Gwiazdy, które WYDARŁY SIĘ na innych aktorów na planie
Gwiazdy często krzyczą, z poważnych względów lub z czysto wymyślonych, które wynikają ze stanu bycia sławnym. To taki sposób bycia, zwracania na siebie uwagi. Krzyki na planach filmowych również zdarzają się często, jednak niektóre sytuacje zapadają bardziej w pamięć i są poważniejsze. Sformułowanie „wydarły się” jest oczywiście pewnego rodzaju przenośnią, bo chodzi nie tylko o mówienie podniesionym głosem i formułowanie obelg wobec współpracowników, ale innego typu zachowania uznane za niedopuszczalne, psychotyczne, niegrzeczne, bezczelne, a nawet kryminogenne.
Dustin Hoffman na Meryl Streep („Sprawa Kramerów”, 1979, reż. Robert Benton)
Akurat ta para nakrzyczała na siebie na planie tak bardzo, że doprowadziło to do rękoczynów, oczywiście w ramach odgrywania roli, ale potem przyszła gorzka refleksja zwłaszcza ze strony Meryl Streep. Stwierdziła ona, że Dustin Hoffman jednak przekroczył granicę, uderzając ją w twarz na planie. Streep dodała, że rozumie bycie aktorem i wcielanie się w rolę bardzo głęboko, ale w przypadku Hoffmana uważała, że on ją uderzył naprawdę, bo w tamtym momencie chciał to zrobić. Nie grał tego. I widać to na filmie. To było przekroczenie granicy rzeczywistości i fikcji. Co ciekawe, sam Hoffman nie ukrywał, że w czasie kręcenia Sprawy Kramerów sam brał rozwód. Całkiem więc prawdopodobne, że kiedy krzyczał na Meryl Streep i ją bił, wyobrażał sobie, że to jego żona, co go jeszcze właściwie pogrąża, a nie tłumaczy.
Podobne:
Ryan Gosling na Rachel McAdams („Pamiętnik”, 2004, reż. Nick Cassavetes)
Jest takie ludowe powiedzenie „kto się lubi, ten się czubi”. W przypadku Ryana Goslinga i Rachel McAdams tak właśnie było, bo nie byli dla siebie zbyt mili na planie Pamiętnika, ale w końcu coś zaskoczyło ich obydwoje i dość długo się po nakręceniu filmu jednak spotykali. Reżyserowi Cassavetesowi zapadła szczególnie jedna sytuacja w pamięci, która rozegrała się publicznie między aktorami. W jednej ze scen Gosling nie wytrzymał i z charakterystyczną dla siebie bezczelnością poprosił na głos, a wręcz rozkazał reżyserowi, żeby ten wymienił McAdams na inną aktorkę, bo z nią nie jest w stanie grać. To był jednak dopiero początek. Zdjęcia zatrzymano i pozwolono aktorom nawtykać sobie, ile tylko mogli. Paradoksalnie to pomogło. Zdjęcia wznowiono. Atmosfera się rozładowała, niemniej lekki niesmak pozostał.
Sophia Loren na Marlona Brando („Hrabina z Hongkongu”, 1967, reż. Charlie Chaplin)
Marlon Brando z pewnością nigdy nie był tak tandetny artystycznie jak Steven Seagal, jednak miał w sobie coś podobnego, jeśli chodzi o narcystyczne ukochanie siebie i chęć podporządkowywania sobie wszystkich dookoła, co okazywał wielokrotnie na planach filmowych. Doświadczyła tego Sophia Loren, lecz szybko zareagowała, i to na tyle mocno, że Brando odpuścił ze wszystkimi tego późniejszymi konsekwencjami. Loren opowiedziała tę sytuację po latach w swoich wspomnieniach. Twierdziła, że obmacywał ją na planie. Wtedy się odwróciła i prychnęła mu w twarz, krzycząc na niego oczami: Nie waż się nigdy więcej tego robić. Nigdy więcej! Wtedy Brando podobno nagle zmalał, będąc tylko nieporadną ofiarą własnej sławy. Nigdy więcej już potem nie próbował obmacywać Sophii Loren, ale bardzo trudno się z nim pracowało.
Bill Murray na Lucy Liu („Aniołki Charliego”, 2000, reż. McG)
Bill Murray jest znany ze swoich wybuchów gniewu, katalizowanych przez nadużywanie alkoholu i środków psychoaktywnych. A poza tym dodatkowo uważa się za aktorskiego geniusza, który swoją sławą przyćmiewa wszystkich innych aktorów, z którymi gra. Doświadczyła tego Lucy Liu na planie Aniołków Charliego. Murray rzucał w jej stronę obelżywe stwierdzenia, dręczył ją psychicznie, a nawet wyrzucał z planu zdjęciowego. Murray z kolei, gdy ta prawa z Liu wypłynęła w „Los Angeles Times”, nie skomentował tych informacji, ale było wiadomo, że „głośno narzekał” na sposób gry aktorskiej Liu na planie, a nawet przerwał jedną ze scen, rzucając w kierunku Liu: Co do cholery tutaj robisz?.
Lindsay Lohan na Jamesa Deena („The Canyons”, 2013, reż. Paul Schrader)
Nad psychologią tej relacji można się długo zastanawiać, ale agresja pojawiła się chyba bardziej ze strony Lindsay Lohan niż Jamesa Deena. W sumie ta niestałość emocjonalna ma swoje uzasadnienie w alkoholizmie aktorki, ale James Deen mógł ją sprowokować. Każdy scenariusz jest możliwy. Lohan być może nie mogła sobie poradzić z tym, że Deen jest aktorem porno, a jego występ w komercyjnym filmie był czystą egzotyką. Tak więc wyciekło nagranie z próby Lohan i Deena. Słychać na nim, jak zirytowana Lohan ubliża Deenowi. On również nie pozostaje jej dłużny. Według Deena Lohan faktycznie nie akceptowała jego pornograficznej kariery i to wywoływało permanentny konflikt między nimi.
Freddie Prinze Jr. na Kiefera Sutherlanda (serial „24 godziny”, 2001–2010)
Jak to się potocznie mówi, Prinze miał trochę opóźniony zapłon – o 5 lat. Może nie wygarnął tego Sutherlandowi w oczy słownie, gdy kręcili serial 24 godziny, ale dawał do zrozumienia w inny sposób. Kiefer jednak twierdzi, że nic takiego nigdy nie zauważył. Stwierdzenia Prinze’a są jednak na tyle mocne, że zdecydowałem się o nich tu wspomnieć. Aktor twierdził, że Sutherland był jednym z najbardziej nieprofesjonalnych aktorów, z jakimi pracował. Nabawił się przez tę relację stresu i uprzedzeń, a nawet chciał rzucić aktorstwo. I chętnie powiedziałby Sutherlandowi to w twarz. Dlaczego więc tego nie zrobił, tylko czekał tyle lat? A poza tym sugestie na temat wzrostu Sutherlanda są nie na miejscu. Jeśli wzrost aktora wpływał na ocenę Prinze’a, to problem ze sobą ma Prinze, a nie Sutherland.
Gene Kelly na Debbie Reynolds („Deszczowa piosenka”, 1952, reż. Stanley Donen, Gene Kelly)
Gene Kelly to toksyczna postać na planie filmowym. Zadufany w sobie perfekcjonista terroryzujący otoczenie, ale i człowiek niekontrolujący swojej seksualności. Historię relacji z nim na planie Deszczowej piosenki opowiedziała po latach Debbie Reynolds. Podobno na próbach krytykował wszystko i wszystkich. Był wiecznie niezadowolony, obcesowy, starający się wymusić to, co według niego było właściwe. Jego zachowania fizyczne podczas kręcenia scen również według Debbie przekraczały dopuszczalne granice np.: Kamera się zbliżyła. Gene wziął mnie mocno w ramiona… i wepchnął mi język do gardła. Eee! Co to było? – krzyknęłam, wyrywając się z jego uścisku i plując. Biegałam jak szalona, krzycząc, żeby dali mi coca-colę do wypłukania ust. To był początek lat pięćdziesiątych, a ja byłam niewinnym dzieciakiem, który nigdy nie był całowany po francusku. Poczułam się napadnięta. Byłam oszołomiona, że ten 39-letni mężczyzna mógł mi to zrobić.
Tim Allen na Casey Wilson (serial „Śnięty Mikołaj”, 2022)
Wygląda na to, że jednocześnie Tim Allen miał problem z rolą Mikołaja, a jednocześnie za bardzo uwierzył, że nim jest. W konsekwencji pogubił się między fikcją a rzeczywistością, co zaważyło na jego zachowaniu na planie filmowym. O jego karygodnym zachowaniu opowiedziała Casey Wilson, gościnnie występująca w serialu Śnięty Mikołaj. Nazwała go wprost strasznym dupkiem. W jednej ze scen, kiedy Allen grający Świętego Mikołaja wchodzi do domu swojej bohaterki, a ona bierze go za intruza, aktor ostentacyjnie przerwał grę i podszedł do producenta. Powiedział mu na głos, że Casey Wilson niszczy jego i żeby powiedzieć jej o tym. Sam nie mógł, nie chciał. Producent więc odwrócił się do aktorki i z przerażeniem na twarzy powiedział: Tim prosiłby, żebyś przestała deptać jego teksty. Podobno wszyscy chodzili wokół Allena, jakby mieli do czynienia ze zgniłym jajem, żeby tylko się nie rozbiło i nie rozśmierdziało. Allen był cholernie niegrzeczny. Nigdy nie nawiązał kontaktu wzrokowego, dręczył psychicznie współpracowników. Emblematyczne jest, że kiedy zdjęcia się zakończyły, Allen zrzucił płaszcz Świętego Mikołaja na podłogę i po prostu wyszedł.
Steven Seagal i Sean Connery („Nigdy nie mów nigdy”, 1983, reż. Irvin Kershner)
Dwa ostatnie miejsca zajmuje prawdziwa gwiazda bufonady, chamstwa i nawet karalnych zachowań wobec innych, która utonęła w swoim tandetnym blasku. Nie są to krzyki na innych aktorów, ale coś jeszcze gorszego – ataki fizyczne i propozycje seksualne. Wpisuje się to w pewien stosunek Seagala do świata – nikt nie może być lepszy od niego, a jeśli próbuje, Seagal się mści. Jednym słowem podły, zagubiony człowiek. Tej chorobliwej chęci dominacji doświadczył Sean Connery na początku lat 80. Seagal pracował wtedy jako choreograf walk przy filmie o Jamesie Bondzie Nigdy nie mów nigdy więcej, Tak się jednak składało, że Connery sam zna sztuki walki i przez to starał się dotrzymać kroku Seagalowi, co ten uznał za popisywanie się, ale nawet poczuł obawę, że Connery będzie lepszy od niego. A od Seagala nikt nie może być lepszy. Według Connery’ego Seagal celowo złamał mu nadgarstek podczas ćwiczeń, rzekomo w odwecie za zbytnią pewność siebie albo/i opowiadanie i pokazywanie trenera na próbach, co znów nie spodobało się Seagalowi, który czuł się zdominowany przez Connery’ego. Trudno powiedzieć, a z pewnością lepiej nie pytać o to Seagala, bo znów się obrazi i zacznie mścić.
Steven Seagal i Katherine Heigl („Liberator 2”, 1995, reż. Geoff Murphy)
I to są te kryminogenne, psychotyczne reakcje aktorów wobec innych aktorów na planie. Kończę to zestawienie kolejnym wybrykiem Stevena Seagala, wyjątkowo obrzydliwym wobec Katherine Heigl. To był ostatni dzień zdjęć. Seagal najwidoczniej czuł już nieznośną chuć, więc zaatakował. Powiedział do Kate, która dopiero co skończyła 16 lat – wiesz, Katie, mam dziewczyny w twoim wieku. Heigl zapytała, czy to nie jest nielegalne? A wtedy Seagal wypalił – Wygląda na to, że im to nie przeszkadza. I wtedy zrobiło się dziwnie, nieprzyjemnie i Heigl wolała dosłownie uciec. Przypomnę tylko, że Seagal wielokrotnie był oskarżany o, jeśli nie o wykorzystywanie, to podtekstowe nagabywanie o wiele młodszych kobiet i wręcz żerowanie na ich niedoświadczeniu.