Filmy SCIENCE FICTION ze streamingu, które powinny były trafić do KIN
Filmy w tym zestawieniu są na tyle interesujące fabularnie oraz ciekawe estetycznie, że z przyjemnością oglądałoby się je w kinie. Tam jednak nie trafiły, z różnych względów. Po pierwsze zabrakło odwagi twórcom, że filmy sobie w kinach poradzą. Zdecydowały również wstępne założenia, całe plany na promocję, wizję tych produkcji. Jestem przekonany, że w kinach przynajmniej niektóre odniosłyby sukces, a i ich wizualny odbiór byłby pełniejszy. Chodzi mi zwłaszcza o Prey oraz Wojnę o jutro. Na wielkich ekranach pojawia się przecież wiele gorszych tytułów zarówno pod względem treści, jak i estetyki. Trudno jednak przewidywać, że te poniższe kiedykolwiek pojawią się w kinach, bo nie zyskały ponadczasowej sławy. Jak na razie można się nimi delektować, jeśli ma się duży telewizor, lecz to namiastka kina.
„Nimona”, 2023, reż. Nick Bruno, Troy Quane
Zupełnie niezrozumiała dla mnie decyzja. Nimona jest jedną z najlepszych animacji 2023 roku. Pozostaje w czołówce pod względem estetycznym oraz fabularnym. Jest dla młodszych widzów efektowną i pouczającą refleksją nad innością oraz samoakceptacją. Niewątpliwie odniosłaby sukces w kinach, w których co rusz pojawia się mnóstwo bajek dla dzieci, lecz przechodzą one zupełnie bez echa, w dodatku są o wiele gorsze.
„Nie ocali cię nikt”, 2023, reż. Brian Duffield
Plan był chyba taki, żeby nie ryzykować dystrybucji w kinach. Założono, że kameralny film taki jak Nie ocali cię nikt nie będzie miał w nim szans, bo jest zbyt mało efektowny, a może zbyt nastawiony na metaforyczną opowieść o depresji, w której obcy pojawiają się tylko jako dopełnienie, a nie sedno fabuły. A brak znanych aktorów w obsadzie, jeszcze uzasadnił tę decyzję. Projekt został zmarnowany w streamingu, a mógł naprawdę straszyć i dawać do myślenia w warunkach mrocznego kina.
„The Vast of Night”, 2019, reż. Andrew Patterson
Noc jest głęboka, przepastna, ciemna, a słuch nieraz daje pole do popisu wyobraźni, która nie ma dostępu do niewidzących oczu. To klimat wybitnie dla ciemnych kin. Przypominam sobie słuchowiska z dawnych czasów, zwłaszcza te o tematyce fantastycznej. Jak to pięknie wtedy działało. The Vast of Night nie jest filmem rewelacyjnym wizualnie, ale historia jest tak doskonale opowiedziana, że wyobraźnia uzupełnia luki. Wątpię jednak, czy kiedykolwiek ten tytuł stanie się szerzej znany, a kina zapewniłyby mu trochę większą sławę, chociażby wśród twardych fanów gatunku.
„Tlen”, 2021, reż. Alexandre Aja
To oczywiste, że właśnie takie produkcje powinny być puszczane w kinach. W kinie panują specyficzne warunki do oglądania filmów. Jest ciemno, otaczają nas ludzie, nie można swobodnie się poruszać ani odzywać. A w Tlenie główna bohaterka ma ten sam problem. Nie może się swobodnie ani poruszać, ani odzywać. Kino spotęgowałoby ten motyw, a widzom z pewnością byłoby duszno od oglądania próbującej ocalić własne życie Mélanie Laurent.
„Prey”, 2022, reż. Dan Trachtenberg
W mojej recenzji Prey szczegółowo opisałem, dlaczego potencjał serii Predator został zmarnowany. Tutaj tylko wspomnę, że jakąś formą obrony tej produkcji byłoby jej wejście do kin. A to ze względu na techniczną stronę, która jest na wysokim poziomie, może nie genialnym, jednak robi wrażenie. Liczyłbym więc na to, że efekt przykryłby ułomną treść. Wiem, że liczę tu na pewne oszustwo, ale forma prezentacji filmu ma ogromne znaczenie. Potrafi zaćmić zmysły, a Prey pod względem walk może się podobać.
„Wojna o jutro”, 2021, reż. Chris McKay
Efektowna produkcja, która w pewnym sensie stała się ofiarą pandemii. W roli głównej Chris Pratt, który poradził sobie świetnie. Tytuł bardzo kinowy, gdyż Wojna o jutro jest akcją science fiction. Opowiada historię przyszłości, w której ludzkość przegrywa wojnę z kosmitami. Sposobem na to, żeby człowiek przetrwał, jest przeniesienie w czasie. Mnóstwo wybuchów, zwrotów akcji, sprawnie zrealizowanych efektów specjalnych gwarantuje, że film mógłby zostać popularną, niezobowiązującą, kinową rozrywką, a tak zgubił się w streamingu.
„Sklonowali Tyrone’a”, 2023. reż. Juel Taylor
Produkcja nie otrzymała wiele uwagi w stosunku do tego, jak bardzo mogłaby ją sobie zaskarbić, gdyby była w kinach. W rolach głównych wystąpili John Boyega, Teyonah Parris i Jamie Foxx, czyli aktorzy znani widzom. Niestety film został opublikowany w bardzo nieprzychylnej dla siebie dacie – tego samego dnia co Barbie i Oppenheimer. Gdyby ten projekt Netflixa ukazał się kilka tygodni wcześniej lub później, miałby o wiele lepsze notowania. Może jego estetyka nie jest wybitnie kinowa, ale wartość komediowa wysoka.