“Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii”. Klimatyczna historia utrzymana w depresyjnej szarości
Tekst z archiwum Film.org.pl (30.06.2016)
Pierwsze w Ameryce szeroko zakrojone polowanie na czarownice miało miejsce w 1662 roku w Connecticut, trzydzieści lat przed słynną histerią z Salem. Rodzina Kellych oskarżyła sąsiadkę, niejaką Goodwife Ayres, po śmierci ośmioletniej córki, Elizabeth.
Liczba podejrzanych rosła lawinowo, w dużej mierze za sprawą jednej z oskarżonych, Rebeki Greensmith, która wskazywała kolejne winne, zapewne w nadziei oszczędzenia sobie tortur. Przyznała się do intymnych kontaktów z diabłem i wzywania go podczas sabatów. Znaleźli się świadkowie potwierdzający jej obciążające zeznania względem sąsiadek, tak, oczywiście, widzieli Elizabeth Seager tańczącą przy świetle księżyca i warzącą tajemnicze dekokty w czarnym kotle, a Mary Sanford zezuje na lewe oko i ma wąsik nad wargą. Cztery kobiety zostały powieszone, w tym sama Greensmith. Ayres udało się uciec. W tym konkretnym mieście – Hartford – histeria miała wybuchać jeszcze kilkukrotnie. Nie mówiąc już o tym, że na wiele lat przed procesem Greensmith to właśnie tutaj powieszono pierwszą w historii kolonialnej Ameryki czarownicę, Alice Young, w 1647 roku, pięć lat po tym, jak uprawianie czarów załapało się do ekskluzywnego grona dwunastu przestępstw karanych śmiercią.
Purytanie, którzy w 1620 roku opuścili pokład Mayflower i osiedlili się w Plymouth, dając początek Nowej Anglii, przywieźli ze sobą ze starego kraju sporo obciążeń, lęków i utrwalonych przekonań, które w trudnej atmosferze walki o byt, poczucia izolacji i pogłębiającej się rywalizacji o lepszy kawałek ziemi i lepszą pozycję tylko się wzmacniały i utrwalały. Surowa purytańska doktryna, powstała na gruncie maksymalnego podporządkowania się literze Pisma Świętego, potępiała w zasadzie wszystko, co nie było pracą, modlitwą czy studiowaniem Księgi.
Grzech czaił się na wiernych bezustannie i wszędzie, w formie pięknej sąsiadki, kieliszka wina, głośnego śmiechu czy śpiewu. Łatwiej było zatem oswajać zło spersonifikowane niż zastanawiać się nad abstrakcyjnym pojęciem diabła. Diabeł był dla tych ludzi istotą jak najbardziej cielesną i rzeczywistą, a czarownice – przedłużeniem jego ramion. Na wszystkim tym ciążyła dodatkowo mieszanina legend, klechd i utrwalonych symboli, które przez pokolenia przeniknęły do codziennego życia, stając się powszechnie uznanym faktem. Trochę to przewrotne w doktrynie, która tak surowo odcinała się od wszystkich wyzwań w jakikolwiek sposób skażonych przez “bałwochwalstwo” i “pogaństwo”. Duchowy spadkobierca religii ojców założycieli, Zjednoczony Kościół Chrystusa, dziś uchodzi za jeden z najbardziej liberalnych na świecie. W XVII wieku jednak na wyrozumiałość nie było co liczyć.
Akcja Czarownicy. Bajki ludowej z Nowej Anglii rozgrywa się w okolicach 1630 roku. Pobożny purytanin William wraz z żoną Katherine i dziećmi zostaje wygnany z osady, w której dotąd mieszkał. Wkrótce na świat przychodzi piąta latorośl, Samuel. Niestety malec znika, będąc pod opieką jednej z sióstr, Thomasin. Na pozór sprawa prosta – został porwany przez czarownicę gustującą w nacieraniu się krwią (najchętniej nieochrzczonych) niemowląt. Przykre, ale się zdarza. Niestety, nieszczęścia się na tym nie kończą, sporysz atakuje zboże, a najstarszy syn, Caleb, zapada na tajemniczą gorączkę. Katherine zaczyna podejrzewać, że prawdziwej czarownicy trzeba szukać pod ich własnym dachem.
Po tym, jak papież Innocenty VIII uznał czarostwo za herezję w 1484 roku, a w 1563 w Anglii uznano je za przestępstwo godne kary śmierci, wiele kobiet padło ofiarą pomówień i donosów sąsiadów. Często były to kobiety samotne, starsze, uchodzące za zielarki, znachorki, miejscowe położne, zaskakująco często również właścicielki pokaźnych połaci gruntu pozbawione protektora. Lęk i religijna obsesja, zabobon i paniczny strach przez Złem splatały się ściśle z przemyślną strategią. Gorliwy donosiciel mógł bowiem zawsze liczyć na nagrodę od wdzięcznego ratusza albo przejęcie prawem zasiedzenia “opuszczonego” terenu najbliższego sąsiada. Co ciekawe, oskarżyciele zawsze doskonale wiedzieli, co kobiecie zarzucić, a ona, wyczerpana torturami, zazwyczaj również przytaczała przekonującą czcigodnego sędziego historię. Opowieści o czarownicach i ich zwyczajach były bowiem doskonale znane prostym ludziom, zanim ktokolwiek w ogóle pomyślał o ich skatalogowaniu. Człowiek radzi sobie z tym, czego nie rozumie i czego się boi, tłumacząc to na pojmowalny ciąg symboli i archetypów.
W stare źródła i podania zagłębił się scenarzysta i reżyser Czarownicy, Robert Eggers, tworząc wyborną mieszankę strachu, okrucieństwa, magii i perwersji, paranoi napędzanej przez religijną obsesję, izolację i poczucie winy.
Poszukując zła wszędzie tam, gdzie go w istocie nie ma, bohaterowie Czarownicy – przede wszystkim William i Katherine – nie dostrzegają go tam, gdzie rzeczywiście jest i tworzą tam, gdzie go dotąd nie było. Thomasin w świetnej interpretacji młodziutkiej Anyi Taylor-Joy na początku wydaje się wprost promieniować światłem i niewinnością, chociaż ma też w sobie nieszkodliwego, psotnego chochlika. Normalna, pogodna dorastająca dziewczyna, której główną przewiną jest fakt, że staje się kobietą, że jest z racji płci podatna na pokusy niczym zachęcająco otwarta furtka dla Zła.
Deklaracje wiary są silniejszym dowodem niewinności niż wiara sama w sobie, rozpacz matki pcha ją w szaleństwo, a diabeł i tak szuka sobie pożywki wśród tych, których najprzyjemniej jest korumpować – teoretycznie pozbawionych grzechu.
Czy doświadczane przez Thomasin i innych wizje są prawdziwe, czy to halucynacje z powodu zatrucia sporyszem i zbiorowej psychozy? Lęki mieszkańców odseparowanej farmy są jak najbardziej ludzkie i rzeczywiste, natomiast wplatając do nich ludowe i parareligijne symbole reżyser pokazuje mechanizm oswajania strachu poprzez tworzenie mitu na tyle silnego, że staje się niemal żywy. Enigmatyczna czarownica czająca się w lasach gromadzi w sobie wszystko, co o czarownicach szeptano: potrafi zmieniać kształt, latać dzięki bluźnierczemu balsamowi z krwi, wysysa krew zwierząt, sprowadza zarazę, kusi młodych i starych, przyjmując formę ponętnej dziewczyny w miejsce odstręczającej staruchy, towarzyszą jej diabelskie zwierzęta, symbole śmierci i opętania. Na XVI-wiecznych niemieckich rycinach Hansa Baldunga Griena widzimy roześmianą nagą czarownicę dosiadającą kozła podczas sabatu, motyw wielokrotnie podejmowany później przez Goyę. Swoboda latającej czarownicy zawdzięczającej swój bezwstyd paktowaniu z diabłem była po równi odstręczająca i fascynująca. Uosabiała pragnienie wolności i jednocześnie strach przed nią. Wolność to bowiem grzech, skazujący duszę na potępienie.
Współczesne czarownice wyznają religię bliską naturze i świętości żywiołów. Czczą życie w każdej postaci i wyznają zasadę, że wszystko, co oddasz z siebie, powróci do ciebie z trzykrotną mocą. Czyń co chcesz, o ile nikomu tym nie zaszkodzisz. Nie ma tu miejsca dla mitycznego diabła z rogami i ogonem, za to sporo dla człowieka, jego samoświadomości i przede wszystkim odpowiedzialności wobec siebie i innych za wszystko, co uczyni. Bóg ani nie uwolni go od winy, ani nie sprowadzi na niego kary. To nadal jest wolność, ale wymagająca wiele osobistej dyscypliny. Bóstwo ma trojaką postać niezależnej dziewczyny, kochającej matki i dojrzałej, mądrej staruchy, wiecznie się odradza i stale zmienia, w zgodzie z rytmem pór roku i z rytmem samego życia. To wizja daleka od rozpasania, którego obawiali się purytanie. Nasze wyobrażenia tego, czego nie znamy, najczęściej najwięcej mówią o nas samych. W tym wypadku niepopełniony grzech przybierał rozmiary nieokiełznanej apokalipsy i formę czarownicy z radością oddającej swoją duszę na pastwę diabła.
Na ile historia Eggersa jest symboliczna, a na ile wpisuje się w ramy paranormalnego horroru – to już decyzja, którą każdy może podjąć sam. Reżyser świadomie zostawia furtkę do dwojakiej interpretacji.
Niezależnie od przekonań widza, to intrygująca, klimatyczna historia utrzymana w depresyjnej szarości i spranej bieli, gdzie wyczekiwanie na grozę jest intensywniejsze niż sceny faktycznej grozy – mimo ich niewątpliwej brutalności – a najgorsze demony i tak pozostają niewidoczne i bezpiecznie ukryte w ludzkich sercach.