Szeroko opisywane w prasie starcie pomiędzy Disneyem i Dreamworks. I to starcie dosłowne, bo szefostwo i jednej, i drugiej firmy niemal skakało sobie do gardeł. Kością niezgody była tu osoba Jeffreya Katzenberga, który odchodząc z Disneya i zakładając własną korporację, miał ponoć wykraść pomysł na film o mrówkach. Jakby tego było mało, facet dosłownie przyspieszył premierę swojego dzieła, aby sprzątnąć sprzed nosa byłych kolegów trochę dolarów. Prawda oczywiście leży gdzieś pośrodku, a oba filmy na tyle kontrastują ze sobą pod względem historii oraz stylu, że tym razem konkurencja wyszła widzom na dobre. Wprawdzie przeznaczony dla nieco młodszej publiczności film Disneya zarobił trochę więcej gotówki, lecz obie produkcje okazały się komercyjno-artystycznymi sukcesami.
W 1997 roku sonda Pathfinder wylądowała na Marsie, co miało być początkiem eksploracji Czerwonej Planety. Pobudziło to wyobraźnię filmowców i już trzy lata później w kinach oglądać można było dwa filmy poświęcone przyszłej kolonizacji naszego sąsiada. Pierwszy wystrzelony został film Briana De Palmy, co sprawiło, iż przykuł niemal całą uwagę zainteresowanych tematem. Dokładnie pół roku później na orbitę trafiła misja Antony’ego Hoffmana – dostatecznie spóźniona, by jakkolwiek się sprzedać, i w rezultacie do dziś pozostaje jedynym filmem tego reżysera. Inna sprawa, że obie produkcje poległy sromotnie w kinowych kasach, generując głównie negatywne opinie i tym samym na dobrą dekadę zabijając motyw marsjańskich snów Hollywood.
Polscy dystrybutorzy nie mieli żadnych skrupułów, tłumacząc Chasing Liberty i First Daughter dokładnie tak samo. I w sumie trudno im się dziwić, bo to praktycznie ta sama historyjka o romantycznych uniesieniach latorośli najważniejszej osoby w USA, chcącej za wszelką cenę wyrwać się spod restrykcyjnej ochrony. Oryginalności w tym za grosz, toteż ani jeden z tych filmów sukcesem nie był, udowadniając, że czasem więcej oznacza mniej. Żeby było śmieszniej, to w tym samym roku do kin wszedł także Spartan, w którym córka prezydenta zostaje porwana. Najwyraźniej jednak nie jest to bohaterka jakkolwiek elektryzująca odbiorców, ponieważ i to dzieło było finansową klęską.
Na pierwszy rzut oka amerykański film o dramatycznej walce o przeżycie wśród zapomnianych przez Boga, a zamieszkałych przez potwory jaskiń wydaje się nędzną imitacją brytyjskiego horroru o tej samej fabule. Ale to właśnie jankesi zaczęli kręcić jako pierwsi. Jakież musiało być więc ich zdziwienie, kiedy okazało się, że wyspiarze nie tylko prześcignęli ich z premierą swojego dzieła, ale też wysmażyli o wiele lepsze filmidło, które z miejsca wskoczyło na listy najlepszych straszaków wszech czasów, zarabiając również krocie przy relatywnie niskim budżecie. Za to Jaskinia zwyczajnie przepadła. I tak w rzeczy samej ostatni byli pierwszymi.
To nie magia, lecz marketing zadecydowały o tym, że w odstępie trzech miesięcy można było obejrzeć dwa filmy prawiące o sztukmistrzach z XIX wieku. Szczęśliwie w tym wypadku tylko tematyka pozostaje ta sama, bo reszta jest diametralnie inna pod każdym względem i w dodatku tak samo dobra. Żaden film nie zdołał więc zaczarować drugiego i jakkolwiek to hit Christophera Nolana zebrał więcej pieniędzy, uwagi oraz fanów, oba były względnie dużymi sukcesami kasowymi, otrzymując głównie pozytywne opinie od widzów i krytyków. Warto zarazem wspomnieć, że w tym samym roku również Woody Allen wyprodukował rzecz oscylującą wokół magicznych sztuczek, gdzie też zagrał Hugh Jackman – Scoop. (hat)trick.