FILMY z ostatnich lat, które STANĄ SIĘ KLASYKAMI
Blade Runner 2049 (2017), reż. Denis Villeneuve
Nie czekałem na ten film, bo też niezbyt wierzyłem, że jakiemukolwiek twórcy uda się zrobić sequel Łowcy androidów, który nie zepsuje jego z takim trudem zbudowanej legendy. A już zupełnie bym nie pomyślał, że kontynuacja filmu Ridleya Scotta pomoże ją podtrzymać, otworzy historię na nowe ścieżki interpretacyjne i przy tym będzie wizualnie pięknym kinem. Oczywiście mam zastrzeżenia (np. do muzyki). Widzę jednak potencjał dzieła Villeneuve’a do stania się z czasem klasykiem science fiction z kilku powodów. Reżyser nie obawiał się skorzystać z wypracowywanych od dziesiątków lat motywów kina fantastycznego, tyle że przyodział je w mądrzejsze dialogi, a nie efekciarskie pojedynki i wykrzykiwanie superbohaterskich frazesów. Jako grupę docelową wybrał dojrzalszych widzów. Poza tym oparł swoją opowieść na innej, już wypróbowanej i głęboko wrośniętej w nerdowską świadomość historii nakręconej przez Scotta. Pod tym względem Blade Runner 2049 może mieć nawet łatwiej. Nie musi przecierać nowego szlaku, tylko może sprytnie skorzystać z ogromnego sentymentu fanów książki Philipa K. Dicka do replikanckich bohaterów.
Milczenie (2016), reż. Martin Scorsese
Podobne wpisy
Doskonały, filozoficznie analityczny obraz, którym Martin Scorsese domyka w swojej twórczości rozważania na temat rozumienia przez człowieka idei Boga. Nie tylko chrześcijańskiego, ale każdego, bo w obliczu cierpienia człowieka milczy zarówno ten katolicki, jak i każdy z bogów i niezliczonych duchów Japonii. To chyba coś znaczy, tyle że uparci ludzie zbyt obawiają się konfrontacji z otaczającym ich światem bez wiary w Boga i związanych z nim fetyszów, bo za ich pomocą są w stanie wytłumaczyć każdy swój czyn, nawet najbardziej amoralny. Istnieją rzeczy ważniejsze niż Kościół i jego „święte gadżety”– np. człowieczeństwo, zdaje się twierdzić Scorsese, chociaż mówi to, a raczej krzyczy na próżno. Jak pokazuje cały film, próby wyplenienia religijnej ułudy z psychiki człowieka często kończą się jego śmiercią, co reżyser niemal wiwisekcyjnie prezentuje jako tragiczny proces wyzwalania się ludzkiego umysłu, jednak – jak pokazuje współczesność – jest on zbyt wolny, żeby można było docenić niepoliczalną wartość otaczającego świata. Niedocenione przez szersze grono widzów Milczenie mądrze, surowo i naturalistycznie wpisuje się w kino tzw. religijnego niepokoju, a po części jest dobrym przykładem dramatu historycznego. Niewątpliwy klasyk i godny następca Misji (1986) Rolanda Joffégo.
Seria Ludzka stonoga (2009–2015), reż. Tom Six
Lekko nagiąłem zasadę pięciu lat od premiery, ponieważ uważam, że pośród horrorów (wliczając w nie kino mondo) nie ma trylogii, która dosadniej i prawdziwiej ukazałaby charakter człowieka niż ta nakręcona przez Toma Sixa. Bynajmniej nie chodzi mi tu jedynie o skłonność do jakiejś formy najgłębszej z najgłębszych deprawacji albo radykalnego zła, lecz bardziej mam na myśli immanentną nam potrzebę rozwoju i eksperymentowania, funkcjonującą niezależnie od wszelkiej wymyślanej przez nas równolegle moralności, niejednokrotnie graniczącą z czystym szaleństwem. Tom Six radykalnie i odważnie wykreował kino gore/weird porno w postaci serii Ludzka stonoga, a szczególnie za trzecią część należy holenderskiego reżysera nagrodzić mianem bezpretensjonalnego twórcy kina rodzaju gore – bezpretensjonalnego i w przyszłości KLASYCZNEGO, bo przetarł szlak dla kinowej demitologizacji sfery analnej człowieka. Nie oceniam przy tym wartości artystycznej tego rodzaju kina. Twórczość reżyserska nie może mieć wyznaczonych granic, jeśli tylko twórca chce coś konkretnego poprzez makabryczne obrazy pokazać. Tom Six niewątpliwie ma na celu w przesadny, kiczowaty i koszmarnie zagrany sposób wskazać Ameryce rozwiązanie problemu niekończących się pielgrzymek złoczyńców do więzień, a jednocześnie bez pardonu wyśmiać nasz poprawny politycznie lęk przed zastanowieniem się, czy aby przypadkiem nie ma on racji. Konfrontacja z Ludzką stonogą powinna stanowić jeden z klasycznych autotestów na bycie prawdziwym kinomanem.