search
REKLAMA
Zestawienie

Filmy, które są jak SENNE KOSZMARY

Mikołaj Lewalski

13 września 2019

REKLAMA

Anihilacja

Jeszcze nawet zanim protagonistka Anihilacji udaje się z towarzyszkami do tajemniczej Strefy X, atmosfera filmu jest gęsta. Oglądamy rozmowy i interakcje, których kontekstu musimy się domyślać, a początkowo niejasne sceny retrospekcji rodzą narastającą niepewność. Prawdziwym apogeum koszmaru jest oczywiście wspomniana Strefa X, w której już od pierwszych chwil mają miejsce niezrozumiałe zjawiska. Bohaterki przechodzą bowiem przez granicę z tym niezbadanym światem… i odzyskują świadomość kilka dni później, w zupełnie innym miejscu. Eksplorowana Strefa jest pełna niesamowitych mutacji fauny i flory, dziwnych fenomenów i połączeń kolorów, jakich normalnie nie widujemy. Znalazło się też w niej miejsce dla kreatur z piekła rodem (stworzenie imitujące przedśmiertne wrzaski swoich ofiar) oraz dla mniej lub bardziej fizycznych manifestacji osobistych lęków, słabości i wyrzutów sumienia (którymi nasze sny są wręcz przesycone). Końcowa sekwencja w latarni to z kolei jedno z najbardziej niesamowitych doznań filmowych ostatnich lat i zarazem coś tak mocno zbliżonego stylistycznie do sennego koszmaru, jak to tylko możliwe.

Wróg

(Ostrzegam przed spoilerami, byłoby trudno bez nich wyjaśnić wybór tego filmu).
Kontynuując wątek osobistych słabości i lęków, opiszę dzieło, w którym Denis Villeneuve przedstawia mroczną historię mężczyzny zamkniętego w świecie swoich żądz, obaw i egoizmu. Film ten można rozumieć na różne sposoby: zgodnie z jedną teorią protagonista cierpi na rozszczepienie osobowości (ukazane podobnie jak w Podziemnym kręgu), w innej możemy przypisać większe znacznie podświadomości bohatera i przyjąć, że jest on świadomy wszystkiego, co się dzieje dookoła. W tym drugim przypadku wiele scen miałoby charakter mocno symboliczny i obrazowałoby jego wewnętrzne rozterki, w przeciwnym razie nie miałyby one żadnego sensu. Niezależenie od obranego kierunku interpretacji, pewne punkty są wspólne. Jest strach przed ciążą, małżeńska zdrada, wyjścia do podziemnych seksklubów i zagubienie bohaterów. Wyprane z kolorów, przytłaczające miasto i górujący nad nim pająk mówią więcej niż dziesięć linijek dialogów. Wróg jest czymś z pogranicza jawy i snu; przedstawia on prawdziwe życiowe koszmary, sięgając po środki stylistyczne kojarzące się z koszmarami, które znamy ze snów.

Zagubiona autostrada

Tu mogłoby się znaleźć jedno z wielu innych dzieło Lyncha, ale moim faworytem prawdopodobnie na zawsze pozostanie Zagubiona autostrada. Film ten jest w zasadzie podzielony na dwie części, poświęcone kontrastującym ze sobą protagonistom. Pod wieloma względami stanowią oni swoje przeciwieństwo, mają jednak także elementy wspólne. Jeden z nich jest zaś wytworem fantazji drugiego, swoistym snem o byciu kimś innym. Scenarzysta Barry Gifford wyznał kiedyś, że za ważną inspirację dla niego posłużyły słowa Lyncha: „A co byś zrobił, gdybyś pewnego dnia obudził się jako zupełnie inna osoba?”. Młody i pewny siebie Pete ewidentnie jest wymarzoną wersją siebie wypalonego i obłąkanego Freda… ale czy nie mogłoby być na odwrót? Być może to Fred jest tym, czym obawia stać się Pete? Rozpadu osobowości bohatera dopełnia zaś trzecia manifestacja jego wnętrza – Mystery Man, postać, która podąża za obiema wersjami protagonisty i nie pozwala im zapomnieć o bolesnych aspektach ich decyzji. Zagubiona autostrada to wnikliwe spojrzenie na męską tożsamość (i jej kryzysy) i mechanizmy obronne przeciążonego umysłu. Podświadome lęki i namiętności odgrywające ogromną rolę w snach, tutaj współtworzą narrację i stylistykę psychotycznego koszmaru. Pozwolę sobie też na prywatę (większą niż do tej pory) i dodam, że użycie „Apple of Sodom” Marilyna Mansona w sekwencji zaczynającej się obrazem ćmy wlatującej w lampę, a zakończonej namiętnym hotelowym seksem, to jedno z moich ulubionych zastosowań piosenki w kinie.

Monument

Garść złotówek, absolwenci szkoły filmowej i eksperymentalna forma w służbie narracji mającej podarować widzowi przeżycie mocno odmienne od standardowego filmowego doświadczenia. Monument umieszcza swoich bohaterów w dziwnie opustoszałym hotelu położonym w niesprecyzowanym miejscu i pozostawia ich niemalże samym sobie ze swoimi wewnętrznymi demonami (jeśli macie wrażenie, że cały czas o nich czytacie w tym tekście, to nic dziwnego, w końcu koszmary są ich manifestacją). Jedynym elementem narzucającym jakiś porządek codzienności w hotelu jest apodyktyczna menadżerka, surowością przywodząca na myśl starotestamentowego Boga. Na przebieg filmu składają się natomiast (pozornie?) chaotycznie prezentowane scenki z udziałem skrajnie odmiennych od siebie postaci, których umysły zdają się ulegać stopniowej degradacji. Każda z nich mierzy się ze sobą w jakiś sposób, a sytuacje, w jakich się znajdują, przypominają bardziej charakterystykę snu niż jawy. Bohaterowie funkcjonują w swoistym czyśćcu, w którym rzeczywistość nie jest uporządkowana, a na odczuwane emocje rzutuje wszystko, co negatywne w ich umysłach. Wrażenie to pogłębiają przemyślane zdjęcia i fantastyczna ścieżka dźwiękowa pełna dziwnych szumów i zakłóceń, podobnych do dziwnych doznań słuchowych, jakich doznajemy podczas snów. Szkoda, że ostatnia scena dostarcza niepotrzebnych wskazówek na temat reszty wydarzeń, ale w żaden sposób nie podważa to wyjątkowości seansu filmu Jagody Szelc.

Koszmar z ulicy Wiązów

To tak oczywisty wybór, że nie wiem, co mógłbym o nim sensownego i niebanalnego napisać. Wszyscy wiemy, że Freddy nawiedza i zabija swoje ofiary w sennych koszmarach, w których potrafi wpływać na rzeczywistość nierzadko w prawdziwie kuriozalny sposób. Ten film ogląda się jak koszmar, ponieważ duża jego część rozgrywa się w snach bohaterów. W pewnym momencie trudno nawet określić, czy to, co widzimy na ekranie w danej chwili, jest prawdą czy fikcja, a wielopoziomowość narracji dezorientuje i przepełnia lękiem. Protagonistka nie pozwala sobie zasnąć przez całe dni, a przedłużająca się deprywacja snu sprawia, że nawet jawa zostaje nawiedzona przez elementy wyśnionej rzeczywistości. Ostatni kwadrans filmu przypomina zaś kompletnie dezorientujący stan między koszmarem a świadomością, kiedy nie wiemy, co jest czym, ale jesteśmy zagubieni i przestraszeni. Można też po prostu powiedzieć, że nie ma on sensu, podobnie jak większość naszych snów.

REKLAMA