Z ARCHIWUM X: THIS. Recenzja drugiego odcinka jedenastego sezonu
Drugi odcinek jedenastego sezonu i po boleśnie rozczarowującym mitologicznym wstępie – jest wreszcie śledztwo. Ponieważ już dawno zapowiadano, że właśnie na odcinkach śledczych ma się opierać nowa całość, postanowiłam w drodze wyjątku zrecenzować zarówno My Struggle III, jak i następujące po nim This.
W roli scenarzysty i reżysera Glen Morgan, autor łącznie szesnastu odcinków (często we współpracy z Jamesem Wongiem) w tym kilku naprawdę znakomitych, jak Die Hand Die Verletz, Home czy The Field Where I Died. W odróżnieniu od brata Darina – jako pisarz jest mniej dowcipny i sarkastyczny, a bardziej refleksyjny, stonowany, chętnie zagłębia się w zagadki duchowości swoich bohaterów (jak w Never Again czy Beyond the Sea).
Zatem – jak jest?
Kamień z serca. Jest dobrze. Czyli dalej też może być w porządku. Są pewne podstawy do ostrożnego optymizmu.
Mulder i Scully relaksują się na kanapie, gdy nagle telefon Foxa zaczyna nadawać niewyraźny sygnał. To wiadomość od… Richarda Langly’ego. Ale przecież Langly nie żyje od wielu lat – jak to możliwe? Spokojny wieczór przerywa wtargnięcie uzbrojonych zbirów i krwawa jatka. Kolejne zbiry, mówiące po rosyjsku, zjawiają się zaraz później. Skinner telefonicznie radzi Scully, żeby się poddali, nie tłumacząc jednak, dlaczego mają to zrobić. Zamiast tego para agentów ucieka zatem w pierwszym sprzyjającym momencie. Swoje śledztwo rozpoczynają na cmentarzu Arlington, gdzie pochowano Samotnych Strzelców, w nadziei, że znajdą tam jakieś dalsze wskazówki od Langly’ego. Czyżby znalazł jakiś sposób na to, by przedłużyć swoją egzystencję poza wymiar fizyczny? Czy byli inni, którzy podjęli podobną decyzję? I jaką cenę przyszło im za to zapłacić?
Podobne wpisy
Z archiwum X odzyskało wreszcie rozpęd. Po odcinku polegającym na snuciu się z kąta w kąt i wygłaszaniu przerażających banałów mamy powrót do formy. Jest lekkość, jest dynamizm, jest sprawdzone w boju życzliwe partnerstwo Scully i Muldera. Znów widać, że znają się na wylot, jak łyse konie, i w stu procentach na sobie polegają – również w zwykłej, codziennej szarości, niekoniecznie w momentach globalnych przełomów. Pojawiły się elementy celnych dialogów czarujących typowym dla dawnego Archiwum wdziękiem (“Kto potrzebuje Google’a, mając w pobliżu Scully?”). Najwyraźniej nauczeni odniesionymi porażkami twórcy ostrożnie wracają do korzeni, co do których wiedzieli, że dawały dobre efekty. I tak niejednoznaczna postać Eriki Price, granej przez Barbarę Hershey, przywodzi na myśl zarówno czarny charakter antagonisty-manipulanta, jak i ostrożnego informatora na wzór Głębokiego Gardła (który, jak się dowiedzieliśmy, naprawdę nazywał się Ronald Pakula). Kwestia zaufania między nim a Mulderem zawsze była sprawą drażliwą. Był jednak elementem długiego łańcucha, który zbliżał Foxa do mitycznej Prawdy – przede wszystkim łącznikiem między klasycznie śledczymi a mitologicznymi wątkami, dzięki czemu konspiracja układała się zawsze w kompletną całość. Wydaje się, iż rola Eriki może być chociaż po części podobna – na pewno zaś będzie służyła za przeciwwagę dla coraz bardziej groteskowej postaci Palacza.
Ujmujące są też dodatkowe elementy przewijające się w tle, jak chociażby hołd dla zawsze stosunkowo najmniej widocznego z Samotnych Strzelców (chociaż to niby Byers był charakterologicznie większym introwertykiem) wraz z sugestią, że zaznał jednak w życiu trochę prywatnego szczęścia. Drugi taki element to wdzięczne pokazanie, że nasi agenci to już nie młode szczypiorki, że wiek i przebieg zaczynają ciążyć na ich kondycji – co jest zupełnie ludzkie, naturalne i szczere w swojej bezpośredniości.
Po zakończeniu My Struggle III czekałam na odcinki śledcze jak na jedyną nadzieję. This sprawiło, że uspokoiłam się i kolejnych wypatruję po prostu z ciekawością. Oby ten trend ukazał się trwały. Liczę zwłaszcza na wrażenia z odcinka czwartego, napisanego przez niezawodnego Darina Morgana.
korekta: Kornelia Farynowska