search
REKLAMA
Ranking

NAJWYŻEJ OPŁACANE role W HISTORII kina

Mikołaj Lewalski

13 marca 2019

REKLAMA

Johnny DeppPiraci z Karaibów: Na nieznanych wodach oraz Alicja w Krainie Czarów

55 milionów oraz 68 milionów dolarów

Jeszcze dekadę temu Johnny Depp był jednym z najgorętszych nazwisk Hollywood. Nikt nie śmiał mówić na głos o wypaleniu zawodowym, a studia wysypywały przed posiadłością aktora całe ciężarówki dolarów. Depp za rolę w czwartej część karaibskiej serii zarobił 55 milionów dolarów, a jeśli dodać do tego cały przychód zainkasowany przy okazji poprzednich trzech odsłon, otrzymamy kwotę 300 milionów dolarów. Sam Depp w 2011 roku stwierdził, że był przepłacany, a tego typu gaże to głupota. Swoje role podobno wybiera z myślą o własnych dzieciach i prawdopodobnie stąd decyzja o zagraniu w kolejnej adaptacji Alicji w krainie czarów (przyniosło mu to 68 milionów dolarów).

Harrison FordIndiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki

65 milionów dolarów

Cieszący się emeryturą na pół gwizdka Harrison Ford nie dałby się namówić na powrót do roli najsłynniejszego archeologa świata garścią dolarów. Do przekonania go potrzebna była wyjątkowo atrakcyjna oferta studia Paramount, które wzięło dla siebie zyski potrzebne do opłacenia kosztów produkcji i dystrybucji, a większość pozostałej kwoty podzieliło pomiędzy Fordem, George’em Lucasem i Stevenem Spielbergiem. W efekcie powrót z emerytury Indy’ego kosztował 65 milionów dolarów i jeden średniawy film. Ciekawe, jaka będzie cena powstania piątej i ostatniej części cyklu.

Tom HanksForrest Gump

60 milionów dolarów

Tom Hanks jest jedną z najsympatyczniejszych osób na całej planecie, ale to nie przeszkadza mu w posiadaniu dobrego nosa do interesów. Forrest Gump nie jest jedynym filmem (podobnie było kilka lat później z Szeregowcem Ryanem), którego sukces Hanks zwietrzył już na etapie podpisywania kontraktu. Zapewniwszy sobie niemały udział w zyskach, aktor zdołał zarobić 60 milionów dolarów na swojej być może najbardziej rozpoznawalnej roli. W mojej opinii każdy jeden dolar z tej sumy należał się Hanksowi jak psu zupa.

Will Smith – Faceci w czerni 3

100 milionów dolarów

Korzystając z ogromnej popularności (i na krótko przed jej chwilowym zaćmieniem), Smith zapewnił sobie niemały procent od przychodów z kin, co zaowocowało absurdalną kwotą 100 milionów dolarów. To może zaskakiwać, zwłaszcza jeśli przypomnimy sobie, że trzecia część Facetów w czerni wcale nie była niesłychanie kasową produkcją (ogromny budżet czyni zyski filmu nieco mniej imponującymi) i być może to właśnie dlatego najnowsza odsłona serii będzie pozbawiona udziału Willa Smitha. Ten ma zresztą ważniejsze rzeczy do roboty, między innymi straszenie świata dziwacznym wizerunkiem dżina w aktorskiej wersji Aladyna.

Jack Nicholson – Batman

50 milionów dolarów

To się nazywa dobry kontrakt – rola Jokera pozwoliła Nicholsonowi zarobić masę pieniędzy na filmach, w których nawet się nie pojawił. Oprócz bazowej kwoty 6 milionów dolarów za pierwszego Batmana (które wówczas miały znacznie większą wartość niż współcześnie) i procentu od przychodu kinowego aktor miał też zapewniony udział w zyskach z wszelkiego rodzaju gadżetów sprzedawanych przy okazji kolejnych sequeli filmu. To, że jego bohater w nich nie występował, nie miało żadnego znaczenia. Tym sposobem zarobił ponad 50 milionów dolarów i zarazem stworzył postać, która dołączyła do największych legend kina.

Arnold Schwarzenegger – Terminator 3: Bunt maszyn

29 milionów dolarów + duży i trudny do policzenia procent zysków z dystrybucji

29 milionów dolarów, które odtwórca roli T-800 zgarnął za swoje wygłupy w trzeciej części tego kultowego cyklu, to element jednego z najlepszych kontraktów, jakie kiedykolwiek podpisano. Zakładał on, że Schwarzenegger dostanie rzeczoną kwotę… niezależnie od tego, czy film w ogóle powstanie. Aktor miał również zagwarantowany udział w zyskach, jeśli przychód z kin pozwoli produkcji wyjść na zero. Film ledwo podołał temu wyzwaniu, co oznaczało, że gwiazdor wzbogacił się o kolejne miliony. Jego kontrakt pozwalał mu także na wybór członków ekipy (włącznie z reżyserem!) i gwarantował cudaczne ulgi podatkowe. Studio zgodziło się na taką umowę wyłącznie dlatego, że bez Schwarzeneggera nie było mowy o pieniądzach na produkcję. Szkoda tylko, że wyszedł z tego do bólu przeciętny film, będący w zasadzie marną kopią poprzedniej części.

REKLAMA