search
REKLAMA
Zestawienie

MAŁE OLBRZYMY, czyli karły na ekranie

Jacek Lubiński

30 lipca 2018

REKLAMA

Jimmy

Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj

Mała gwiazda kina w (oryginalnie) tytułowej Brugii kręci nowy film, niemal bezustannie będąc pod wpływem różnych środków odurzających. Pod tym względem niespecjalnie różni się zatem od pełnowymiarowych aktorów, bo nie stroni od imprez, kobiet ani też używek. Z pewnością dziś zostałby oskarżony w jakiejś akcji #MeToo, gdyby nikły wzrost nie doprowadził do jego śmierci… Szczęśliwie wcielający się w niego Jordan Prentice żyje i ma się dobrze, acz paradoksalnie ten mierzący nieco ponad 120 centymetrów karzeł nigdy nie zrobił jakiejś oszałamiającej kariery. Debiutował jeszcze w niesławnym Kaczorze Howardzie, a w ostatnich latach można go było wypatrzeć w jeszcze jednej ekranizacji Królewny Śnieżki.

Marcus Skidmore

Zły mikołaj

Ten film powinien nosić tytuł: Zły pomocnik mikołaja. O ile wszak główny bohater to pijak, prostak i tak dalej, to jednak ostatecznie zdolny jest do tak zwanej dobrej zmiany. Tymczasem jego towarzysz Marcus mimo generalnie lepszego wizerunku PR-owego wychodzi na małego, zdradliwego sukinkota, i w dodatku samolubnego pantoflarza. Jasne, można próbować usprawiedliwiać jego podstępną drogę życiową niskim urodzeniem, statusem bądź możliwościami. Niemniej Marcus po prostu trefnie wygląda. Zresztą Tony Cox – jeden z najpopularniejszych amerykańskich małych aktorów – ma chyba w sobie coś takiego, że chętnie obsadzany jest w podobnych rolach. Dość napisać, że dosłownie parę lat wcześniej skradł żonę Jimowi Carreyowi w Ja, Irena i Ja. Cwaniak!

Marty

seria Piraci z Karaibów

Czym byłby jakikolwiek skład korsarzy bez karła? Na Czarnej Perle rola ta przypadła Marty’emu, który pomimo niskiego wzrostu bywa groźniejszy od większości swoich kolegów. A dzięki niemu ma nad nimi nieraz przewagę strategiczną, co udowodnił chociażby atak Krakena, który przeżył jako jeden z nielicznych. Słynie z tego, że potrafi przyłożyć. Pies na baby, o czym świadczyć ma pęczek kluczy noszony na szyi. Stojący za tą postacią Martin Klebba pod wieloma względami przypomina swojego imiennika i jest jednym z najbardziej zapracowanych karłów w Hollywood, gdzie, zanim doszło do sukcesu Piratów, przez lata był kaskaderem. Prywatnie podtrzymuje rekord najszybszej małej osoby świata w biegu na 100 metrów.

Master

Mad Max pod Kopułą Gromu

Przykład maluczkiego u władzy. Będący dosłownie głową rodziny Master to człek niezwykle inteligentny, który potrafi wykorzystać swój niedobór masy. Za pomocą chodzącej góry mięśni o nazwie Blaster trzęsie więc podziemiami postapokaliptycznego miasteczka. Niby nic wielkiego, bo obaj cały czas obracają się wśród świńskiego łajna, ale lepiej trząść tym niż niczym lub – co gorsza – być trząsanym przez innych. Mastera zagrał Angelo Rossitto, czyli swego czasu jeden z najniższych (zaledwie 89 cm wzrostu) i zarazem największych małych aktorów X muzy. Znany jako Little Mo zaczynał jeszcze w latach 20. poprzedniego stulecia i był jednym z przywołanych wcześniej Dziwolągów.

Mini-Mój

seria Austin Powers

Klon Doktora Zło, będący jego niemal dokładnym, tylko zmniejszonym odzwierciedleniem. W przeciwieństwie do niego jednak praktycznie się nie odzywa, porozumiewając się głównie za pomocą notatek lub… środkowego palca. Nie oznacza to, że jest niemy, ale skutkuje tym, że wielu traktuje go jak pieska. Jak na ironię, Mini-Mój posiada także minikotka – również na wzór prawdziwego kota Doktora, o którego uczucia ciągle zabiega. Znamienne przy tym, że wydaje się od niego silniejszy i twardszy (także tam, gdzie nie powinno się uderzać), udowadniając tym samym, że wielkość tak naprawdę gówno znaczy. Verne Troyer przyczynił się do sukcesu tej postaci, która szybko stała się jego znakiem rozpoznawczym w branży. Niestety ten aktor i komik zmarł niedawno w wieku zaledwie 49 lat.

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA