search
REKLAMA
Action Collection

POCAŁUNEK SMOKA. Jak zabić człowieka akupunkturą?

Odys Korczyński

25 marca 2019

REKLAMA

Jet Li w roli chińskiego policjanta zachował się dosłownie tak, jakby w jego ojczystym kraju w ogóle nie istniała prostytucja. Francja zaś okazała się do cna zepsutym środowiskiem życia, gdzie przetrwać mógł jedynie najsilniejszy, najbrutalniejszy i najbardziej dwulicowy człowiek. Widać to już na lotnisku, kiedy francuski urzędnik wbija Jetowi Li pieczątkę do paszportu i robi to z nieukrywaną łaską i obrzydzeniem w spojrzeniu. Tak wita cudzoziemca rasy żółtej słynna z wolnościowych ideałów Francja. Przez cały film można odnieść wrażenie, że duet Besson-Li pod przykrywką filmu akcji wytyka Europie jej kapitalistyczną degrengoladę i pozorną ewolucję gospodarczą, która doprowadza do zaniku tzw. klasy średniej. Pozytywnym odniesieniem przez cały czas są komunistyczne Chiny. Kiedy Jessica wstrząśnięta śmiercią wujka Tai nie wie, gdzie znaleźć pomoc, Jian (Jet Li) wygłasza mocne stwierdzenie, że szanse mają wyłącznie w chińskiej ambasadzie. Na samym początku, gdy Lian zostaje wplątany w morderstwo, na jego niekorzyść działa przede wszystkim to, że jest innej rasy i pochodzi z kraju uznanego za wrogi i tolerowanego tylko z powodu silnej gospodarki oraz opłacalnego handlu z nim. Nie chodzi tu o jakiekolwiek zasady moralne, lecz o interesy, wymianę dóbr potrzebną do funkcjonowania najwyższym kastom, z tym że twórcy filmu jasno opowiadają się za pewną, w ich mniemaniu, czystszą koncepcją definiującą, kto jest dobry, a kto zły. Na tle Francji Chiny wyglądają na wręcz kryształowe. Zaś ofiara przemocy w ogóle nie ma szans na jakąkolwiek sprawiedliwość ze strony francuskiej policji, która wydaje się niczym nie różnić od ciągnącej zyski z narkotyków, nierządu i morderstw politycznych zwykłej mafii.

Abstrahując od tej awanturniczej i trochę anarchistycznej wymowy filmu dotyczącej naszych europejskich modeli polityczno-moralnych, które z uporem maniaka wpaja nam się od zarania jako właściwe, nie zapomniałem, że jednak oglądam rozrywkowe kino akcji. I chyba w tym aspekcie najwięcej rzeczy mi przeszkadzało. Zacznijmy od technicznej strony walk.

Filmy z gatunków karate, kung-fu i generalnie wszystkie te, które mają za zadanie skupić uwagę widza na kunszcie i technice walki wręcz, mają pewną wspólną cechę, jeśli chodzi o sposób pokazywania zwarć. Ujęcia są długie, szczegółowe i precyzyjnie oddają układy taktycznych ruchów, uników oraz ataków walczących osób. W Pocałunku smoka może i układy choreograficzne walk są wymyślne, lecz zostały one tak nieudolnie sfilmowane, że właściwie nic nie widać. Kamera nie łapie ostrości na bijących się, często zmienia kąt, trzęsie się, a do tego szybki montaż jeszcze utrudnia rozpoznanie, co tak naprawdę ten mistrz wushu, Jet Li, faktycznie wyprawia ze swoimi wrogami, nie mówiąc już o szansie na dostrzeżenie efektownych detali pojedynków. Pod tym względem film nie dorasta do pięt współczesnemu kinu akcji w postaci Johna Wicka 1 i 2 (2014, 2017), ale i sam rozkłada się na łopatki w porównaniu ze starym i wysmakowanym Klasztorem Shaolin (1982), nie mówiąc już o produkcjach z Jackiem Chanem.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA