PREY. Horror science fiction o lekkim zabarwieniu erotycznym
Prey jest jednym z najbardziej oryginalnych i ekscentrycznych horrorów w dziejach brytyjskiej kinematografii.
Jessica i Josephine to lesbijska para mieszkającą w okazałej wiejskiej posiadłości. Czas upływa im na przechadzkach po okolicy, przesiadywaniu w szklarni pełnej egzotycznych roślin i doglądaniu kur. Kobiety żyją w odosobnieniu nie tylko ze względu na swoje skłonności, ale również z powodu zaborczości dominującej Josephine, która stara się „chronić” uległą Jessicę przed światem. Pewnej nocy w okolicznym lesie ląduje statek kosmiczny z mięsożernym, zmiennokształtnym kosmitą na pokładzie. Potwór zabija przypadkowo spotkanych kochanków i przyjmuje postać zamordowanego mężczyzny, a następnie zjawia się w domu Jessiki i Josephine. Przybysz symuluje uraz nogi, czym wzbudza litość pierwszej kobiety i podejrzliwość drugiej; znużona monotonią życia w izolacji Jessica jest podekscytowana obecnością gościa i zaprasza go pod swój dach, podczas gdy Josephine okazuje mu wrogość. Pomiędzy trójką postaci narasta napięcie potęgowane przez fakt, że Josephine skrywa pewien mroczny sekret.
Prey powstał w ciągu dziesięciu dni za kwotę niewiele ponad 50 tysięcy funtów (dziś po uwzględnieniu inflacji byłoby to około 400 tysięcy). Scenariusz pisano na bieżąco w trakcie zdjęć, które realizowano w lesie na tyłach studia filmowego Shepperton, z powodu ograniczeń budżetowych aktorzy byli zaś zmuszeni nosić własne ubrania. Niskie nakłady są też widoczne w wizerunku kosmity, gdy ukazuje on swoje prawdziwe oblicze – wykorzystano tylko kolorowe soczewki kontaktowe, sztuczne kły i makijaż upodabniający potwora do hybrydy człowieka i kota. Aby zwiększyć atrakcyjność filmu na rynkach zagranicznych, twórcy dodali scenę erotyczną z udziałem całkiem roznegliżowanych aktorek Glory Annen (Jessica) i Sally Faulkner (Josephine). Nic to nie pomogło, bo organizacja The British Board of Film Classification nadała Prey kategorię X (tylko dla widzów dorosłych), tym samym skazując go na ograniczoną dystrybucję. W związku z tym porzucono plany nakręcenia kontynuacji pod roboczym tytułem Human Prey.
To wszystko tylko pozornie przypomina filmy klasy B, od jakich pęczniało brytyjskie kino w latach 70. i 80., bo Prey – choć niewątpliwie skromny i tani – jest produkcją zaskakująco ambitną i kilkuwarstwową. Film doczekał się poważnych analiz dotyczących takich tematów jak seksualność, seksizm (obustronny!), konflikt płci, miłość, zazdrość, rasizm, ekologia, a nawet heglowska dialektyka pana i niewolnika. Krytycy zauważyli podobieństwa pomiędzy filmem Warrena a opowiadaniem Lis D.H. Lawrence’a. Niżej podpisanemu Prey skojarzył się z późniejszą książką Michaela Fabera Pod skórą (i w mniejszym stopniu z jej ekranizacją w reżyserii Jonathana Glazera z 2013 roku, która pomija „mięsny” aspekt powieści obecny również w Prey) oraz z dwoma starszymi o trzy lata filmami José Ramóna Larraza – Vampyres i Symptoms (w tym pierwszym też grała Sally Faulkner). We wszystkich wymienionych utworach obrana konwencja (horror, science fiction) zdaje się tylko nadbudową dla zupełnie innej, głębszej problematyki.
Jak na film wyprodukowany za psie pieniądze Prey cechuje się zadziwiająco sprawną realizacją. Prawem paradoksu minimalne środki finansowe okazały się dla twórców zbawieniem, bo dzięki temu można było postawić na rozwój postaci, a nie na efekty specjalne; szczególnie interesująca jest zmienna dynamika relacji Jessiki i Josephine. Dodatkowym walorem jest kontrastowy charakter filmu. Oto bowiem jego niespieszna akcja prawie w całości rozgrywa się w słonecznym świetle przepięknych wiosennych dni, na łonie przyrody i we wnętrzach wspaniałego domostwa położonego w bukolicznej wiejskiej okolicy. Taki sposób filmowania odstaje od straszliwych wydarzeń na ekranie, wywołując napięcie i niepokój. Film jest nieomal intymny w swojej klaustrofobicznej atmosferze zagrożenia, a przecież jego punkt wyjścia zakrawa na komiczny absurd. Z drugiej strony to samo można powiedzieć o arcydziele Ridleya Scotta, czyli Obcym. Prey nie jest obrazem tej samej klasy, ale i tak zdecydowanie warto go obejrzeć.