search
REKLAMA
Artykuł

RICHARD B. RIDDICK. Dla niego Vin Diesel zaryzykował utratę domu

Mikołaj Lewalski

13 kwietnia 2017

riddick vin diesel
REKLAMA

Kroniki Riddicka

Ambicje stojące za Kronikami Riddicka były ogromne. Kosztującej niemal sto dwadzieścia milionów dolarów (a więc pięć, sześć razy więcej niż Pitch Black) produkcji towarzyszył animowany prequel, książki, seria figurek oraz gra komputerowa. Universal ewidentnie liczył na niemały sukces swojego multimedialnego projektu. I choć ich zapędy prawie pogrzebały tytułowego bohatera, to nazwanie całego przedsięwzięcia porażką byłoby dużą przesadą.

Zacznijmy od anime zatytułowanym Kroniki Riddicka: Mroczna furia. To krótka, pozbawiona rozmachu opowieść, ale zarazem umiejętne dopisanie kilku linijek do historii poszukiwanego mordercy. Jej akcja rozpoczyna się niemal od razu po wydarzeniach z Pitch Black: Riddick razem z pozostałymi ocalałymi zostaje schwytany przez tajemniczych najemników i trafia na ich ogromny statek. Dopiero teraz mamy okazję przekonać się, jak skutecznym wojownikiem jest nasz antybohater. Wróg posiada znaczną przewagę liczebną i broń palną, ale spryt i umiejętności Riddicka czynią go nieuchwytnym. W późniejszej części filmu do gry wchodzą skrajnie niebezpieczne monstra, ale nawet one nie mają szans w starciu z morderczą precyzją protagonisty. Mroczna furia nie jest obrazem, który poleciłbym każdemu, ale w moich oczach zasługuje na uwagę i stanowi świetny wstęp do Kronik Riddicka. Dzięki niej możemy się przekonać, że pomimo pierwiastka człowieczeństwa Riddick w pełni zasługuje na swoją sławę i potrafi być bezlitosnym zabójcą. Pomimo nieciekawej kreski produkcja zapada w pamięć, a jest tak w dużej mierze dzięki niezmiennie fantastycznej grze Vin Diesela, który użycza swojego głosu  animowanemu Riddickowi. Twórcy podejmują też udaną próbę poszerzenia uniwersum o przerażającą ideę przemiany ludzi w żywe dzieła sztuki. To w zamierzeniu kara dla wyjątkowych przestępców i morderców, którzy unieruchomieni w wymyślnych pozach zdobią komnaty filmowej antagonistki. Za sprawą zaburzonej percepcji czasu każdą minutę przeżywają niczym wieczność – to bardzo ciekawy koncept i w moich oczach najjaśniejszy punkt Mrocznej furii.

Riot Guard: Shit, you’re Riddick!
Riddick: I think you’re gonna need backup.
Riot Guard: Command, I need backup!

Grzechem byłoby nie wspomnieć także o grach komputerowych, gdyż te stanowią kawał fantastycznej rozrywki i zamiast bezmyślnie powielać fabułę filmowego pierwowzoru, przedstawiają kolejne rozdziały z życia Riddicka. Pierwsza z nich, Kroniki Riddicka: Ucieczka z Butcher Bay, powstająca obok kinowych Kronik, okazuje się być prequelem Pitch Black i pokazuje, jak złapany przez Johnsa Riddick trafia do więzienia o zaostrzonym rygorze. Butcher Bay nie jest jednak placówką nastawioną na resocjalizację osadzonych, to miejsce, gdzie zsyła się najgorszych z najgorszych i trzyma aż do śmierci. Nikt stąd jeszcze nie zdołał uciec. Zadaniem gracza będącego w komitywie z Riddickiem jest zmiana tego faktu. Ucieczka zachwyca brudnym więziennym klimatem, bezkompromisową brutalnością i rozwinięciem historii tytułowej postaci – wszak to właśnie tutaj otrzymuje ona dar widzenia w ciemnościach (gogle, które możecie zobaczyć na większości zdjęć, chronią przed oślepiającym efektem oświetlenia). Mroczne uniwersum Riddicka poszerza również kolejna gra – Assault on Dark Athena. Tytułowa Mroczna Atena to statek zarządzany w dużej mierze przez bezmyślne drony będące połączeniem ludzkiego ciała i cybernetycznych części – bardzo przygnębiający i budzący odrazę motyw. Sukces obu gier to w dużej mierze zasługa Vina Diesela, który użyczył w nich zarówno swojego głosu, jak i wizerunku, a także brał udział w procesie ich tworzenia. Wielu uważa, że oba tytuły są znacznie lepsze niż film, dzięki któremu powstały.

2004 rok. Kroniki Riddicka. Pewnym zaskoczeniem było dla mnie odkrycie, że za ten film odpowiedzialny jest reżyser Pitch Black, David Twohy. Trudno mi się nie zastanawiać, jak duży wpływ na całokształt mieli producenci i wytwórnia, ponieważ otrzymaliśmy coś zgoła odmiennego od produkcji z 2000 roku. Zniknęła otoczka horroru i lżejsza tonacja; zostały one zastąpione patosem i widowiskowością, co mogło być efektem zapatrzenia w nowe Gwiezdne wojny Władcę pierścieni. 

Wielkie pieniądze włożone w produkcję wymusiły również kręcenie pod kategorię wiekową PG-13. Nasz zabójca nie mógł więc przeklinać, a brutalny świat został pozbawiony krwawych scen. W tej pogoni za wielkim rozmachem zgubiono gdzieś pazur, jaki wcześniej miał Riddick. I choć Vin Diesel razem z reżyserem/scenarzystą niejednokrotnie dostarczają nam kolejnych dowodów na wyjątkowość naszego herosa, to więź emocjonalna, jaka łączy go znaną z poprzedniego filmu Jack/Kyrą, częściowo niweczy ich trudy. Riddick staje się zbyt zaangażowany w tę relację i momentami zbliża się niebezpiecznie blisko przeciętności. Cierpi na tym groza, którą wzbudzał, i dystans do rzeczywistości, bez którego trudno mi wyobrazić sobie jego postać. Rozumiem chęć rozwinięcia ludzkiej strony jego osobowości, ale posunięto się z tym za daleko, co moim zdaniem jest jednym z powodów porażki finansowej i artystycznej produkcji.

Slam Guard: You’ll kill us… with a soup cup?
Riddick: Tea, actually.
Slam Guard: What’s that?
Riddick: I’ll kill you with my teacup.

Nie jest to całkowicie zły film – główny bohater ma kilka fantastycznych momentów, a historia, choć pełna gatunkowych klisz, angażuje. Można krytykować efekt końcowy, ale należy oddać twórcom pomysłowość i ambicje w tworzeniu uniwersum. Na uwagę zasługuje zarówno kreacja imperium fanatycznych Nekromongerów, piękne obrazy (niesamowita, pełna ostrych jak brzytwa skał planeta Crematoria), jak i uczynienie Riddicka ostatnim przedstawicielem swojej rasy, której los zdaje się być zainspirowany legendą o rzezi niewiniątek dokonanej przez Heroda Wielkiego. Z drugiej strony to właśnie kameralność Pitch Black była ogromną zaletą filmu. Tutaj znów mamy do czynienia z motywem wybrańca, którego przeznaczeniem jest przywrócenie równowagi we wszechświecie. Pierwowzór świetnie funkcjonował w swojej niszy, Kroniki zaś chciały zasiąść przy jednym stole z grubymi rybami sci-fi/fantasy. Na szczęście wyciągnięto z tego nauczkę.

REKLAMA