POCAŁUNEK SMOKA. Jak zabić człowieka akupunkturą?
Kolejną niedopracowaną kwestią są dialogi. W ich przypadku określenie “nieskomplikowane” byłoby wielkim eufemizmem. One są po prostu banalne, nawet jak na film akcji. Ratuje je tylko brak patosu i aspiracji do wygłaszania uniwersalnych egzystencjalnie ogólnych sądów. Przynajmniej w tym Besson nie przesadził. Denerwuje jednak to cedzenie kwestii przez aktorów, jakby po każdej co ważniejszej wypowiedzi musieli poczekać na odpowiednie wybrzmienie reakcji widzów, zanim ci dopuszczą do głosu kolejną postać w filmie. Z takiego podejścia niestety wyszło mnóstwo sztucznych rozmów, które obniżają napięcie akcji.
Pomimo tych wszystkich wad Pocałunek smoka wcale nie jest gniotem, wręcz przeciwnie. Europejskie kino odcisnęło na nim osobliwe i ciekawe piętno, być może ratując całą produkcję przed zupełną klapą. Do niewątpliwych zalet można zaliczyć muzykę, dobrze wyważony stosunek walk do napięcia zbudowanego wyłącznie na dialogach oraz, wbrew temu, co twierdzą niektórzy krytycy, naprawdę sugestywną i wyzwalającą negatywne emocje postać inspektora Richarda. Tchéky Karyo dobrze wykonał zadanie, czego nie można powiedzieć o Bridget Fondzie. Pod względem odgrywania poważniejszych dramatycznie emocji wypadła o wiele za mało autentycznie. Natomiast jeśli chodzi o Jeta Li, najważniejsze, że nie był przerysowany. Jego posągowa twarz dobrze wpisała się w ogólny nimb wschodniego opanowania, który go otaczał, a bojowe używanie akupunktury dodało źle sfilmowanym walkom nieco efektownego wyrazu i uratowało je przed techniczną klapą.
Wracając do mojego problemu z Bessonem, jeszcze raz powtórzę, że dobry z niego rzemieślnik, lecz na miano artysty czy też wizjonera kina zasługują zupełnie inni reżyserzy. Pocałunek smoka jest tego dowodem, chociaż spodziewam się, że dla niektórych widzów taką opinią brukam jakąś świętość. Dla mnie to jednak dyskusja typu: czy rzeczywiście istnieje takie miejsce na karku, w które można wbić igłę, by kogoś efektownie zabić? Medycyna chińska oraz wschodnie sztuki walki takich punktów znają wiele, lecz w praktyce ludzie są uśmiercani zwykle na inne sposoby. Pocałunek smoka jest więc po części fikcją, po części może być interpretowany zgodnie z wiedzą ogólną, która na pewno doprowadzi spore grono odbiorców do stwierdzenia, że jednak może da się tak kogoś zlikwidować, nawet w ferworze walki. Chociaż uważam, że to mało prawdopodobne, wolałbym nigdy nie zostać testerem tego typu śmiertelnych całusów.