Zaimponowało wam samonaprawiające się Porsche? No to co powiecie na samolot, który między ujęciami zmienia się z Boeinga 747 w Boeinga 767? To prawdziwie rewolucyjna innowacja (pytanie tylko, czy przyjemna dla pasażerów), która zmienia ten kryminał w prawdziwe science fiction. Być może zastanawiacie się, jak miałaby przebiegać taka transformacja? Następny film na mojej liście może nakierować was na wyjaśnienie tej kwestii.
Żenujący spektakl, jakim był Wiek zagłady, sam zasługuje na miano jednej wielkiej filmowej wpadki, ale jedna z końcowych scen nie przestaje mnie zdumiewać do dziś. Kiedy bohaterski protagonista kryje się za murkiem podczas finałowej bitwy, obok niego możemy zobaczyć tajemniczego skulonego mężczyznę. Kim jest ten nieszczęśnik – nie wiadomo. Biedak zostaje momentalnie unicestwiony w kuriozalnie różowej eksplozji, a my pozostajemy z masą pytań bez odpowiedzi. Jak miał na imię? Jakim cudem znalazł się w samym środku tej walki? Jakie były jego plany i marzenia? I, co najważniejsze – jaka jest jego rola w tym filmie? Trudno powiedzieć, czy to zbłąkany statysta czy dowcip reżysera, ale poważnie wytrąca to z równowagi podczas oglądania.
Moc pozwala na liczne zdumiewające, a według niektórych nawet nienaturalne czyny. Każda część Gwiezdnych wojen pokazała nam coś nowego w tej kwestii i nie inaczej jest z Atakiem klonów, który pokazuje, że Obi-Wan opanował sztukę teleportacji. Jak widać na powyższym obrazku, kiedy Anakin powstrzymuje Hrabiego Dooku przed wykończeniem mistrza Jedi, ten leży pod ich ostrzami. Kiedy jednak Obi-Wan rzuca drugi miecz swojemu uczniowi dookoła Anakina i Dooku nikogo nie ma, a w kolejnych ujęciach Obi-Wan zdaje się być dobrych kilka metrów dalej. Możemy tylko się zastanawiać, jak mający obsesję na punkcie szczegółów Lucas pozostawił coś takiego w filmie. Zwłaszcza że niemała część tej sceny i tak powstała dzięki CGI, więc naprawienie tego błędu nie powinno być dla niego niczym trudnym.
Wszyscy narzekający na wątki science fiction w serii o Indianie Jonesie powinni jeszcze raz uważnie obejrzeć Poszukiwaczy zaginionej Arki i ponownie przemyśleć całą sprawę. W jednej ze scen na ekranie możemy bowiem podziwiać przybysza z przyszłości. Pomimo tego, że oglądane przez nas wydarzenia mają miejsce w Kairze drugiej połowy lat 30., rzeczony mężczyzna wygląda, jakby kupił swoje ubrania cztery dekady później. Skoro podróże w czasie mają rację bytu w tym uniwersum, to dlaczego nie kosmici? Chyba że to po prostu przypadkowy przechodzień albo członek ekipy filmowej – w takim wypadku wątek kosmitów wciąż może wywoływać zgrzytanie zębów.
Mimo iż Jenny prowadzi niełatwy żywot pracującej samotnej matki, to na całe szczęście stać ją na udogodnienia w formie inteligentnego żelazka. Sprytny sprzęt domowy zmienia swoje miejsce między ujęciami i najpewniej bardzo ułatwia żmudną robotę, jaką jest prasowanie. Tego typu filmowy błąd jest chyba najpopularniejszym ze wszystkich i normalnie nie zwróciłbym na niego większej uwagi, ale z racji umiejscowienia żelazka blisko centrum kadru i tego, że wyróżnia się ono na tle białej ściany bardzo łatwo je zauważyć.
Po tym wszystkim chyba nikogo nie zaskoczy już regenerująca się szyba? Widzimy ją w scenie, w której bandziory Hansa Grubera ostrzeliwują opancerzony pojazd piechoty, który próbuje podjechać pod wejście do Nakatomi Plaza. Terroryści cały czas celują i strzelają przez to samo okno. O dziwo oba strzały rozbijają szybę, jakby ta magicznie została wymieniona między ujęciami! Być może oba ujęcia powstały podczas kręcenia pierwszego wystrzału, a kręcenie drugiego zwyczajnie sobie odpuszczono (albo materiał okazał się do kitu). Trudno uwierzyć, że John McTiernan zapomniałby o takim szczególe.
Wygląda na to, że Mary Jane nie jest jedyną czerwonowłosą fanką Petera Parkera. Na początku filmu możemy zobaczyć aż pięć razy tę samą statystkę nadchodzącą z różnych stron, jakby chodziła w tę i z powrotem. Jasne, nie możemy wykluczyć, że to po prostu bardzo niezdecydowana osoba, ale ja wolę wierzyć w to, że ta tajemnicza dziewczyna próbowała się zdobyć na zapytanie Petera o numer telefonu (dlatego kiedy widzimy ją po raz piąty, jest już z koleżanką), ale ostatecznie nie starczyło jej odwagi.
Jedna z imponujących i misternie zainscenizowanych scen bitewnych Bravehearta została storpedowana przez duże białe auto, które stało zaparkowane z tyłu jak gdyby nic. To niemały zgrzyt, choć w ferworze akcji można go nie zauważyć. Dziwić może zaś sam fakt, że dopuszczono do tego, by podczas kręcenia tak ważnej sceny w pobliżu (i w kadrze) stał jakiś samochód. Naturalnie można także teoretyzować na temat tego, że cały film w rzeczywistości przedstawia losy niezwykle oddanych inscenizatorów bitew historycznych, ale myślę, że mało komu podoba się taka wizja.