search
REKLAMA
Zestawienie

Śmiertelnie GŁUPIE filmowe ZGONY

Jacek Lubiński

1 listopada 2019

REKLAMA

Jazz (Transformers)

W chwili pojawienia się na ekranie Jazz wygląda i pozuje na wyjątkowo twardego robota – chciałby wszystkich wokół rozstawić po kątach za pomocą swoich potężnych gunów i gadki rodem z Brooklynu (mimo iż pochodzi z innej planety). Przez pozostałą część filmu nie pokazuje jednak absolutnie nic, co przemawiałoby za jego charakterem i aparycją – włączając w to również śmierć. Jazz został jednogłośnie wybrany przez twórców na przedstawiciela Autobotów, który musi umrzeć z poświęceniem za słuszną sprawę (chodziło chyba o ratowanie ludzkości, ale kto ich tam wie…). I nie byłoby w tym nic głupiego, gdyby ta śmierć faktycznie taka była. Ale nie jest. Jazz rzuca po prostu parę krzepkich słówek w stronę Megatrona, który szybko przełamuje go na pół niczym opłatek świąteczny… Shia nie może w to uwierzyć (choć jego wielki robot nie zdołał wykończyć przez cały film), Optimus klnie w autoduchu, a fani mają łzy w oczach, lecz z innych powodów niż chciałby Michael Bay…

Zabójca nr 1 i zakapior zabity od tyłu (Tylko strzelaj)

Tak mniej więcej można nazwać tę dwójkę, wybraną spośród wielu ginących na ekranie facetów (zresztą figurują tak na napisach końcowych). Choć cały film nadaje się do wyróżnienia za całokształt śmiertelnej twórczości, to jego specyficzny humor i umowność sprawiają, że da się to jakoś usprawiedliwić, ergo przemilczeć (m.in. dlatego brakuje tutaj takich prześmiewczych hitów jak Naga broń). Jednak nawet konwencja nie jest w stanie przysłonić okoliczności zejścia tych dwóch bad guyów. Pierwszy dostaje między zęby i wychodzi mu to tyłem, drugi otrzymuje cios prosto w oko. Sprawca: Clive Owen. Motyw: wkurzenie. Narzędzie zbrodni: marchewka (i to świeża, nie mrożona). Werdykt: głupie. Fajne, ale głupie – śmiertelnie rzecz jasna.

Peter (Uprowadzona)

Kolejnym zwłokom prawie udało się wykiwać śmierć. Ale prawie stanowi wielką różnicę. Ponieważ film ten to w miarę nowa historia kina (chodzi rzecz jasna o nawalankę z Liamem Neesonem), to można stwierdzić, że obrazuje on to, o czym teraz myślą młodzi ludzie. Peter udowadnia, że… nie myślą. Najwyraźniej lata praktyki w zawodzie, nazwijmy to, „naganiacza żywego towaru” mu nie pomogły i w momencie, kiedy ucieka podstępnie z rąk wspomnianego Liama „oddajcie mi córkę!” Neesona, skacząc estakadę niżej swego niedoszłego zabójcy, spotyka go śmierć będąca przyczyną własnej ignorancji. Francuz udał Greka i myśląc, że jest bezpieczny, najzwyczajniej w świecie stanął sobie na środku ruchomej trzypasmówki lotnika. Tam rychło odnalazła go pędząca furgonetka, która zrobiła mu tytułowe taken duszy. Reszta jest milczeniem, które szczelnie przykryły następne zwłoki masowo zostawiane przez Irlandczyka będącego przez moment Amerykaninem.

Bill Murray (Zombieland)

Do samego końca zastanawiałem się, czy dodać ten zgon do listy. W końcu scena nie wpływa za bardzo na odbiór filmu, a cała sytuacja ma bawić – i bawi. Ale, jakby na to nie patrzeć, to ten zacameowany zgon wybornego aktora stanowi jedną z najgłupszych i najmniej potrzebnych scen. Oto nasz ujarany trawką artysta, ucharakteryzowany na zombie wpada na pomysł wystraszenia swoich nieoczekiwanych gości. Sęk w tym, że wokół panuje prawdziwa apokalipsa i każdy, kto żyw, ma przy sobie naładowaną broń. Nie muszę więc dodawać, że Bill szybko kończy z pokaźnych rozmiarów dziurą w piersi (której jakimś cudem nie dorobił się pięć minut wcześniej). I nawet fakt, iż żałuje on Garfielda, nie jest w stanie zakamuflować tej wpadki.

Dizzy Flores (Żołnierze kosmosu)

Dość podobną do poprzednika naiwnością wykazała się Dizzy. Jej śmierć zaserwował nam znowuż (pijany, jak mniemam) scenarzysta, który, chcąc zaskoczyć publikę, reżysera oraz samego siebie, sprawił jej zupełnie nielogiczną przemianę. Przez cały film Dizzy jawi się jako urocza, seksowna bohaterka o niesamowitym charakterze. To twardy żołnierz i świetna kumpela, która dzielnie stawia czoło kolejnym przeciwnościom losu, w tym nieodwzajemnionej miłości do Johnny’ego Rico. Najwyraźniej okazuje się ona zgubna, bo gdy w końcu zbliżają się do siebie, Dizzy traci umiejętność logicznego postępowania. W trakcie kolejnego ataku robali, zakończonego oczywistą masakrą ludzi, do samego końca była wśród tej grupki, której udaje się przetrwać. I nagle, po trafieniu przeciwnika, Dizzy zaczyna cieszyć się jak mała dziewczynka i odstawiać taniec godny cheerleaderki, zapominając przy tym zupełnie, gdzie jest i co się wokół dzieje. I ginie, bo tysiące robali wciąż czających się wokół nie zapomniało. Ja rozumiem, że laska godzinę wcześniej zaliczyła orgazm w baraku, a jej życie prywatne zaczęło rozwijać się we właściwym kierunku. Ale tak się po prostu nie godzi. Veto!

Dr Kananga aka Mr Big (Żyj i pozwól umrzeć)

Ach, świat 007! Miejsce, w którym zdarzyć się może dosłownie wszystko, nawet tak durna śmierć, jak ta. Wszak uniwersum agenta Jej Królewskiej… itd. pełne jest niesamowitych bzdur, jednakże zgon Kanangi to ścisła czołówka. W jego pojedynku z Bondem wszystko nadaje się na kuriozum miesiąca. Najpierw mamy walkę (z) nożem, w której wyraźnie widać niezdarność obu aktorów w markowaniu ciosów i w której Kananga wykonuje jakieś dziwaczne wygibasy niczym rosyjski baletmistrz. Potem obaj wpadają do basenu, w którym pływa rekin. Jest on jednak wyjątkowo niezainteresowany swoimi gośćmi, więc Bond ma czas, aby wcisnąć w usta Kanangi pocisk ze sprężonym powietrzem. Oczywiście Kananga ani myśli go wypluć i jedyne, co robi, to głupie miny. A ponieważ rekin dalej ma ich gdzieś, to po chwili Kananga puchnie niczym balon i dosłownie wystrzeliwuje spod wody. Jak rakieta dolatuje do sufitu, gdzie efektownie eksploduje. Z niesmakiem obserwują to sam Bond, widzowie i piękna niewiasta w osobie Solitare, której jednak nie przeszkadza to w zadaniu enigmatycznego pytania: „Gdzie jest Kananga?”. Bond rzecz jasna sili się na ciętą ripostę, ale przechodzi ona bez echa. Ach, nie ma to jak żyć i pozwolić umrzeć innym.

Nie mniej głupia fotka z planu

Bonus:

Ludzie (Zdarzenie)

Ludzie współcześni (Homo sapiens sapiens). Ja, ty, on – my. Choć generalnie na rzeczy jest kilkuset osobowa armia statystów i aktorów drugiego planu, których obserwujemy w ich ostatnich chwilach. I każdy, kto film widział, z pewnością sam pomyślał o nim w kontekście tego artykułu. Bo choć jedno po drugim kolejne osoby wykańczają się na przeróżne sposoby (kosiarka rządzi i kosi), to jednak za wszystko odpowiadają wiatry (Ventus) [mordercze pyłki (Cerintus) są drugim dnem]. Żeby chociaż pogryzły ich pszczoły (Apis)… Ale nie, wyginęły!

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA