Connect with us

Publicystyka filmowa

Najbardziej PORUSZAJĄCE SCENY SAMOBÓJSTW

Najbardziej PORUSZAJĄCE SCENY SAMOBÓJSTW to emocjonalna podróż przez filmowe dramaty, gdzie życie i śmierć splatają się w niezwykły sposób.

Published

on

UWAGA: TEKST ZAWIERA LICZNE SPOILERY!

Advertisement

Jedni walczą o swoje życie, drudzy je sobie odbierają. To stwierdzenie dotyczy też filmowych postaci. W takich kultowych tytułach jak Rambo: Pierwsza krew scenariusz pierwotnie zakładał samobójczą śmierć protagonisty. Samobójstwa na ekranie to doskonały temat na wyczerpującą pracę dyplomową na kierunku filmoznawstwo. Bo na ogół to mroczne, budzące przygnębienie zjawisko kojarzy się z dramatyczną sytuacją człowieka, załamaniem psychicznym, desperacją, utratą nadziei. Nie zawsze są to jednak decydujące czynniki.

Samobójstwo w filmie może stanowić prolog kształtujący dalszą fabułę i nadający znaczenie problematyce opowieści, być przedsionkiem w budowaniu dramaturgii w strukturze narracyjnej (Szósty zmysł, Zabójcza broń). Może również oznaczać przełomowy element w środku filmu na bazie rozstrzygnięcia konfliktu lub pojawienia się kolejnej przeszkody np. (Bez wyjścia, Ludzie honoru). W końcu staje się klamrą kulminacyjną, dopełnieniem historii (Obcy 3, W sieci zła).

Advertisement

Poniżej subiektywne zestawienie wybranych fragmentów filmowych samobójstw. Nie uwzględniłem tytułów takich jak Zdarzenie czy Nie otwieraj oczu, w których liczne samobójstwa stanowią główny wątek filmu. Kolejność wytypowanych obrazów jest przypadkowa, więc nie stosowałem numeracji.

Łowca jeleni (1978)

Dzieło Michaela Cimino jest pierwszym żarliwie antywojennym filmem o Wietnamie, mówiącym o wpływie wojny na psychikę jej uczestników. W dzisiejszych czasach nie jest to nic odkrywczego, ale wówczas, kiedy film miał swoją premierę, wywołał gorące komentarze i protesty. Na festiwalu w Berlinie przywódcy socjalistycznych państw nie kryli oburzenia podczas seansu, a Jane Fonda, odbierając w tym samym roku Oscara za główną rolę w podobnym tematycznie filmie Powrót do domu, oskarżyła Cimino o rasizm i propagandę.

Advertisement

Chodziło o niesławne sceny rosyjskiej ruletki, w którą zmuszeni byli grać amerykańscy jeńcy przetrzymywani przez oddział Wietnamczyków. Głównym bohaterom filmu wprawdzie udało się przeżyć i wrócić do kraju, ale nic już nie było takie samo jak przed powołaniem do armii. Przyjaciele powrócili okaleczeni fizycznie i duchowo, nie potrafiąc się odnaleźć w otaczającej rzeczywistości. Okazuje się, że Nick (nagrodzony statuetką Christopher Walken) gra w ruletkę z własnej woli – trauma wojenna wyzwoliła w nim potrzebę igrania ze śmiercią. Michael (Robert De Niro w jednej ze swoich najlepszych ról) chcąc sprowadzić przyjaciela do domu, musi stanąć z nim do śmiertelnej rozgrywki.

Kiedy Nickowi wraca pamięć, z premedytacją oddaje strzał w głowę, odbierając sobie życie. To jedna z nielicznych scen samobójstwa, która zapisała się wielkimi literami na kartach światowej kinematografii. Była cytowana w kilku produkcjach i do dziś wzbudza niemałe emocje.

Advertisement

Pełny magazynek (1987)

Ponownie wojna. Ponownie Wietnam. Ponownie uraz. Tym razem mamy ukazany dramat żołnierza przed wojną, w trakcie szkolenia. Z tematem zmierzył się sam Stanley Kubrick, tworząc ważny obraz wietnamski, choć nie na miarę takich klasyków jak Łowca jeleni, Czas apokalipsy czy Pluton. Film jest podzielony na dwa etapy: przysposobienia wojskowego i bitwy na polu walki.

Kurs prowadzony przez sierżanta Hartmana (kultowa rola R. Lee Ermeya) opiera się na wyzwiskach i bezmyślnym drylu. Jego celem jest stworzenie z grupy rekrutów bezwolnych maszyn do zabijania. Rygor doprowadza jednego z kadetów do obłędu. Szeregowy Pyle, otyły i początkowo nieporadny kandydat na zawodowego żołnierza, staje się dla Hartmana główną pożywką do musztry. Zostaje kozłem ofiarnym kompanii do momentu, kiedy zrobi znaczące postępy. Wreszcie szkolenie dobiega końca, a świeżo upieczeni żołnierze zostają przydzieleni do swoich jednostek. Dochodzi do tragedii. Pyle, niepoczytalny i uzbrojony, zaszywa się w latrynie (Vincent D’Onofrio przypomina momentami Nicholsona w Lśnieniu). Kolega z kadry, Joker, próbuje go uspokoić, gdy zjawia się Hartman. Pyle otwiera ogień do sierżanta, a następnie na oczach Jokera strzela sobie w usta z karabinu. Szeregowiec przez dłuższy czas zdawał się ukrywać szaleństwo, wydaje się, że czekał na odpowiednią chwilę, aby dokonać masakry na kolegach i sierżancie, dlatego napełnił karabin całą amunicją. Pojawienie się w toalecie Jokera, jedynego kadeta, który go wspierał, nieco ostudziło jego morderczy zapęd. Ta scena to również perełka w swoim gatunku; z całego filmu to ona najbardziej zapada w pamięć i należy ją uznać za jeden z najlepszych momentów z całej filmografii Kubricka.

Advertisement

Mulholland Drive (2001)

Jak niemal każdy film Davida Lyncha, także i ten skłania do różnych interpretacji i domysłów. Podstawą jest tutaj tajemniczy związek między dwiema aktorkami w dziwnym labiryncie przemysłu filmowego. Sen miesza się z jawą, a świat oglądamy po obu stronach lustra. Diane (stylowo prowadzona przez reżysera Naomi Watts) marzy o karierze w Hollywood, poznaje Ritę, która po wypadku cierpi na amnezję.

Obie kobiety połączy romans i mroczny sekret podświadomości. W gruncie rzeczy jest to historia niezrealizowanych marzeń i niespełnionej miłości, gdzie fabryka snów staje się kluczem do koszmaru. Zakochana Diane/Betty zostaje odrzucona przez wybrankę, która zaręcza się z filmowcem, Adamem. Owładnięta zazdrością kobieta zleca na nią zabójstwo. Finałowa scena jest pełna niepokoju, wyjęta z onirycznego horroru. Diane dręczą wyrzuty sumienia, jest u kresu wytrzymałości. Słychać pukanie do drzwi, przeraźliwy krzyk, podwójny śmiech i strzał. Po chwili scena się powtarza, ale widać ją w całości. Diane wiedziała, co nastąpi, i teraz widz może się o tym naocznie przekonać.

Najprostszymi słowami można stwierdzić, że Diane popełnia samobójstwo z powodu poczucia winy w postaci dwojga staruszków, którzy mogli symbolizować rodziców Rity. Niebieska skrzynka natomiast oznacza puszkę Pandory, czyli mroczną stronę ludzkich pragnień, które prowadzą do niechybnej zguby.

Advertisement

Crash (1996)

David Cronenberg bardzo lubił badać autodestrukcyjne motywy, nie dziwne więc, że chociaż jedna propozycja Kanadyjczyka musiała się trafić do tego zestawienia. Padło na Crash, który nadal pozostaje chyba najbardziej odważną i anormalną pozycją barona body horroru. W filmie na podstawie powieści Jamesa G. Ballarda zjednoczenie człowieka z maszyną ma wymiar niszczący. Bohaterowie zarówno filmu, jak i książki szukają seksualnej satysfakcji poprzez wypadki samochodowe.

Katastrofa pojazdów przynosząca ofiary stymuluje ich erotycznie, a oni sami zmierzają ku śmierci na skutek kolizji. Na ekstremalny ruch jako pierwszy zdobywa się Vaughan (odstręczający Elias Koteas) kierujący całą tą chorobliwą karuzelą. Jego „podopieczni”, James i Catherine, jadąc samochodem szosą, wieczorem dołączają do ruchu na wiadukcie. W pewnym momencie na drogę wkracza Vaughan w swoim zdemolowanym aucie. Nie zważając na innych kierowców, usiłuje spowodować kraksę, chce zepchnąć samochód małżonków. Nieoczekiwanie realizuje ten zamiar, ale na sobie samym.

Advertisement

Niezrównoważony kierowca gwałtownie zbacza z drogi. James zatrzymuje się, wysiada z wozu i dostrzega, że samochód wraz z Vaughanem spadł z wiaduktu prosto na pasażerski autokar, który stanął w płomieniach. Mężczyzna nie miał szans na przeżycie. James nie kryje zdumienia, zaś jego żona wyraźnego pobudzenia erotycznego całym zdarzeniem. Oboje będą chcieli podążyć szlakiem swojego „guru”. Eros i Tanatos siadają za kierownicą i ruszają w trasę.

Żyć szybko, umierać młodo (2002)

Roger Avary nie zrobił kariery w branży filmowej, zaczynał jednak obiecująco między innymi w charakterze współpracownika Quentina Tarantino. Reżyser miał niezły potencjał, co można zauważyć w filmie Żyć szybko, umierać młodo, zabarwionym sarkazmem dramacie studenckim. Obracamy się w środowisku uczniów amerykańskiego college,u, którzy naukę umilają sobie hedonistycznym stylem życia, a tak naprawdę maskują swoje uczuciowe niepowodzenia i pomyłki. Na pierwszym planie znajduje się Sean (książkowy brat Patricka Batemana) student ostatniego roku, diler i, mówiąc wprost, kawał dupka. Ale i on okaże się postacią zagubioną, tęskniącą za prawdziwą miłością. Sean jest obiektem westchnień nieznanej wielbicielki, która zasypuje go listami miłosnymi. Chłopak jest przekonany, że to koleżanka z „ławki”, z którą rozwija znajomość. Jest inaczej. Tajemniczą adoratorką okazuje się nieśmiała brunetka pracująca w stołówce na uczelni. To ona odbiera sobie życie przez niespełnioną, platoniczną miłość w takt utworu Harry’ego Nillsona Without You.

Advertisement

Dziewczyna podcina sobie żyły w wannie po imprezie, na której Bateman flirtował z popularną blondynką. Do tego momentu film wydaje się nieskrępowaną satyrą na życie studentów, ale po tej sekwencji seans staje się znacznie bardziej zobowiązujący. Ciekawostka: niemal identyczna scena została niedawno przez platformę Netflix usunięta z serialu Trzynaście powodów z obawy przed negatywnym wpływem na dojrzewających i wchodzących w trudny wiek nastolatków.

Omen (1976)

Zastanawiałem się, co jeszcze tutaj umieścić. Czy wybrać samobójczą śmierć ojca Karrasa z Egzorcysty czy jednak zdecydować się na inną scenę z nurtu satanistycznego, czyli na przykład samobójstwo Charlize Theron z Adwokata diabła. Stanęło na Omenie Richarda Donnera. Formułę Alfreda Hitchcocka „najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie” można z powodzeniem podpiąć pod tę sekwencję pierwszej odsłony serii o antychryście.

Advertisement

Chodzi o śmierć niani Damiena Thorna. Wyobrażam sobie, że jak ta scena mroziła krew w żyłach w okresie, kiedy film przechodził przez kina. Dzisiaj może już tak mocno nie działa, ale nadal potrafi wywołać spory dreszczyk. Trwa przyjęcie w plenerze: goście o wysokim statusie społecznym sączą drinki i urządzają pogawędki, dzieci bawią się z klaunem lub na karuzeli, a pogoda dopisuje. Coś jednak wisi w powietrzu. Opiekunka małego Antychrysta pojawia się na skraju posiadłości jego rodziców. Z pętlą na szyi rzuca się z okna, poprzedzając swój czyn słowami całkowitego, fanatycznego uwielbienia dla Damiena.

Chwilę wcześniej miała styczność z rottweilerem, który strzeże chłopca niczym Cerber. Po śmierci niani następuje szok, ale tylko chwilowy, dzieci krzyczą ze strachu, lecz tylko przez krótki moment, później patrzą otępiałym wzrokiem, widzimy też ponure spojrzenie klauna. Może się wydawać, że z wyjątkiem matki Damiena wydarzenie nie zrobiło większego wrażenia na uczestnikach przyjęcia. Wygląda to tak, jakby byli oni wspólnikami w szatańskim spisku, jak sąsiedzi głównej bohaterki Dziecka Rosemary Polańskiego.

Advertisement

Terminator 2 : Dzień sądu (1991)

Jest co wspominać. Jestem przekonany, że do końcowej sceny wracają z sentymentalną łezką w oku nie tylko fani tego nieśmiertelnego przeboju. W pierwszej części hitu Jamesa Camerona cyborg pod postacią Arnolda Schwarzeneggera miał budzić grozę jako stalowy zabójca pozbawiony ludzkich uczuć. W „dwójce” T-800 powraca jako obrońca ludzkości, maszyna, która próbuje nauczyć się odruchów człowieka. Co więcej, dla Johna Connora staje się ojcowską figurą, co podkreśla Sarah Connor, dzieląc się słowami, że Terminator nigdy go nie zawiedzie, jest gotowy oddać życie za jej syna. Widza przekonuje to do tego stopnia, że śmierć cyborga w finale potrafi wzruszyć nawet największych twardzieli. Już sam moment pojedynku z T-1000, który zyskuje znaczącą przewagę i kilkakrotnie uderza prasą mechaniczną w czaszkę Arniego, wyzwala współczucie dla cybernetycznego sprzymierzeńca. Kiedy jednak antagonista zostaje w końcu powstrzymany i ginie w wielkiej kadzi, T-800 oznajmia, że sam musi się również poddać unicestwieniu.

John Connor nie zgadza się na takie rozwiązanie. Pokochał swojego obrońcę jak ojca. Na nic zdają się prośby o zmianę decyzji, Terminator prosi Sarę, żeby opuściła go dźwigiem do basenu z płynnym ogniem. Gdy cyborg zanurza się w nim, Sarah jest pod wrażeniem, że maszyna o powłoce człowieka, która próbowała przed laty ją zabić, likwidując każdego na swojej drodze, poświęca się dla słusznej sprawy bardziej niż prawdziwy człowiek. Zresztą, oglądając te scenę, zapominamy nawet o tym, że Austriak gra robota. I ten kciuk wyciągnięty w górę jako symbol nadziei na lepszą przyszłość dla ludzkości. Czy po takim zakończeniu było konieczne i sensowne realizowanie dalszych części? Z całą pewnością NIE!

Advertisement

PS: Arnold Schwarzenegger, ekranowy heros nie do pokonania, poświęcił swoje życie w jeszcze jednym filmie – jakim?

Martyrs (2008)

Film Pascala Laugiera składa się ze scen tortur i krwawej przemocy, z pozoru bezzasadnych. Dwie dziewczyny trafiają do pewnego domostwa – jedna z nich szuka zemsty, druga chce ją od niej odwieść. Zaczyna się krwawa jatka, postaci tną się nożami, wrzeszczą, ścigają się po pokojach i korytarzach mieszkania. Posoka leje się strumieniami, trup ściele się gęsto, a wokół panuje chaos. Prowadzi to do zmiany w scenariuszu, pojawia się nowy wątek związany z pierwszą częścią filmu.

Advertisement

Dostrzegamy sens. Na miejsce masakry przybywa Mademoiselle kierująca sektą, której celem jest zadawanie maksymalnego cierpienia swoim ofiarom. Ma to przynieść odpowiedź na fundamentalne pytanie: co nas czeka po śmierci? Tylko osoba będąca w stanie transcendencji ma możliwość udzielenia odpowiedzi. Jej wspólnik doprowadza jedną z dziewczyn do takiego stanu. Przywódczyni sekty dowiaduje się prawdy objawionej, zwołuje posiedzenie, podczas którego ma oznajmić swoją wiedzę. Ku zaskoczeniu wszystkich, w momencie kiedy mamy poznać tajemnicę, kobieta… strzela sobie w usta z pistoletu. Jest to dość zagadkowe samobójstwo, jeśli porównamy je z dosłownymi (delikatnie mówiąc) sekwencjami, którymi film epatował niemal przez całą projekcję.

Dlaczego ona to zrobiła? Czego się dowiedziała? Istnieje kilka hipotez. „Gdyby ludzie byli absolutnie pewni, że po śmierci czeka ich życie wieczne w niebie, w raju, gdzie szczęście niczym nie jest zakłócone, to każdy odbierałby sobie życie, żeby się tam dostać”. Może kierując się tą tezą, kobieta zastrzeliła się, nie zdradziwszy informacji, bo sama czym prędzej chciała się znaleźć w krainie wiecznej nirwany. Drugi wariant: po drugiej stronie niczego nie ma, jedynie absolutna nicość. Wszystkie wysiłki poszły na marne i oprawczyni nie mogła się z tym pogodzić. Jest jeszcze trzecia możliwość: po życiu jest piekło, czarna otchłań, nieskończona męka.  Mademoiselle sama chciała tego doświadczyć i przy okazji wymierzyć sobie karę.

Advertisement

Siedem dusz (2008)

Dla jednych ckliwy melodramat o zadośćuczynieniu, polegający na wymuszonych, tanich sztuczkach i obolałej minie Willa Smitha, dla drugich wzruszający opis poświęcenia i odkupienia. Każdy ma swoją rację, jednak zakończenie tego filmu, szczególnie scena samobójstwa Bena Thomasa, należy do najbardziej oryginalnych, jeśli chodzi o tego typu momenty. Główny bohater właściwie cały czas planuje odebranie sobie życia po wypadku samochodowym, którego był sprawcą. On przeżył, jego rodzina zginęła wraz z innymi osobami – łącznie życie straciło siedem osób. Sensem dalszej egzystencji Thomasa staje się pomoc siedmiu osobom, które według jego opinii na to zasłużyły.

Jedną z nich jest czekająca na pilny przeszczep serca Emily. Ben zakochuje się w niej z wzajemnością, jednak podobnie jak w przypadku Zostawić Las Vegas Figgisa, miłość nie okaże się dla bohatera wybawieniem. Postać Willa Smitha decyduje się targnąć na swoje życie, żeby ratować swoją ukochaną. Wzywa pogotowie i wchodzi do wypełnionej lodem wanny, w której pływa osa morska. Dzięki temu, że jego organy wewnętrzne pozostaną nieuszkodzone, Emily otrzyma zdrowe serce i będzie żyć. Brzmiałoby to jak typowy wyciskacz łez – złożenie siebie w ofierze dla miłości to wątek masowo wykorzystywany w filmach. Obrazie Muccino rzeczywiście zawiera takie elementy, ale charakter samobójstwa w połączeniu z retrospekcją wypadku samochodowego nadaje im zupełnie nowy wydźwięk.

Advertisement

Thelma i Louise (1991)

Feministyczne kino drogi w imię wolności. Dwie przyjaciółki odrywają się od rutyny własnego życia i ruszają w podróż, która nie tylko odmieni ich życie, ale też… im to życie odbierze. Zanim do tego dojdzie, obie panie zmienią swoje myślenie, poglądy i postawę życiową. Louise zabija napastliwego adoratora Thelmy, co zmusza je do ucieczki przed policją. Sytuacja robi się coraz bardziej poważna, kobiety nie zamierzają się oddać w ręce stróżów prawa, postanawiają w ogóle nie wracać do swojego dawnego życia.

Można powiedzieć, że jadą pod prąd, smakują swobody, której nie doświadczyły nigdy wcześniej, ich przyjaźń przypieczętuje też kobieca solidarność. Jak może się to dla nich zakończyć, skoro nie chcą pozwolić się aresztować, policyjny pościg rośnie w siłę, a droga ucieczki się urywa? Przyjaciółki są w potrzasku, docierają do urwiska Wielkiego Kanionu, za nimi gwardia policji czekająca na komendę: strzelać. Jest jeszcze funkcjonariusz o dobrej woli, chcący ująć uciekinierki bez rozlewu krwi. One już się jednak nie cofną. Dają gaz do dechy, mknąc prosto w przepaść… Co ciekawe, widz podczas tej sceny nie czuje dyskomfortu czy smutku.

Advertisement

Jest ona odbierana nawet jako szczęśliwe zakończenie, bo została skonstruowana w rytmie wręcz podnoszącym na duchu. Bohaterki wprawdzie zginęły, ale zadecydowały o tym same, niesione euforią wolności, która została w nich do samego końca.

Dom z piasku i mgły (2003)

Dramat Vadima Perelmana na podstawie książki Andre Dubusa prezentuje wysoki poziom ze względu na połączenie komercyjnych możliwości kina amerykańskiego z artystycznymi ambicjami filmów europejskich. Walorami tej produkcji są wiarygodna gra aktorów, angażująca fabuła, a przede wszystkim dramatyczna końcówka. Jennifer Connelly wciela się w postać kobiety w stanie depresji i szponach nałogu, której dom przejmuje komornik. Nabywcą budynku staje się imigrant z Iranu, Amir Behrani (podium ról Bena Kingsleya), który w swoim kraju był szanowanym i znaczącym obywatelem, zaś w USA walczy o godność własną i swojej rodziny. Kathy, chcąc odzyskać dom, zyskuje pomocnika w osobie zakochanego w niej policjanta. Niestety nadgorliwość zastępcy szeryfa doprowadza do tragedii. Kiedy porozumienie między kobietą a Behranim wydaje się prawdopodobne, w wyniku fatalnej oceny sytuacji ginie syn Amira. Zrozpaczony ojciec traci sens życia, a dom, który był kością niezgody, nie ma już znaczenia. Staje się miejscem odebrania sobie życia o znamionach honorowego samobójstwa.

Advertisement

Amir wraz z małżonką kładą się na łóżku, chwytają się za ręce, uniemożliwiają sobie dopływ powietrza. Samobójstwo małżeństwa spowodowane śmiercią ukochanego syna jest tutaj również nierozerwalne z narodową dumą, którą emanował Amir. W postaci flashbacków widzimy przebłyski przeszłości, przebitki scen, przestrzenne ujęcia, ujmujące widoki morskiej plaży nadające piękno tej dramatycznie smutnej scenie. Oczywiście da się wyczuć nastrój patosu, zbytniej podniosłości, co jednak nie zmienia faktu, że ten fragment jest zdolny pozostawić ślad na wrażliwości widza.

Siódmy kontynent (1989)

I tym razem nie będzie happy endu. Michael Haneke to chłodny obserwator niewygodnego realizmu, twórca kina społecznego niepokoju. Zanim Austriak zdobył rozgłos dzięki filmom Funny Games czy Biała wstążka, zwrócił uwagę obrazem Siódmy kontynent, gdzie w swoim stylu opisał zanik ludzkiej komunikacji i wyparcie emocjonalne. Mamy portret rodziny. Ojciec, matka (imiona takie same jak u rodziców w Funny Games), córka.

Advertisement

Życie toczy się zwyczajnie, bez większych problemów nie licząc astmy dziewczynki. Wreszcie następuje pęknięcie. Rodzina decyduje się na wyjazd, który tak naprawdę jest podróżą w jedną stronę. Najpierw niszczą swój dobytek – dewastują własne mieszkanie, pozbywają się pieniędzy; tylko telewizor zostaje nienaruszony. Matka robi koktajl z leków i podaje go niczego nieświadomej córce. Po jakimś czasie kobieta przyrządza taki sam napój dla siebie. W odbiorniku przewijają się przeboje Jennifer Rush i Meat Loafa. Piosenki o miłości. Czy to tej miłości zabrakło w rodzinie, czy może umiejętności jej wyrażania? Młoda matka na widok martwej córki reaguje rozpaczą, po czym sama wypija rozpuszczone leki.

Mąż w tym czasie ogląda telewizję, ale po śmierci żony idzie w jej ślady. Przedtem zapisuje na ścianie imiona i terminy. Obraz w telewizorze zamazuje się. Widz zadaje sobie pytanie: jaka była przyczyna tego zbiorowego samobójstwa? Psychiczna pustka czy duchowa atrofia? Reżyser nie daje klarownej odpowiedzi. Prowokuje do własnych wniosków i rozważań. Podstawą filmu było autentyczne wydarzenie, o którym Haneke przeczytał w prasie. To jeden z przypadków, gdzie prawdziwe samobójstwo posłużyło za podkład dla filmowego tworzywa.

Advertisement

Midsommar. W biały dzień (2019)

Małe oszustwo, a tak naprawdę edit, uzupełnienie tematu, ponieważ całe zestawienie na temat filmowych samobójstw nie ma znaczenia bez umieszczenia epizodów z folkowego horroru Ariego Astera. Midsommar. W biały dzień mówi o traumie, przeżywaniu katharsis, groteskowe i absurdalne momenty sąsiadują z głęboko niepokojącymi sekwencjami, które wchodzą mocno do głowy i zatrzymują się na długi czas. Mam tu na myśli pierwszy akt, popełnione samobójstwo rozszerzone przez siostrę głównej bohaterki zatruwającą siebie i śpiących, nieświadomych rodziców dwutlenkiem węgla.

W mieszkaniu, pod osłoną nocy, strażacy pakują zwłoki do worków i znajdują martwą dziewczynę nieopodal komputera, na którym korespondowała ze siostrą na chwilę przez tragedią. W tle wyjąca, nie dająca spokoju muzyka, migające oraz odbijające się światła w tonącym w mroku pomieszczeniu. Dani z partnerem dołącza do sekty praktykującej swoje obrzędy w Szwecji. W drugim akcie filmu dochodzi do rytualnego samobójstwa dwóch starszych członków komuny. Wykonują oni skok z wysokiego klifu na oczach świadków. Scena mrozi krew w żyłach, jest podkreślona hipnotycznymi zdjęciami wzgórz z różnych stron i czającym się nawiedzonym brzmieniem.

Advertisement

Starsza kobieta składająca siebie w ofierze jako pierwsza, staje na krawędzi przepaści, spogląda w niebo jakby komunikowała się z kimś z zaświatów i obdarza Dani zatrważającym spojrzeniem, aby po chwili rzucić się z urwiska i rozbić czaszkę podczas upadku na głaz. W jej ślady idzie starszy mężczyzna, któremu udaje się przeżyć roztrzaskując swoje nogi . Zostaje dobity młotem przez przywódców sekty. Takie traumatyczne doznania odzwierciedlają się później w koszmarnym śnie bohaterki nawiązującym do śmierci rodziny Dani w połączeniu z przerażającą ceremonią w słonecznym blasku poprzedniego dnia.

Kler (2018)

Również polskie produkcje zawierają sceny samobójstw, mniej lub bardziej przekonujące. Myślę, że spośród krajowych dzieł najbardziej wyróżnia się tu zakończenie filmu Kler; nie tylko ze względu na temat i wagę okoliczności. Wojciech Smarzowski zrealizował film poruszający aktualny, szeroko omawiany problem, przełamał konwenanse, wymierzył siarczysty policzek instytucji Kościoła.

Advertisement

Stworzył moralitet dotyczący osób duchownych, obnażył ich grzechy i słabości. W obiektywie Smarzowskiego przedstawicieli Kościoła napędzają żądza, pycha i władza, jednak reżyser nie odbiera im ludzkiej twarzy i próbuje bronić swoich bohaterów na ekranie. Najbardziej dramatyczną postacią obrazu wydaje się ksiądz Kukuła (Arkadiusz Jakubik potwierdza swoją aktorską wiarygodność). Posądzony o pedofilię wobec swojego ministranta, omal nie zostaje zlinczowany i sam okazuje się ofiarą. Ofiarą instytucji, której służy, jej regułom opartym na hipokryzji i obłudzie. W dzieciństwie wykorzystywany seksualnie, chce położyć kres zakłamaniu dygnitarzy Kościoła i ujawnić prawdę.

W rezultacie zostaje uznany za wariata, zaś przeinaczenie faktów skazuje go na wykluczenie, zepchnięcie poza nawias wspólnoty. Doprowadzony do ostateczności ksiądz wtapia się w tłum podczas ważnej, długo oczekiwanej i przygotowywanej mszy w plenerze. Podczas gdy Mordowicz wygłasza kazanie na temat dobra i poświęcenia, Kukuła polewa się benzyną i dokonuje aktu samospalenia na oczach wiernych i duchownych. Zaszokowani ludzie nie próbują go ugasić, uciekają w panice lub nagrywają incydent telefonem, Kukuła płonie, aż w końcu pada martwy. Jego ciało przybiera znak krzyża. Samobójstwo przez spalenie jest manifestacyjnym, desperackim krzykiem, krańcową próbą zwrócenia uwagi na nadużycia władz Kościoła. Trzeba przyznać, że scena wali obuchem w głowę, zmuszając do zastanowienia się nad kondycją naszego społeczeństwa.

Advertisement