search
REKLAMA
Zestawienie

Najciekawsze FILMY O WIKINGACH. Fascynująca podróż śladem wojowników z Północy

10 nordyckich opowieści, z którymi warto się zapoznać.

Mariusz Czernic

26 kwietnia 2022

filmy o wikingach
REKLAMA

Spośród licznych podbojów wikingowie mieli największy problem z podbiciem kin i telewizji. Ale w ostatniej dekadzie odnieśli kilka znaczących sukcesów. Po trwającym sześć sezonów serialu Wikingowie (Vikings, 2013–2020) temat wziął na warsztat jeden z najbardziej cenionych twórców współczesnego kina, Robert Eggers (Czarownica…, Lighthouse). Od 22 kwietnia 2022 jego Wiking (The Northman) podbija kina w naszym kraju, wywołując szereg burzliwych dyskusji. Już wiadomo, że jest to kolejny artystyczny sukces reżysera, choć bardzo prawdopodobne, że przy budżecie powyżej 60 milionów dolarów nie przyniesie zysków z kinowych kas. Filmy o tematyce historycznej, nawet te na najwyższym poziomie (np. Ostatni pojedynek Ridleya Scotta), nie są w dzisiejszych czasach tym, co najbardziej interesuje masowego odbiorcę.

Od gniewu ludzi północy zachowaj nas, Panie!

Filmy o wikingach to bardzo wąski nurt kinematografii (szczególnie gdy porówna się z klimatami piracko-korsarskimi), dlatego nowy film Eggersa ma niezbyt mocną konkurencję. Ale jest kilka szczególnych przypadków, które mogą z nim rywalizować, choć nie są szerzej znane (tu mam na myśli przede wszystkim islandzkie produkcje z lat 80., bo jeśli jakiś naród można uznać za specjalistów od wikińskich klimatów, to są to Islandczycy). Niniejsze zestawienie nie ma formy rankingu, tylko chronologicznego spisu 10 najciekawszych filmowych adaptacji legend o Normanach, jak nazywano wikingów w zachodniej Europie (lub Waregach – we wschodniej). Gwoli ścisłości, słowo wikingowie oznacza dokładnie wojowników wyprawiających się za morze w celu grabieży, gwałtów i mordów i może dotyczyć nie tylko ludzi północy (np. w filmie Królowa Wikingów z 1967 to określenie dotyczy Celtów). Z oczywistych względów niniejszy artykuł bierze pod uwagę tylko opowieści o nordyckich wojownikach.

Wiking (1928), reż. Roy William Neill

[aka The Viking]

Film wyprodukowany przez Herberta T. Kalmusa, prezesa korporacji Technicolor, która zrewolucjonizowała kino. Czasy kolorowych filmów nadeszły po etapie udźwiękawiania, ale już w epoce kina niemego eksperymentowano z kolorem. Jednym z takich przełomowych dzieł jest Wiking w reżyserii Roya Williama Neilla, który najpierw (w 1928) trafił na ekrany jako film niemy, jednak gdy włodarze wytwórni MGM zachwycili się nowatorską stroną wizualną, postanowili film dystrybuować w wersji dźwiękowej. Nowa edycja miała premierę w 1929 roku i nie była w pełni dźwiękowa – wciąż widzowie musieli czytać plansze z opisami i dialogiem, lecz inne dźwięki (ryk lwa z MGM-u, muzyka nagrana na płycie, odgłosy tłumu, odgłosy pojedynków na miecze) były w kinie słyszalne. Jednak to głównie użycie koloru robiło wówczas piorunujące wrażenie – już w jednej z początkowych scen mamy czerwone plamy krwi kapiące na książkę po tym, jak wiking morduje jednego z Anglików.

Intryga została zaczerpnięta z książki Ottilie Adeliny Liljencrantz pt. The Thrall of Leif the Lucky: A Story of Viking Days (Niewolnik Leifa Szczęściarza: Historia z czasów wikingów, 1902). Opowieść zaczyna się w Anglii i jest kontynuowana w Norwegii, potem w Grenlandii, aby zakończyć się na odkryciu Ameryki. Lord Alwin (LeRoy Mason) z Nortumbrii zostaje uprowadzony i trafia do wikińskiej niewoli. Kupuje go Helga Nilsson (Pauline Starke), sierota będąca pod opieką wikinga Leifa Ericssona (Donald Crisp). Ważnym motywem filmu jest konflikt między pogańskimi wierzeniami, których zwolennikiem jest Eryk Rudy (Anders Randolf), odkrywca Grenlandii, a chrześcijaństwem wyznawanym przez jego syna, Leifa. Oczywiście więcej tu legendy niż prawdy, wikingowie noszą tu rogate hełmy, a budowa kamiennej wieży w Newport, która stoi do dziś, jest przypisywana Leifowi zgodnie z teorią głoszoną przez duńskiego historyka Carla Christiana Rafna. Przełom, jaki dokonał się za sprawą filmu, nie jest już dziś zbyt znaczący i film zniknął gdzieś w otchłani zapomnienia. Na jego niekorzyść działa też niezbyt przekonująca strona fabularna – to historia z banalnym przesłaniem o sile miłości wspieranej przez wiarę w „jedyną słuszną” religię.

Wikingowie (1958), reż. Richard Fleischer

[aka The Vikings]

Ernest Borgnine jako Ragnar w filmie "Wikingowie" (1958)

W latach 50. – w ramach serii kręconych z rozmachem dramatów historycznych – powstał między innymi Niezłomny wiking (Prince Valiant, 1954) w reżyserii Henry’ego Hathawaya na podstawie komiksu Harolda Fostera. Zdobył jednak mieszane recenzje i ostatecznie nie zwrócił włożonych w niego kosztów produkcji. Realizacja kolejnego filmu o wikingach stanęła więc pod znakiem zapytania, ale podjęto ryzyko, gdy na biurko hollywoodzkich producentów trafiła książka Edisona Marshalla pt. The Viking (1951). Adaptację pod kierunkiem Richarda Fleischera nakręcono w nowoczesnym systemie Technirama, dzięki czemu kolory zostały wzmocnione, podkreślając piękno plenerów: Norwegii, Limskiego Fiordu w Chorwacji czy np. Bretanii we Francji. Tym razem wysiłek opłacił się – to był hit zarówno w Stanach, jak i za granicą. I choć w recenzjach zarzucano, iż bliżej mu do baśni lub westernu niż rasowej produkcji historycznej, to jednak na wiele lat stał się wzorem, jak powinno się robić filmy o wikingach.

Napaść Normanów pod wodzą Ragnara (Ernest Borgnine) i będąca jej skutkiem śmierć króla Nortumbrii stają się pretekstem do objęcia tronu przez uzurpatora i tyrana, Ellę (Frank Thring). Wdowa po poprzednim królu, Enida (Maxine Audley), spodziewa się dziecka – potencjalnej osoby, która może w przyszłości ubiegać się o tron Nortumbrii. Prawdziwym ojcem dziecka jest jednak wódz wikingów, Ragnar. Po dwudziestu latach dochodzi do spotkania niewolnika Eryka (Tony Curtis) i wikinga Einara (Kirk Douglas), którzy mają tego samego ojca, ale jeszcze nie wiedzą, że w ich żyłach płynie ta sama krew. Od pierwszego spojrzenia czują do siebie nienawiść – Eryk napuszcza na Einara drapieżnego sokoła, który pozbawia go oka, wskutek czego Einar wraz z ojcem skazują niewolnika na powolną śmierć – zostaje rzucony krabom na pożarcie. Konflikt zaostrza się, gdy obaj zakochują się w księżniczce Morganie (Janet Leigh).

Poniekąd przypomina to baśń w stylu greckiego mitu z ciążącym nad bohaterami fatum. Wyczuwa się także pokrewieństwo z klasycznym westernem – podboje zachodnich krain, braterski konflikt zwieńczony pojedynkiem, główny bohater przypominający westernowego good bad guya, który mimo złych uczynków nie jest typem mordercy, lecz honorowego człowieka. Wspaniały jest finałowy pojedynek między braćmi, zarówno jeśli chodzi o wybór lokacji, wykonanie, jak i choreografię francuskiego mistrza szermierki klasycznej, Claude’a Carlieza. W następstwie sukcesu filmu powstał serial Tales of the Vikings (1959–60) opowiadający o przygodach Leifa Eriksona. Współproducentem serialu był Elmo Williams, montażysta filmu Fleischera i reżyser drugiej jednostki (prawdopodobnie odpowiedzialny za sceny akcji). Z kolei operator omawianego dzieła, Jack Cardiff, nakręcił w Jugosławii barwne widowisko Długie łodzie wikingów (The Long Ships, 1964). Produkcja ma swoich fanów, aczkolwiek nie należy do nich osoba pisząca te słowa. Na fali wznoszącej okręty wikińskie skorzystali także Włosi – w samym roku 1961 powstały w Italii: Najeźdźcy (aka Erik the Conqueror, 1961) Mario Bavy, Ostatni wiking (1961) Giacoma Gentilomo i Tatarzy (1961) Richarda Thorpe’a, gdzie przeciwnikami tytułowych barbarzyńców są wikingowie.

Ostrza zemsty (1966), reż. Mario Bava

[aka Knives of the Avenger / I coltelli del vendicatore]

scena z filmu "Knives of the Avenger" (1966)

Tak jak wielu włoskich twórców kina gatunkowego, tak i Mario Bava bronił się przed zaszufladkowaniem w jednym gatunku. Po sukcesie Maski szatana (1960) stał się mistrzem gotyckiego horroru i chociaż potwierdził to, powracając do gatunku, to próbował także eksperymentować z innymi typami rozrywki. Często były to eksperymenty operatorskie, tak jak w przypadku Najeźdźców (aka Erik the Conqueror, 1961), pierwszego filmu Bavy o wikingach. Fabuła i niektóre pomysły zostały podkradzione z Wikingów (1958) Richarda Fleischera, ale pod względem wizualnym jest to dzieło wyjątkowe – widać, że nakręcone przez artystę, który kamerą i światłem potrafi zdziałać cuda. Przez fabułę jednak uważam, że drugi wikiński film Bavy – Ostrza zemsty (1966) – jest o wiele ciekawszym widowiskiem. Nie oznacza to wszakże, iż jest to dzieło oryginalne, wciąż wyczuwalny jest wpływ amerykańskiego kina, tym razem westernu Jeździec znikąd (1953) George’a Stevensa.

Kobieta imieniem Karin (Elissa Pichelli) wraz z synem słuchają przepowiedni starej wieszczki przywołującej imię boga Odyna. W jej słowach jest zarówno pocieszenie, jak i przestroga. Zwiastuje ona nadzieję, gdyż uznany za zmarłego mąż kobiety, król Harald (Giacomo Rossi Stuart), żyje i wkrótce do niej wróci. Ale także ostrzega, że licho nie śpi, dlatego warto uciekać, trzymając się blisko morza, aby woda zmyła ślady. Ich wrogiem jest okrutny Hagen (Fausto Tozzi) pragnący poślubić Karin, by przejąć władzę nad jej klanem. Ludzie Hagena szybko odnajdują kryjówkę kobiety, ale ich zmagania z bezbronną damą zostają przerwane przez tajemniczego „jeźdźca znikąd” (Cameron Mitchell), który szczególnie dobrze posługuje się nożami. Nieznajomego dręczą demony przeszłości – w morderczym szale zemsty zabił niegdyś niewinnych ludzi, a jego imię Ator budziło strach. Teraz pragnie naprawić krzywdy i bogowie dają mu taką szansę, stawiając na jego drodze Karin i jej syna.

Co ciekawe, do reżyserowania filmu został zatrudniony Leopoldo Savona, który nie podołał wyzwaniu. Mario Bavę ściągnięto, by ratował projekt, a ten napisał scenariusz od początku i w krótkim czasie ukończył film. Szybko i tanio to nie są słowa, które kojarzą się z epicką produkcją historyczną czy przygodową, więc na pozór nie brzmi to obiecująco. I jeśli ktoś oczekuje spektakularnych scen bitewnych i konfliktów wyciągniętych z kart średniowiecznej historii, to będzie rozczarowany. A jednak film doskonale się broni, oferując fascynującą opowieść z pogranicza mrocznej baśni i kameralnej opowieści o próbach odpokutowania za dawne grzechy. Ostrza zemsty to przykład geniuszu Maria Bavy – dowód na to, że do nakręcenia dobrego filmu potrzebne są: solidny warsztat, dusza artysty, energia twórcza, a dopiero na kolejnym pieniądze.

Alfred Wielki (1969), reż. Clive Donner

[aka Alfred the Great]

Michael York i Prunella Ransome w filmie "Alfred Wielki" (1969)

Biografię jednego z najwybitniejszych angielskich władców zrealizował Clive Donner, niemający doświadczenia w realizacji wysokobudżetowych obrazów. W efekcie powstało niesztampowe widowisko oparte na relacjach między bohaterami, a nie efektownej batalistyce. Jednak udało się uniknąć irytującej teatralnej maniery i wkroczyć też na pole bitwy. Sceny ukazujące żołnierzy w spartańskiej falandze robią wrażenie, ale obok potwierdzonych historycznie starć Anglików z Duńczykami ważne dla filmowców były również ludzkie postawy w obliczu kryzysowych sytuacji. Alfred zamiast miecza w dłoni wolałby trzymać krzyż i wznosić modły, bo czuł, że jego przeznaczeniem jest zostać księdzem. Ale gdy jego kraj atakują ludzie północy, zostaje zmuszony do zmiany życiowych planów i podejmuje rolę wojennego stratega, w której sprawdza się idealnie. Jako król Wesseksu nie odchodzi zbyt daleko od kapłańskiej posługi, bo religia jest wszędzie. Konflikt dwóch państw o odmiennych zwyczajach to także walka dwóch demiurgów: chrześcijańskiego Boga i nordyckiego boga wojny, Odyna.

Scenariusz jest adaptacją książki Eleanor Shipley Duckett. Autor scenariusza James R. Webb i producent Bernard Smith współtworzyli sukcesy historycznych westernów Jak zdobyto Dziki Zachód (1962) i Jesień Czejenów (1964), zrealizowanych dla Metro-Goldwyn-Mayer. Tym razem sięgnęli do historii Europy, plan filmowy zaś zorganizowali w hrabstwie Galway w Irlandii. W przeciwieństwie do wielkiego Alfreda, twórcy filmu ponieśli klęskę. Zarówno w starciu z krytykami, jak i publicznością film nie miał szans. Chociaż dziś można go wyróżnić jako ciekawego reprezentanta brytyjskiego dramatu kostiumowego lat 60., to trzeba też przyznać, że ma on swoje słabości, widoczne na przykład w niedopracowanych dialogach. Ciekawostką jest, że w filmie wystąpiła żona dramaturga Harolda Pintera, Vivien Merchant, która nie wypowiada tu żadnych kwestii – odmówiła wygłoszenia zdań ze scenariusza ze względu na ich poziom.

Mariusz Czernic

Mariusz Czernic

Z wykształcenia inżynier po Politechnice Lubelskiej. Założyciel bloga Panorama Kina (panorama-kina.blogspot.com), gdzie stara się popularyzować stare, zapomniane kino. Miłośnik czarnych kryminałów, westernów, dramatów historycznych i samurajskich, gotyckich horrorów oraz włoskiego i francuskiego kina gatunkowego. Od 2016 „poławiacz filmowych pereł” dla film.org.pl. Współpracuje z ekipą TBTS (theblogthatscreamed.pl) i Savage Sinema (savagesinema.pl). Dawniej pisał dla magazynów internetowych Magivanga (magivanga.com) i Kinomisja (pulpzine.pl). Współtworzył fundamenty pod Westernową Bazę Danych (westerny.herokuapp.com). Współautor książek „1000 filmów, które tworzą historię kina” (2020) i „Europejskie kino gatunków 4” (2023).

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/