Największe ABSURDY GRY O TRON
Ostatni, ósmy sezon Gry o tron spotkał się ze zmasowaną krytyką tak widzów, jak i recenzentów, ale uważniejsi fani z pewnością zauważyli, że najpopularniejszy serial współczesnej telewizji zaczął się psuć już ładnych parę lat temu. Punktem, po którym Gra o tron stopniowo i systematycznie obniżała loty, było wyczerpanie się materiał źródłowego. Pozbawieni powieściowej bazy i wypatrujący kolejnych książek George’a R. R. Martina twórcy byli zmuszeni na własną rękę dokończyć tę niezwykle skomplikowaną układankę. Efekty były, no cóż, różne. Poniżej lista mniejszych i większych głupotek, które zaczęły rozmnażać się w serialu HBO mniej więcej od piątego sezonu, zamieniając to niegdyś naturalistyczne low fantasy w sztampowe hollywoodzkie widowisko.
Masterplan Ellarii Sand, czyli kumulacja głupoty w wątku Dorne
W jaki sposób najlepiej pomścić śmierć kochanka? To jasne: wymordować całą jego rodzinę i wymazać jego ród z powierzchni ziemi. Taki genialny plan uknuły ukochana Oberyna, Ellaria Sand, i jego córki, Żmijowe Bękarcice. Przy okazji zamordowały też córkę królowej Westeros Cersei – a bo tak, bo czemu nie? Królewna Myrcella miała z pewnością wiele wspólnego z tym, że Oberyn zginął w uczciwym pojedynku, do którego sam dobrowolnie zgodził się stanąć. Jeszcze bardziej kuriozalne od samego przewrotu politycznego w Dorne są jego skutki, to znaczy ich brak. Dornijczycy zdają się akceptować pokrętną sukcesję, według której władzę w kraju przejmuje konkubina brata ich księcia, a żądna krwi lwica Cersei nawet nie wypowiada Dorne wojny… Może ten absurd to tak naprawdę nie absurd? Może Oberyn od początku był tylko pretekstem dla czterech zimnych, pozbawionych skrupułów kobiet? Założenie, że ludzie oślepieni żądzą władzy zachowują się nielogicznie jest akurat jak najbardziej logiczne.
Dlaczego taki militarny geniusz jak Stannis zdecydował się na zbiorowe samobójstwo?
Nieumiejętność poprowadzenia postaci Stannisa to jedno z większych zażaleń, jakie mam do serialu. Końcówka piątego sezonu wygląda trochę tak, jakby twórcy chcieli się go jak najszybciej pozbyć – zero pomysłu na ten wątek, zero konsekwencji w pisaniu postaci. Człowiek, który nie wystraszył się dzikiego ognia i poprowadził epicki atak na mury Królewskiej Przystani; facet, który jako jedyny odpowiedział na apel Lorda Dowódcy i swoją szarżą przesądził o wyniku bitwy o Mur – maszeruje z garstką wygłodzonych ludzi na uzbrojone po zęby Winterfell. W środku zimy i bez koni, z poczuciem klęski wypisanym na twarzy. Jego niemrawo maszerujące wojsko na białym tle wyglądało jak cel strzelecki dla ludzi Boltonów – mogli do nich ładować jak do kaczek. Serio? Taki strateg nic by lepszego nie wymyślił? Taki sceptyk i realista uwierzyłby w to, że spalenie własnej córki zapewni mu powodzenie?
Znamię w kształcie Dorne jako dowód w sprawie
Wielki Wróbel to jeden z najbardziej niedocenianych antagonistów serialu: uwielbiałam każdą scenę z nim. Jednak i wątek wiary wojującej nie jest pozbawiony słabszych stron. W jednej z ważniejszych scen brat Margaery, Loras, jest przesłuchiwany ze swoich „grzechów”. Jego homoseksualizm to tajemnica poliszynela na dworze, jednak dewoci nie mają żadnych twardych dowodów, które pozwoliłyby go skazać. Dostarcza ich Olyvar, który oświadcza, że był kochankiem Lorasa i jako potwierdzenie doskonałej znajomości jego ciała podaje fakt, że oskarżony ma w okolicach intymnych znamię w kształcie Dorne. Problem w tym, że Olyvar jest… giermkiem Lorasa. Do obowiązków giermka należało m.in. pomaganie rycerzowi w przywdziewaniu zbroi i ubieraniu się, a także przygotowywanie dla swojego pana kąpieli; każdy giermek miał więc tysiące okazji, by zobaczyć rycerza nago – bez wskakiwania mu do łóżka. Dowód na homoseksualizm Lorasa jest zatem, cóż, z dupy.
W jaki sposób zamiatanie ulic uczyniło z Aryi asasyna?
Wszyscy byliśmy podekscytowani, kiedy Arya dotarła w końcu do Braavos i rozpoczęła szkolenie na Człowieka Bez Twarzy. Jednak przez następne dwa sezony oglądaliśmy przede wszystkim, jak żebrze, zamiata ulice i dostaje kijem po tyłku. Umówmy się: Arya była beznadziejną uczennicą, zawalającą kolejne zadania i próby, jakie stawiał przed nią Jaqen H’ghar. Jakże zatem – na boga o wielu twarzach! – wytłumaczyć wszystkie jej skille po opuszczeniu świątyni?! Ni stąd, ni zowąd, Arya potrafi „założyć” twarz każdej zabitej osoby, a przecież w czasie szkolenia nikt jej nie pokazywał, jak to zrobić. Wymiata ze sztyletem w ręku, chociaż w świątyni odebrano jej Igłę i w ogóle nie ćwiczyła z bronią białą. Czy tylko mnie nowe umiejętności Aryi wydają się ździebko przesadzone?
No i jak Arya przeżyła upadek do rzeki po pojedynku z Waif?
https://www.youtube.com/watch?v=J6l9oS16S1I
Podobne wpisy
Kiedy Arya dostaje wyrok śmierci od Ludzi bez Twarzy (za odmowę zabicia aktorki), jego wykonanie bierze na siebie Waif, była trenerka i dręczycielka Starkówny. Pod postacią staruchy zaczaja się na Aryę na ulicy i zadaje jej kilka głębokich ran nożem w brzuch. Już samo to powinno spowodować śmierć, a na dobitkę ranna Arya wpada do rzeki – pełnej zarazków i brudu, przepływającej przecież przez cuchnące, stylizowane na średniowieczne miasto. To jednak ledwie preludium do irracjonalności: Arya zostaje opatrzona i pozszywana, by następnie – cała w bandażach – skakać po dachach, rzucać się na stragany, stoczyć długą walkę z Waif i w końcu ją zabić. I nie, nie daje je żadnej przewagi ciemność, w której ją pokonuje, bo przecież Waif jako Człowiek bez Twarzy przeszła ten sam trening co Arya i także uczyła się walczyć bez wzroku. Chyba że… cała akcja działa się w głowie Aryi? Być może mikstura powodująca szybką śmierć to nie jedyny specyfik stosowany w Domu Czerni i Bieli, a Arya była na jakichś halucynogennych środkach. Także absolutna obojętność wszystkich ludzi zgromadzonych na ulicy każe zastanowić się, czy aby na pewno oglądane wydarzenia dzieją się w sferze jawy.