt zrównoważony; niby duży chłop, w piłkę gra, sztangi podnosi, na dziewczynki chodzi, historię i gegrę poprawia w liceum, a jara się jakimiś gumisiami tańczącymi w dżungli zamiast o drugiej wojnie światowej doczytać i sprawdzić, jak to jest z tą wilgocią w Nizinie Gangesu.

4-Hoth-Fight-CROPPED

Wyskakuję też z takim fundamentalnym pytaniem – a która scena to ci siadła najlepiej? Ty mówisz, że jak ten przystojniak walczy na wulkanie z dawnym mistrzem, bo smutna. I jak Han Solo (zapamiętałaś imię, jakże ja dumny byłem z siebie) tak cwaniakował przy tej dupeczce swojej na tej Antarktydzie. Myślę „planeta Hoth, dziewczyno”, ale tylko myślę.

Tak, to ładne są momenty.

Ja ci mówię, żebyś zapytała mnie, którą uważam za najlepszą z tych swoich najulubieńszych. Niechętnie to robisz, bo wiesz, że zaraz polecę z tematem jak przy dobrym fristajlu. I jedziemy: dla mnie, Kacha, to najcieplej mi się w sercu robi, gdy na końcu Powrotu Jedi te właśnie małe niedźwiadki (i nazywaj je od tej chwili Ewokami, do cholery jasnej!) celebrują wraz z rebeliantami zwycięstwo nad Imperium. Ta scena, w której na Endorze tańczą przy ognisku, a w nowej wersji filmu na DVD widać, jak w tym czasie upada Imperium w całej galaktyce, wybuchają pomniki, prawie jak wtedy, gdy kult Stalina zaczął się kruszyć gdzieniegdzie. Kocham pomysł, że to kiepsko zaawansowana technologicznie rasa pomaga zwyciężyć ten cały metaforyczny komunizm, ten reżim, i zło to całe, bo to trochę jak z nami, Polakami, niby lasy same i krowy między ugorami, a przegoniliśmy czerwonych jakby.

Ty mówisz, że de facto to guzik przegoniliśmy, ale słuchasz. Dodajesz też na koniec, że jestem głupi, ale przyznajesz rację, że słit to było nawet, jak oni wszyscy się przytulali, grali na cymbałkach czy coś, a potem się ustawiali do takiego jakby symbolicznego zdjęcia w Powrocie Jedi, a przynajmniej wyglądało to na klasowe zdjęcie, ale takie, na którym wszyscy się lubią. Ja mówię, że super było, jak pod koniec tej sceny pojawia się duch Anakina, a tylko syn go widzi, no i że wszyscy wszystko sobie przebaczają, nawet najgorsze przewinienia wobec życia, rodziny i kosmosu. Tutaj była jednomyślność. Super to było, kurde, jak ekipa się tak na planie zżyła, bo autentyczna magia kina się z tego wylewa. Ciemność. Napisy końcowe.

A powiedziałaś to chyba ty, Kaśka, co to tylko oglądałaś filmy, które na TVP Kultura polecają jedynie. Zmiękłaś, dziewczyno, z tymi Gwiezdnymi wojnami jak bułka zostawiona na deszczu.

I dumam dzisiaj nad tymi wszystkimi Kaśkami. Myślę o Kamilku, który – gdy oglądaliśmy Imperium kontratakuje – włazi w buciorach do salonu, wyrywa mi i mojemu koleżce piwa (którego w wieku piętnastu lat teoretycznie nie mogliśmy pić), a potem wydziera mordę na widok Yody: „ej, do cholory, ten grzyb zielony wygląda jak Władzik świętej pamięci! To samo ryło spuchnięte od denaturatu!”. I jak przywołałeś niczym w obrzędzie dziadów duszę Władzika, lokalnego pijaka, który i tak przeżył całe nasze lokalne Imperium Butelkowe, zanim kipnął. A potem kazałeś nam włączyć od początku, aby zatrybić, o co chodzi z tymi pałkami laserowymi i zielonym Władzikiem.

Zastanawiam się nad dziewczynami, których faceci zaciągnęli do domu na seans „Gwiezdnych wojen” zamiast na taniego merlota lub sztukę towaru.

Gwiezdne wojny zamiast techno, rap-koncertu i po jednym na łeb w parku. Swoista inicjacja i próba Mocy. Pójdziecie? Asiu, która niedawno dopiero Gwiezdne wojny poznałaś? Idziesz do kina? Jak mówi Konrad po jednej z pierwszych randek, też ziomek serdeczny: „musi być dobrze, podobała jej się Nowa nadzieja”. To jak, pójdziecie w grudniu na nową odsłonę? A Tomek, ziutku malinowy? Jak mieszkaliśmy razem na stancji, to tak się wystrzegałeś, że Gwiezdne wojny to nie, bo jakaś chałtura. A potem kończymy drugą trylogię, a ty wyjesz jakby ci ktoś pod koniec studenckiego miesiąca paczkę fajek skroił, a potem „jeszcze raz, jeszcze raz”. A Mateusz? Jęczysz i jęczysz, że trzeba tego J. J. Abramsa zbojkotować, bo ci kanon książkowy skasował, a ja pytam – pewnyś taki, że nie pójdziesz z nami do kina, czy świrujesz pawiana?

I tak to właśnie te Gwiezdne wojny działają, że wczoraj nie wierzysz, a dzisiaj niby też nie wierzysz, ale podobają ci się niedźwiadki chociaż na tyle, aby przebrnąć przez kolejne części serii.

Niech moc będzie z wami. I ze wszystkimi, którzy dawno, dawno temu, w odległej galaktyce. Do zobaczenia za dwa tygodnie w kinie.

korekta: Kornelia Farynowska

REKLAMA