Sceny z filmów SCIENCE FICTION, które naprawdę WYSTRASZYŁY aktorów na planie
Realizacja filmu to skomplikowany proces, a niektóre sceny wymagają sprawności i poświęcenia się aktorów. Chociaż wiele rzeczy robionych jest z pomocą kaskaderów i efektów specjalnych, całkowite wyeliminowanie gwiazd w danej produkcji z trudniejszych scen byłoby zaprzeczeniem idei aktorstwa, dlatego nieraz zdarzają się sytuacje groźniejsze lub tylko tak postrzegane przez artystów. Reżyserzy bowiem nieraz planują, że wystraszą aktorów na planie, żeby tylko w danej scenie nakręcić jak najbardziej autentyczne emocje. Zabieg ten, tak świetny dla jakości filmu, bywa bardzo nieprzyjemny dla obsady, która nawet po latach wspomina, jak mocne to były emocje. Najbardziej zapadają w pamięci jednak nieplanowane i niebezpieczne wypadki, bo czasem tylko szczęście i sprawność ekipy ratuje aktorów od śmierci lub ciężkich obrażeń ciała.
Wypadek Eda Harrisa, „Otchłań”, 1989, reż. James Cameron
Ed Harris zapamiętał tę scenę na całe życie, podobnie jak Michael J. Fox, o którym za chwilę. James Cameron jest reżyserem perfekcjonistą, podobnie jak Ridley Scott. Niektórzy aktorzy pracę z nim na planie wspominają jako wyzwanie, a niektórzy – wręcz zagrożenie dla własnego życia. Otchłań to produkcja zaliczana do realizacyjnie najambitniejszych w historii kina. Powstał nawet film dokumentalny opisujący, jak trudno było ją zrealizować. Ed Harris te trudności przypłacić niemal życiem, a z pewnością nabawił się wstrząsu pourazowego. Harris prawie utonął podczas jednej ze scen. W skafandrze, który miał na sobie, Harris musiał wstrzymać oddech, gdy był ciągnięty linami. Przy trzecim ujęciu prawie utonął z powodu problemu z automatem. Na szczęście interweniował asekurujący go nurek. Aktora wyciągnięto z wody całego roztrzęsionego, co jest całkowicie zrozumiałe.
Atak obcego, „Prometeusz”, 2012, reż. Ridley Scott
Prometeusz z 2012 roku to film estetycznie dopracowany. Widać w nim dokładność, z jaką Scott podchodzi do konstruowania scen. Ucieka się przy tym do różnych zabiegów, żeby wycisnąć z aktorów jak najwięcej, a jednocześnie uniknąć ich przemęczania i ewentualnych protestów. W jednej z tak dopracowanych scen para naukowców (o ile pamiętam, byli geologami), grana przez Seana Harrisa i Rafe’a Spalla, staje niemal epifanicznie twarzą w twarz z kosmitą przypominającym kobrę. Organizm wcale nie jest przyjazny, jak na początku sądzą. Atakuje ich i brutalnie okalecza. Kiedy pozostała załoga przybywa na miejsce zdarzenia dużo później, bo oni mieli zostać na noc z powodu złej pogody, znajduje ich leżących na ziemi. Jeden ułożony jest na brzuchu. Odwracają ciało, a obcy niespodziewanie się pojawia, powodując, że aktorzy krzyczą ze strachu. Scott zataił przed aktorami scenorysy, aby uchwycić szok wywołany tym nagłym pojawieniem się obcego.
Eksplozja, „Piąty element”, 1997, Luc Besson
Ekscentryczny, śmieszny, surrealistyczny, dopracowany wizualnie, wciąż skutecznie broniący się przed rozwojem efektów specjalnych, zyskał status kultowego wśród miłośników gatunku. Przykładem sceny, która wystraszyła aktorów, jest sekwencja ucieczki Zorga przed potężną eksplozją. Gary Oldman zachował kamienną twarz, ale jego towarzysz (Prawa Ręka grana przez Tricky’ego) już nie. Reakcja aktora wynikała z braku wiedzy i była całkiem naturalna. Oldman wiedział, że w scenariuszu eksplozja była opisana jako ogromna i niszcząca. Tricky’emu nikt jednak nie powiedział, jak olbrzymia będzie.
Kane, „Obcy – 8. pasażer Nostromo”, 1979, reż. Ridley Scott
Coś wisi w powietrzu – tak mogli pomyśleć aktorzy, wchodząc na plan w dniu, gdy miała być kręcona scena z chestbursterem. To tak do końca nie jest, że nie wiedzieli. Ridley Scott był znany z takich niespodzianek. W scenariuszu również było napisane mniej więcej, co się będzie działo. Nikt nie wiedział tylko, jak się będzie działo. Aktorzy dysponowali więc nieco szczątkowymi informacjami, np. wiedzieli, że ilość krwi i ran na ciele Johna Hurta będzie ogromna. Świadczyła o tym m.in. rozłożona folia na podłodze. Inaczej jest jednak sobie wyobrażać, a inaczej tego doświadczyć. Veronica Cartwright w chwili wystrzałów krwi krzyczała, a zgodnie z planem w tamtym momencie nie musiała grać krzyku obrzydzenia. Co zaś do chestburstera, w scenariuszu było napisane bardzo oględnie: „the thing emerges”. Scott ukrył przed aktorami również sposób pokazania wnętrzności rozerwanego Kane’a. Zadziałało mocniej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Yaphet Kotto przeżył taką traumę, że kiedy wrócił do domu, zamknął się w swoim pokoju na wiele godzin. Veronica Cartwright prawie zemdlała, a Sigourney Weaver sądziła, że John Hurt naprawdę umiera.
Powieszenie, „Powrót do przyszłości III”, 1990, reż. Robert Zemeckis
Było naprawdę blisko. W swoich wspomnieniach wydanych w książce Lucky Man z 2003 roku Michael J. Fox opisał jeden ze swoich wyczynów, który mógł się skończyć nawet śmiercią. Chodzi o scenę próby powieszenia go przez Buforda. Początkowo miał stanąć na pudle, aby można było wykonać zbliżenie, gdy już ma linę na szyi, wisi na niej i się stopniowo poddusza. W szerokich ujęciach zaś scenę tę grał kaskader, bo faktycznie pokazywała ona człowieka wierzgającego na linie. Problem w tym, że w zbliżeniach było trochę widać, że Fox na czymś stoi. Nie było to autentyczne. Ekipa postanowiła więc, że aktora powiesi naprawdę, licząc na to, że przez krótki czas nic mu się nie stanie i będzie umiał tak zablokować dłońmi linę, żeby się nie udusić. Początek był nawet obiecujący, ale zdecydowano się na kilka dubli. Za którymś razem coś jednak poszło nie tak i Fox stracił przytomność. Interweniowała ekipa. Aktor prawdopodobnie ucisnął sobie tętnice szyjne i spowodował chwilowe niedotlenienie mózgu. Przez kilka chwil wisiał nieprzytomny, zanim reżyser Robert Zemeckis interweniował, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
Poparzenie, „Diuna”, 1984, reż. David Lynch
Wizja Lyncha jest jedyna w swoim rodzaju i dzięki temu ma szansę na stworzenie ciekawej przeciwwagi z przeszłości dla najnowszej adaptacji prozy Herberta. Realizacja filmu była trudna i okupiona mniejszymi lub większymi wypadkami. Na uwagę zasługuje zaś ten, któremu uległ Jürgen Prochnow. W dramatycznej scenie grany przez Prochnowa książę Leto umiera po nieudanej próbie zamachu na barona Harkonnena. Planował to zrobić za pomocą trującego gazu wydobywającego się z zęba w jamie ustnej. Lynch wraz z ekipą rozegrali to w ten sposób, że przymocowali do boku twarzy Prochnowa specjalne urządzenie, które wytwarzało zielony dym podczas małej, kontrolowanej eksplozji. Oczywiście przeprowadzono kilka testów, aby zagwarantować bezpieczeństwo aktora. Wszystko wyglądało dobrze, dopóki nie zaczęły się właściwe zdjęcia. Dym, czy też jego wystrzał, spowodowały oparzenia pierwszego i drugiego stopnia na policzku Prochnowa, pozostawiając trwałe blizny. Lynch zaś zachował to ujęcie przedstawiające wypadek, uznając, że ból na twarzy aktora jest tak autentyczny, że aktorsko bezcenny.
Oczy, „Mechaniczna pomarańcza”, 1971, reż. Stanley Kubrick
Stanley Kubrick to reżyser, który drenował aktorów z ich emocji w sposób nieludzki, co po latach wspominali jako niedopuszczalne dręczenie, któremu wtedy jeszcze nie byli w stanie się sprzeciwić. Odcisnęło to na nich piętno na całe życie, podobnie jak scena z praniem mózgu Alexa w klinice psychiatrycznej. Lekarze używali w niej specjalnych klamer utrzymujących oczy bohatera cały czas otwarte, żeby nie mógł ich zamknąć podczas bombardowania jego umysłu obrazami przemocy i seksu. Problem w tym, że Alexem był realny aktor Malcolm McDowell, a nie animatroniczna lalka. McDowell wspominał w swoim eseju z 2019 r., że kręcenie tej sceny było tak samo bolesne, jak wydawało się widzom na ekranie. Kiedy przestało działać znieczulenie, odczuwałem taki ból, że waliłem głową w ścianę. Jednak Stanleya martwiło głównie to, kiedy będzie mógł zrobić następne ujęcie. Tak więc Kubrick nakręcił prawdziwy ból aktora. W tamtym momencie między McDowellem a Alexem nie było różnicy. To już nie fikcja filmu, a realność dokumentu.
Czy E.T. jest prawdziwy?, „E.T.”, 1982, reż. Steven Spielberg
W tym przykładzie nie chodzi o strach, ale bardziej o inne mocne emocje, jak np. żal, tęsknota, wzruszenie. One nie są przyjemne dla dorosłych, co dopiero dla dzieci. Spielberg jednak zdecydował się je wykorzystać oraz – co najważniejsze – sprowokować je za pomocą zafałszowania rzeczywistości. Związek Drew Barrymore z animatroniczną marionetką okazał się bardzo silny. Barrymore, która podczas kręcenia zdjęć miała zaledwie sześć lat, od pewnego momentu była przekonana, że E.T. jest prawdziwy. Spielberg już o to zadbał np. poprzez zabieg, że pomiędzy ujęciami kosmita z aktorką rozmawiał. Reżyser poza tym zdecydował się podnieść napięcie, kręcąc film chronologicznie, tak że kiedy nadszedł czas na finałową scenę, obsada rozładowała swoje uczucia kompletnie, wiedząc, że to ostatni raz, kiedy będą razem. Drew Barrymore wydawała się taka smutna wtedy. Sądziła, że już nigdy nie zobaczy E.T. Żegnała się z nim, jak z kimś prawdziwym, i bała się o niego naprawdę.
Ostrzał, „Obcy – decydujące starcie”, 1986, reż. James Cameron
Podczas ratowania Ellen Ripley transporter opancerzony (APC) przewożący jej drużynę został trafiony miotaczem ognia. Wybuchł pożar, który nieomal zabił wszystkich w środku. Bill Paxton w filmie dokumentalnym o tym, co działo się za kulisami Decydującego starcia, opisał to zdarzenie. Po tym jak kwas spryskał twarz Drake’a, ten wystrzelił w pojazd. Żeby uwiarygodnić estetycznie sytuację, ekipa celowo podpaliła części planu. Warunki więc stały się tak trudne, że Jenette Goldstein, która grała Vasquez, zaczęła mieć trudności z oddychaniem. Paxton początkowo sądził, że aktorka aż tak zaangażowała się w rolę. Zorientował się, co jest nie tak, dopiero kiedy sam spróbował zaczerpnąć oddechu i nie mógł. Przestraszył się bardzo, bo tu chodziło o podstawową funkcję życiową. Aktorzy na szczęście nie stracili przytomności. Szybko ich wyciągnięto z pojazdu i podano tlen. Pozwolono nawet pójść na lunch, ale kiedy wrócili i wszystko miało być już poprawione w sensie warunków grania, znów wydarzyło się to samo. Znów zabrakło im tlenu.
Zemsta, „Terminator 2: Dzień sądu”, 1991, reż. James Cameron
Z jednej strony dowcipna sytuacja, a z drugiej nieco złowroga. Zaczęło się od tego, że Linda Hamilton pokłóciła się ze swoim ekranowym partnerem Kenem Gibblem, czyli tym sanitariuszem w bardzo mocnych okularach, który liże ją po twarzy. Powodem scysji była scena, w której Gibbel uderzył ją pałką w brzuch i rzucił na podłogę. Kilka razy ją powtarzano, więc Gibbel ciągle musiał zadawać ciosy, co oznaczało, że Hamilton musiała raz po raz mocno upadać na podłogę. To sprawiało ból i jakieś takie osobliwe poczucie poniżenia. Frustracja podszyta strachem u Hamilton narastała. Kiedy nadszedł czas, aby kręcić sceny ucieczki Sary ze szpitala dla obłąkanych przestępców w Pescadero, aktorka z niemałą przyjemnością (podobno) atakowała twarz Gibbla. Aktor naprawdę się przestraszył. Podobno aż tak bardzo, że Cameron miał problemy z nakłonieniem go do zrobienia kolejnego ujęcia. To się nazywa metodyczne aktorstwo.