Najbardziej PRZEREKLAMOWANE filmy 2019 roku

Tolkien, reż. Dome Karukoski
Podobne wpisy
A to mój najbardziej subiektywny wybór z całej listy. Sądziłem, że po legendarnym już Władcy Pierścieni i trochę mniej udanym Hobbicie nazwisko Tolkiena zasługiwałoby na trochę lepszą filmową notę biograficzną. Tak się jednak nie stało, chociaż zapewne oczekiwania wśród fanów produkcji Jacksona były ogromne. To, co dostali, to monotonny obyczaj bez krzty fantasy, nawet tego chrześcijańskiego, katolickiego, na motywach którego Tolkien stworzył swoje uniwersum. Być może największym błędem twórców okazał się przedstawiony okres z życia pisarza. Gdyby tę opowieść o nim zacząć trochę inaczej, na przykład z realistyczno-magiczną narracją w stylu duetu Jeunet–Caro albo surrealizmem Wesa Andersona, postać Tolkiena od razu nabrałaby barw. A tak dla przeciętnego widza jego filmowy wizerunek okazał się najzwyczajniej w świecie nudny, mało kreatywny oraz wręcz małomiasteczkowy. Mam świadomość, że Tolkien nie był Ernestem Hemingwayem, jednak forma prezentacji jego życia pozostawia paskudny niedosyt.
Gwiezdne Wojny: Skywalker. Odrodzenie, reż. J.J. Abrams
Były dwie Gwiazdy Śmierci, planeta w formie Gwiazdy Śmierci, mała Gwiazda Śmierci w postaci działa, aż powstały niszczyciele z działami o sile rażenia poprzednich Gwiazd Śmierci. Przecież nie do wytrzymania jest ta disneyowska rozwałka, obrzydliwa renarracja i niekończąca się fanowska masturbacja z pomocą niegdysiejszych Lucasowskich pomysłów na opowiedzenie historii Vadera, Imperatora i Skywalkera. Spece od marketingu do bólu napompowali ten balon sentymentów, ale od siebie nic nie dodali. Po prostu nie mieli na tyle dobrego pomysłu. Przestraszeni swoją niewiedzą, zwalili całą odpowiedzialność na Imperatora Palpatine’a, przez cały czas zdalnie pociągającego za sznurki za pomocą marionetki Snoke’a, a kontakt Rey i Bena Solo sprowadzili do melodramatycznej, romansowej relacji i wzajemnego przywracania się do życia. Nie tego oczekiwałem od zakończenia tak ponadczasowej i łączącej pokolenia sagi. Nastąpiło tu klasyczne, reklamowe przekłamanie, podobne do tego z pudełek z mrożoną pizzą – niezgodność wyglądu zakupionego produktu z jego prezentacją na opakowaniu. Dla branży spożywczej klasyka. Z tego, co widzę, w przemyśle filmowym również coraz częstszy przypadek, jeśliby oceniać teaserowe prezentacje w stosunku do pełnych wersji produkcji.
Miszmasz, czyli kogel mogel 3, reż. Kordian Piwowarski
Przypadek podobny, co ostatnia cześć sagi Gwiezdne wojny. Kordianowi Piwowarskiemu zdawało się, że można w nieskończoność odcinać kupony od… no właśnie, od czego. W tym przypadku od zawsze byłem pełen zdziwienia, że w ogóle Kogel mogel stał się filmem w polskim kinie kultowym. No ale cóż. Nie będę kwestionował socjologicznych faktów. Pozostaje ocena najnowszej odsłony serii. I teraz stanąłem przez interesującym problemem, na który przygotowany nie byłem. Poprzednie dwie części Kogla mogla, co trzeba przyznać, wyróżniały się osobliwym, swojskim klimatem, mnóstwem realizacyjnych nieprawności i kiepskawą grą aktorską. Miszmasz za to celuje w standardowe loftowe tony współczesnych komedii romantycznych realizowanych w ramach językowej gry tak zwanej korpowarszafki. Gorzej więc być nie mogło, ponieważ starych aktorów z poprzednich części na siłę umieszczono w zupełnie nieprzystającym do ich stylu bycia i gry środowisku. Wszelkie gagi z ich udziałem wychodzą zatem żenująco. Jakie to ma jednak znaczenie. Maszynka reklamowa poszła w ruch, żeby nabrać widzów.