search
REKLAMA
Zestawienie

Najbardziej PRZEREKLAMOWANE filmy 2019 roku

Odys Korczyński

11 marca 2020

REKLAMA

Dwóch papieży, reż. Fernando Meirelles

Nudny, bez akcji, przegadany, zbyt cukierkowy film-laurka dla obecnego papieża, stawiający go w zupełnej opozycji do Benedykta XVI, a także całego papiestwa. Nic bardziej mylnego. Nic się nie zmieniło od 2000 lat. A Franciszek jest jedynie bardziej progresywną twarzą tej samej instytucji, która tym razem lepiej udaje, że się zmienia. Celnie podsumował film mój kolega z redakcji, Maciej Niedźwiedzki: „rakotwórcza hagiografia, w której Ratzinger pyta Bergoglia, czy słyszał o świętym Franciszku”. Lepiej bym tego nie ujął. Rakotwórcza nie tyle fizycznie, co mentalnie. W sumie także nie wiadomo, dla kogo nakręcona, bo nie niesie ze sobą żadnej wiedzy o Kościele dla ludzi, którzy jej nie mają. To raczej stek pseudoreligijnych komunałów dobrych dla niepraktykujących katolików, którzy może się na widok dwóch dobrotliwych papieży zlitują i w końcu zajdą na niedzielną mszę, wierząc naiwnie, że to już nie ta sama instytucja. Watykan ma od wieków znakomity marketing, trzeba to przyznać, a produkcja Dwóch papieży wygląda na zamówiony dla Stolicy Apostolskiej w jakiejś filmowej agencji produkt promocyjny.

Nieplanowane, reż. Chuck Konzelman, Cary Solomon

Film traktuję jako nieporozumienie, wynikłe z naukowej niewiedzy i kłamliwej propagandy Kościoła. Trzeba jednak przyznać, że marketing miało dobry, i to nie tylko za pieniądze. Rzesze zajawionych na punkcie ochrony życia katolików zrobiło dobrą robotę – szeptali między sobą, że oto nadchodzi film, który niesie ze sobą jedyną prawdę o aborcji, a jego obejrzenie zmieni ten pełen morderstw świat. Być może dał im chwilowe poczucie bezpieczeństwa, ale na szczęście nie przyniósł niczego oprócz sporej dawki obciachu. Nieplanowane zatem doskonale spełnia kryteria produkcji przereklamowanej, i to za darmo. Nie ma to jak mieć ideologicznie oddanych wyznawców – nie trzeba nawet inwestować pieniędzy w rozpropagowanie informacji. Co do zaś strony technicznej, to film jest zrealizowany w konwencji taniej stockowej reklamy z koszmarną grą aktorską, mnóstwem komunałów i patetycznym melodramatyzmem. Najwidoczniej twórcy stwierdzili, że u katolików najbardziej sprawdzi się scenariusz ewangelicznego nawrócenia – bardzo popularny w udowadnianiu, że religia ma sens. Abby na początku jest zajadłą zwolenniczką aborcji, aż do pamiętnego zdarzenia z uciekającym płodem. Wtedy przechodzi konwersję. A tak na marginesie to bardzo ciekawe, że generalnie wierzący co chwila muszą udowadniać, że ich religia ma sens, jakby panicznie obawiali się, że go nie ma. Stąd ten religijny marketing, opłacany,  darmo szeptany, bazujący na reakcji tłumu i politycznych watażkach. A później rodzą się takie filmowe potworki jak Nieplanowane.

Kapitan Marvel, reż. Anna Boden, Ryan Fleck

Ten film powinien nosić alternatywne tytuły, na przykład Zemsta surferów 2 albo Atak zielonych orków 3. Zastanawiam się, jak spragnieni kasy musieli być twórcy ze stajni Marvela, że w ogóle nakręcili film o rozenergetyzowanej Kapitance. A z innej beczki, to wyjątkowo niesprawiedliwe i fabularnie nienaturalne, że w ogóle się pojawiła podczas starcia Avengersów z Thanosem. Albo jest się partnerem w walce, albo nie, a nie pojawia się dokładnie wtedy, gdy są realne szanse na powtórne pokonanie ziemskich superbohaterów. Kapitan Marvel mocno obniżyła dramatyzm i autentyzm Avengersów, sama przy tym pozostając wciąż epizodyczną postacią. Zachowała się więc jak natrętny szczur, który podgryza kabel z Internetem właśnie wtedy, gdy ma się na celowniku sąsiada w Quake’u. Odgrywana przez Brie Larson, w swoim własnym filmie zaś nie mogła się zdecydować, czy być zagubioną w świecie mężczyzn dziewczynką spetryfikowaną kiedyś przez obcych, czy odpowiednikiem Supermana w MCU. Balon był jednak napompowany bardzo mocno, a zrobili to Avengersi. Kapitan Marvel roztrwoniła tę organiczną reklamę na rzecz podejścia do filmu science fiction, które robi z niego gatunkowego kundla, a z głównej postaci kogoś, kto ma w założeniu podobać się wszystkim, czyli tak naprawdę nikomu.

X-Men: Mroczna Phoenix, reż. Simon Kinberg

Mówi się nawet o 350 milionach dolarów kosztów produkcji i promocji oraz o stratach równych przynajmniej jednej trzeciej tej sumy. Obiektywnie trudno stwierdzić, z czego to wynika; patrząc na inne, odnoszące sukces produkcje z gatunku, zapewne nie z tego, że film jest nieco kulawy i infantylny fabularnie. Może to kwestia ogólnej promocji marki i jej problemów od zarania, bo to takie gorsze dziecko Marvela zawsze było. Może teraz to się wreszcie zmieni wraz z premierą Nowych mutantów. Jeśli film zarobi wystarczająco, w przeciągu kilku najbliższych lat X-Meni faktycznie staną się pełnoprawną częścią MCU, a to ich uratuje przed upadkiem, lecz niestety nie przed zupełną komercją. Przereklamowanie w wypadku Mrocznej Phoenix nie bazuje na opiniach krytyków, ponieważ ci byli wybitne ostrzy. Chodzi raczej o oczekiwania i szepty fanów. To w końcu też jest rodzaj reklamy, czysto społecznej.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA