ŻYCIE PRZED SOBĄ. Szansa na Oscara dla Sophii Loren
Dystrybuowane przez Netfliksa włoskie Życie przed sobą nie wstrząśnie kinematografią, nie powali na kolana krytyków ani widzów, ale pozostawi w głowach wszystkich jedno – doskonały występ 86-letniej Sophii Loren.
To właśnie słynną Włoszkę zagraniczne media najczęściej wymieniają w szeregu aktorek pretendujących do statuetki Oscara w 2021 roku za najlepszą rolę kobiecą. Obsadzona w filmie przez własnego syna, reżysera Edoardo Pontiego, Sophia Loren daje wspaniały popis aktorski w pierwszej od 11 lat roli w pełnym metrażu. W adaptacji powieści Romaina Gary’ego (po raz pierwszy na ekran przeniósł ją Moshé Mizrahi w 1977 roku, powierzając główną rolę kobiecą Simone Signoret) gra rolę Pani Rosy, Żydówki ocalałej z Holocaustu, byłej prostytutki, która na starość, z dobroci serca, opiekuje się dziećmi innych kobiet, także pracownic seksualnych.
To rola wprost skrojona dla Sophii Loren, bo doskonale wpisująca się w jej dotychczasowe aktorskie portfolio. Zasłynęła przecież z ról bezpośrednich, porywczych, prostych, ale i sprytnych dziewczyn z prowincji, takich jak Donna Sofia z Chleb, miłość i… (1955) Dino Risiego, Lucia z Zaczęło się w Neapolu (1960) czy Adelina z pierwszego segmentu Wczoraj, dziś, jutro (1963) Vittorio de Siki. Grywała często role prostytutek – zagrała Ditę w Legendzie złotego miasta (1957), Marę we Wczoraj, dziś, jutro, Filumenę w Małżeństwie po włosku (1960) czy Pupę w Lalce gangstera (1975), ale także opiekuńczych matek (Matka i córka) czy opiekunek do dzieci (Zaczęło się w Neapolu). Ogromne aktorskie doświadczenie Loren jest widoczne w każdej sekundzie Życia przed sobą, a gdy dodać do tego wrodzoną charyzmę aktorki, otrzymujemy złożoną, ciekawą ekranową postać. Loren w zniuansowany sposób oddaje skomplikowany charakter swojej doświadczonej życiem bohaterki – jest ciepła i opiekuńcza, zrzędliwa i stanowcza, silna i słaba zarazem.
Kiedy znajomy doktor prosi ją o przyjęcie do jej domowego sierocińca jeszcze jednego dziecka, 12-letniego Momo (Ibrahima Gueye) – krnąbrnego, aroganckiego i złego na cały świat chłopaka z Senegalu – przekupiona pieniędzmi bohaterka w końcu zgadza się na wzięcie pod swoje skrzydła problemowego chłopca, choć zaledwie kilka dni wcześniej okradł ją na targu.
Podobne wpisy
O niekochanych, zbuntowanych dzieciach kino opowiedziało już wiele historii, a w ostatnich latach nawet z dużym sukcesem w takich filmach jak Lato 1993 (2017), Niemiłość (2017) czy Błąd systemu (2019). Jednak w przeciwieństwie do nich Życie przed sobą nie wydaje się zainteresowane głębszym wniknięciem w psychikę bohatera i jego relacje z otoczeniem. Trudno jednak winić za to scenariusz Edoardo Pontiego i Ugo Chitiego, w końcu materiałem wyjściowym była powieść Gary’ego. Czasem jednak film jawi się jako wyidealizowana wizja rzeczywistości, szczególnie gdy zbuntowany, handlujący narkotykami chłopiec dzięki zbawiennemu wpływowi Pani Rosy jak za dotknięciem magicznej różdżki zmienia się w empatyczne, czułe i grzeczne dziecko. Mimo to relacja chłopca i starszej pani potrafi chwycić za serce. Wraz z upływem czasu Momo coraz bardziej lgnie do nieco zrzędliwej, ale opiekuńczej Pani Rosy, a pomiędzy bohaterami zawiązuje się nić porozumienia, bo w gruncie rzeczy łączą ich podobne doświadczenia – brak akceptacji, bezpieczeństwa, świadomość tego, co znaczy być niepotrzebnym, niechcianym, porzuconym.
Choć Życie przed sobą chwilami popada w banał, to poprawna produkcja. Jeśli po prostu zaakceptujemy ten fakt i wyzbędziemy się wyśrubowanych oczekiwań, film Pontiego staje się po prostu wzruszającą historią o poszukiwaniu bezpieczeństwa i miłości w nieprzyjaznym świecie.