search
REKLAMA
Artykuł

GIGANTOMANIA NA DUŻYM EKRANIE. Wielkie potwory, wielkie statki, wielkie roboty

Mikołaj Lewalski

28 marca 2018

REKLAMA

Rhedosaurus – Bestia z głębokości 20.000 sążni

Rhedosaurus nie wygląda imponująco na tle innych opisywanych tu cudaków, ale to niezwykle ważne filmowe monstrum – bez niego prawdopodobnie nie byłoby Godzilli (a już na pewno nie w takiej formie, jaką znamy)! To amerykański film zainspirował japońskich twórców, a podobieństwom między stworami nie sposób zaprzeczyć. Oba są wielkimi dinozauropodobnymi jaszczurami, które obudziły testy atomowe i oba niosą śmierć oraz zagładę. Rhedosaurus być może jest jeszcze bardziej zabójczy niż jego azjatycki kuzyn, a to dlatego, że jego krew zawiera śmiertelną bakterię – zranienie potwora mogło doprowadzić do wybuchu koszmarnej epidemii. Jedynym rozwiązaniem było zabicie bestii, która niestety (?) była ostatnim przedstawicielem swojego gatunku.

Roboty – Sky Kapitan i świat jutra

W tym prawdziwie odjechanym filmie mogliśmy podziwiać kilkudziesięciometrowej wysokości roboty, które zostały wykorzystane do inwazji na Nowy Jork. Topornie wyglądające maszyny nieubłaganie kroczą przed siebie… i to właściwie tyle. Nie mają one żadnej broni, nie reagują na ostrzał policji i trudno właściwie określić ich cel. Pozostawiają za sobą zniszczenia, a same wydają się być niezniszczalne do momentu, kiedy główny bohater uszkadza nogę jednego z nich. Dopiero upadek zaatakowanego giganta wywołuje reakcję u pozostałych maszyn, które zatrzymują się, po czym odlatują w równie tajemniczy sposób, w jaki się pojawiły. Uwagę z pewnością zwraca intrygujący wygląd robotów, ewidentnie inspirowany klasyką kina sci-fi. I choć nie są one szczególnie niebezpieczne, to jest coś upiornego w ich nieprzerwanym marszu i kompletnym ignorowaniu tego, co się dzieje dookoła.

Clover – Cloverfield

Pomysł na tego potwora zrodził się w głowie J.J. Abramsa, kiedy był razem z synem w sklepie zabawkowym. Patrząc na figurki Godzilli pomyślał, że Ameryka potrzebuje własnego potwora, który nie będzie wzbudzał sympatii jak np. King Kong. To budzące postrach monstrum, które w amoku sieje zniszczenie w mieście. Clover nie chce jednak nikogo atakować – to zaledwie dziecko, kompletnie zdezorientowane i przerażone w nowym dziwnym środowisku. Ataki wojska wprowadzają zwierzę w jeszcze większy obłęd, a wynikające z tego dramatyczne wydarzenia obserwujemy z perspektywy pierwszej osoby. Taki sposób przedstawienia potwora bezbłędnie oddaje jego ogromny rozmiar, dzięki czemu doskonale rozumiemy strach ludzi próbujących przetrwać w tym chaosie. Wymaga to niemało szczęścia, gdyż na domiar wszystkiego od ciała Clovera odklejają się insektopodobne stworzenia wielkości dużego psa. Ich ugryzienia wywołują gorączkę, krwotoki, a ostatecznie groteskowe nabrzmienie i eksplozję torsu. Sam Clover wydaje się być nie do zabicia i aż strach było pomyśleć, jakie rozmiary może osiągnąć dorosły osobnik (po obejrzeniu Paradoksu Cloverfield już wiemy, że może sięgać ponad chmury).

Autoboty, Deceptikony i Dinoboty – Transformers (cała seria)

Transformersy przybierają najróżniejsze kształty i formy. Niektóre są wielkości kilkupiętrowego budynku, podczas gdy inne mogłyby spojrzeć prosto w oczy Godzilli. Większość robotów przybiera humanoidalną sylwetkę, ale znajdą się również takie przypominające dinozaury albo olbrzymią larwę (świder z trzeciej części). Zdają się być one podzielone przede wszystkim na dwie zwalczające się frakcje – Autoboty i Deceptikony. Wojny między nimi trwają od zarania dziejów, a ofiarami tych konfliktów padają całe planety. Deceptikony są przepełnione arogancją i poczuciem wyższości nad innymi istotami, a w ich mniemaniu dominacja narzucona siłą jest jedyną formą relacji z innymi od nich. Autoboty stoją zaś na straży równowagi wolnej od niesprawiedliwości w postaci narzucania jarzma bezbronnym. Orgia zniszczenia to nieodłączny element starć obu grup, których rozmiary i uzbrojenie owocują kompletnym zamętem i szkodami szacowanymi na grube miliony. Nie bez powodu za produkcję tych filmów zabrał się największy miłośnik eksplozji w Hollywood – Michael Bay.

Mrówki – One!

Kolejna przestroga przed igraniem z energią jądrową i pierwszy film pokazujący ogromne insekty zagrażające ludzkości. Przerośnięte zabójcze mrówki powstały w Nevadzie jako smutny skutek uboczny testów nuklearnych i zaczęły nękać okoliczne miasta, stopniowo poszerzając własne terytorium. Owady swoimi rozmiarami znacznie przewyższały człowieka, który w ich oczach był jednym ze źródeł pokarmu. Zmutowane mrówki wyglądały paskudnie (te oczy!) i były niełatwe do zabicia, nawet bronią palną. Miały jednak swój słaby punkt w postaci dość delikatnych czułków, których uszkodzenie kompletnie dezorientowało monstra i umożliwiało powalenie ich. Skuteczne okazują się także miotacze ognia i ludzki spryt – to dzięki temu ostatniemu udaje się powstrzymać rozmnożenie się mrówek i potencjalną zagładę cywilizacji na całym kontynencie.

Wszelkie gatunkowe hybrydy i inne wynaturzenia – kino klasy Z

Nie miałem pojęcia, które dzieło mógłbym wybrać, bo obiecujących tytułów znajdzie się bardzo wiele. MegapiraniaMegarekin kontra krokosaurusPiraniokonda, LavalantulaMegaszczęki kontra megamacki – te niedorzeczne tytuły można mnożyć bez końca. Gigantyczne zwierzęta, absurdalne hybrydy różnych gatunków, kuriozalne umiejętności – twórcom kina klasy Z nieobce są najbardziej idiotyczne pomysły. Głupoty pokroju latających rekinów, pająków bryzgających lawą czy krwiożerczych indyków to standard. Gigantyczne potwory straszą jednak przede wszystkim fatalnym CGI i koszmarnymi animacjami, w efekcie czego nie ma mowy o jakimkolwiek widowisku, a jedyne, co pozostaje, to nie do końca zamierzona komedia. Nawet to znajduje jednak swoich zwolenników, a takich dzieł każdego roku powstaje całkiem sporo.

REKLAMA