Ranking wszystkich filmów TAIKI WAITITIEGO
3. Dzikie łowy (2016)
Piękny film o wolności, więzi z naturą, poszukiwaniu własnej autonomii i przemianie chłopca w mężczyznę. A do tego doskonała komedia z zachwycającymi zdjęciami nowozelandzkiej przyrody. Najlepszy przykład na to, że kino familijne nie musi być grzeczne i schematyczne, by dobrze bawili się na nim zarówno mali, jak i dorośli widzowie. Więcej: Dzikie łowy są w swojej wymowie wręcz z lekka anarchistyczne! Waitii po raz kolejny wraca tutaj do swojego ukochanego tematu, czyli dzieciństwa. Główny bohater, zbuntowany i zafascynowany Tupakiem Ricky (Julian Dennison), wędruje od jednej rodziny zastępczej do drugiej. W końcu ląduje u pary w średnim wieku, zamieszkującej sielską, nowozelandzką prowincję. O ile ze swoją przybraną ciocią, Bellą (Rima Te Wiata), łapie dobry kontakt, o tyle o wiele gorzej układają się jego relacje z męskim opiekunem, wycofanym i szorstkim Hekiem (Sam Neill). Niespodziewany rozwój wypadków sprawia jednak, że to właśnie z wujkiem Hekiem Ricky będzie musiał wyruszyć w wielką podróż, czy raczej ucieczkę przez lasy Nowej Zelandii: bez celu, byle dalej od kroczących jego śladami policjantów… Ten film to szalona, niebezpieczna przygoda, jaką przeżyć chciałby chyba każdy, a o jaką trudno w coraz bardziej stechnologizowanym świecie. Jeśli jeszcze nie ruszaliście na Dzikie łowy z Rickym, Hekiem i psem Tupakiem, to najwyższy na to czas.
2. Orzeł kontra rekin (2006)
Do debiutu Waititiego mam szczególny sentyment. Orzeł kontra rekin to lekka, ciepła wariacja na temat komedii romantycznej. Obśmianie schematów tego gatunku, ale bez szyderstwa. Poczucie humoru Waititiego często bywa absurdalne, ironiczne i przewrotne, ale nigdy nie plami się złośliwością. To nie zblazowany, wywyższający się artysta. Na swoich bohaterów spogląda z czułością, a z widzami szybko skraca dystans. W tym tkwi oryginalność jego komediowego zacięcia, tak charakterystyczna dla wszystkich filmów reżysera: śmiech u Waitititego jest szczery, przyjazny, inkluzywny, przepełniony autentyczną radością życia i miłością do ludzi.
Kameralna, sympatyczna atmosfera całości wynika m.in. z tego, że reżyser obsadził w głównych rolach bliskie sobie osoby: ówczesną dziewczynę, Loren Taylor, i przyjaciela, Jemaine’a Clementa. Ona zagrała nieśmiałą Lily, pracownicę sieci fast food, a on obiekt jej westchnień, Jarroda – ponurego, aspołecznego chłopaka, który regularnie przychodzi do jej baru na lunch. Zdobycie jego uczucia nie będzie łatwe. Wybranek Lily okaże się zakompleksionym, pogmatwanym mężczyzną o trudnym, momentami wręcz toksycznym charakterze. Dziewczyna postanowi jednak kochać go mimo wszystko; będzie też zdeterminowana, by popracować nad Jarrodem i nauczyć go normalnych relacji. Ten niepozorny film mimochodem przekazuje dojrzałe prawdy o związkach i odczarowuje wszystkie bajki o miłości, jakimi karmi nas kino. W tym tkwi pokrzepiająca, choć całkowicie pozbawiona lukru siła filmu Orzeł kontra rekin.
1. JoJo Rabbit (2019)
Niemcy, druga wojna światowa. 10-letni Johannes nazywany JoJo (Roman Griffin Davies) mieszka tylko z mamą (Scarlett Johansson), jego tata walczy na froncie. Zafascynowany nazizmem wstępuje w szeregi młodocianych hitlerowców. Propagandowe hasła o odwadze i patriotyzmie silnie oddziałują na chłopca, a przedstawianie Żydów jako potworów szybko zapładnia podatną wyobraźnię dziecka. Idolem małego JoJo jest Adolf Hitler (w tej roli sam reżyser w specjalnym, pogrubiającym mundurze), którego bardzo często sobie wyobraża i z którym toczy wyimaginowane rozmowy. Hitlerowskie Niemcy są tu zatem przedstawione z perspektywy dziecka, uproszczonej i naiwnej. Kontrowersyjny pomysł? Dla wytwórni filmowych na pewno: Waititi długo czekał na możliwość realizacji tego scenariusza. Był to też dla niego bardzo osobisty projekt ze względu na żydowskie pochodzenie. Choć o hitleryzmie opowiada się tu bez zwyczajowej dla tematu powagi, to JoJo Rabbit nie urazi nikogo – jest jawną krytyką tej ideologii; każdej ideologii, która staje się totalitarna i przymusowa, która posyła na wojnę dzieci i starców, przez którą ludzie muszą żyć w strachu. Wraz z rozwojem filmu i dorastaniem głównego bohatera Waititi wygrywa JoJo Rabbit na podwójnej nucie: domyślny widz dostrzega prawdziwą grozę poszczególnych sytuacji w odróżnieniu od nieświadomego, małego JoJo. Na tym zasadza się specyficzna, tragikomiczna stylistyka filmu. Obok komediowych perełek (niekończące się, grzecznościowe „Heil Hitler”) są sceny rozdzierające serce (sznurówki…), a w najlepszych momentach obie te estetyki nachodzą na siebie.
Podobne wpisy
Co jednak piękne, pomimo stopniowo narastającej grozy i nieuchronnego upadku Waitii nie odbiera w końcówce nadziei i wiary w człowieka. Pokazuje, że z każdego snu o potędze można się obudzić, prawdziwa przyjaźń pokona każde podziały, a ludzi stać na odwagę nawet w najpodlejszych czasach (jak bohaterkę Scarlett Johansson i bohatera Sama Rockwella). Szczery i bezpretensjonalny styl narracji, jaki preferuje Waititi, nie dopuszcza patosu i sentymentalnych chwytów. JoJo Rabbit jest jak odtrutka na pompatyczne widowiska wojenne produkowane przez Hollywood. Po raz kolejny reżyser wykazuje się też mistrzostwem w prowadzeniu młodych aktorów i oddawaniu specyfiki dziecięcego świata. JoJo Rabbit jest poruszający i pokrzepiający jednocześnie, głęboko humanistyczny w wymowie. Jeśli nadmiar obowiązków nie przeszkodzi Waititiemu w realizacji nowej Akiry (na taką możliwość wskazał niestety reżyser w jednym z wywiadów), być może powstanie coś niekoniecznie przewyższającego animację Ōtomo, ale bardzo intrygującego. Swoim JoJo Rabbit Nowozelandczyk przekonał mnie bowiem, że nie będzie próbował przerobić tej mangi na postrzeloną komedię, a jego reżyserski styl stale ewoluuje i jeszcze nie raz mnie zaskoczy.
Który film Taiki Waititiego jest waszym ulubionym?