Filmy i seriale, które dowodzą, że EPOKA WIKTORIAŃSKA była EPOKĄ GROZY
Penny Dreadful: Dom grozy (twórca: J. Logan, 2014–2016)
Fantastyczna wizja wiktoriańskiej Anglii i smaczek dla wszystkich fanów nawiązań literackich. Trzysezonowy serial wypełniony paranormalnymi zagadkami zdobył kilka ważnych nagród i zgromadził oddanych fanów. Opowiada o przygodach ekscentrycznej ekipy od zadań specjalnych: Timothy Dalton gra przywódcę i odkrywcę Malcolma Murraya, Eva Green medium Vanessę Ives, a Harry Treadaway – naukowca Victora Frankensteina (uprzedzając pytania o nieobecność ekranizacji Frankensteina w tym rankingu: powieść nie ma nic wspólnego z epoką wiktoriańską, została napisana w 1818 roku, wydana po raz pierwszy w 1923, a jej adaptacje albo dzieją się najczęściej pod koniec XVIII wieku, zgodnie z oryginałem powieściowym). Na dokładkę mamy jeszcze Doriana Graya w wykonaniu Reeve’a Carneya i wiele innych wyrwanych wprost z kart książek postaci (nie sposób wymienić tu wszystkich). Czy można sobie wyobrazić lepsze towarzystwo do eksplorowania niebezpiecznych tajemnic wiktoriańskiego Londynu? Tytuł nawiązuje do tzw. penny dreadfuls, gatunku popularnych, tanich fantastycznych powiastek o sensacyjnej fabule, jakie z zapałem czytała wiktoriańska publiczność. Chociaż twórca produkcji, John Logan, zapowiedział, że uznaje tę historię za zakończoną w odpowiednim momencie i nie zamierza kręcić czwartego sezonu, to serial doczekał się powstałej na jego podstawie serii komiksów oraz filmowego spin-offa, Miasto aniołów, z akcją umieszczoną w Ameryce.
Kobieta w czerni…. razy dwa (reż. H. Wise, 1989 oraz reż. J. Watkins, 2012)
Kobieta w czerni opowiada o pewnym młodym adwokacie, który udaje się do posiadłości swojej zmarłej klientki, aby uregulować jej kwestie spadkowe. Na miejscu natrafia nie tylko na wiele mrocznych tajemnic z przeszłości kobiety, ale także na ducha, tytułową kobietę w czerni – bo pod taką postacią występuje aktualnie zmarła pani domu. Film z 2012 roku z Danielem Radcliffem spotkał się z mieszaną recepcją krytyki i widzów, ale mnie uwiódł swoją atmosferą i stylistyką, pięknym wiktoriańskim sznytem, a dodatkowo zafundował bezsenną nockę po seansie – co w przypadku horroru stanowi najlepszą rekomendację. Mało osób wie jednak, że film jest remakiem produkcji telewizyjnej z 1989 roku pod tym samym tytułem. Oryginalna Kobieta w czerni plasuje się pod względem jakości o klasę wyżej od nowszej wersji. Również straszy, ale nie tak efekciarsko jak remake, subtelniej, m.in. dzięki genialnemu wykorzystaniu efektów dźwiękowych. Oba filmy to chyba najlepsze propozycje na tej liście dla osób, które chciałyby się przede wszystkim solidnie „pobać” podczas seansu.
Portret Doriana Graya (reż. A. Lewin, 1945)
Ze wszystkich adaptacji klasycznej powieści Oscara Wilde’a tą najbardziej wiktoriańską i chyba też najlepszą jest ta z 1945 r., nagrodzona Oscarami za piękne zdjęcia, scenografię i drugoplanową rolę Angeli Lansbury. Portret Doriana Graya nie ma w sobie oczywiście wiele grozy, ale za to sporo fantastyki, jest opowieścią dziwną, osobliwą, na wskroś oryginalną, z pomocą metafory niosącą ważne przesłanie. Historia młodzieńca, który w trosce o zachowanie własnego piękna wypowiada życzenie, by jego portret namalowany przez przyjaciela starzał się zamiast niego, to uniwersalna i ponadczasowa krytyka narcyzmu i próżności. Film Lewina doskonale buduje tajemnicę wokół głównego bohatera, z dużą elegancją i dandyzmem odegranego przez Hurda Hatfielda.
Pies Baskerville’ów (reż. T. Fisher, 1959)
Jak pamiętamy z książek Arthura Conana Doyle’a, Sherlock Holmes darzył królową Wiktorię absolutnym, platonicznym uczuciem. Najsłynniejszy detektyw literatury światowej zasługuje na miejsce w tym zestawieniu nie tylko ze względu na godne podziwu oddanie władczyni, od której imienia wzięła nazwę cała omawiana epoka, ale także ze względu na samą specyfikę rozwiązywanych przez niego zagadek kryminalnych. I choć cięta brzytwa Holmesowskiej dedukcji w porę ucinała wszelkie paranormalne bajdurzenia – jak w Psie Baskerville’ów właśnie – to i tak jego przygodom nigdy nie brakowało dreszczyku niebezpieczeństwa i grozy. Postać detektywa zrodziła wiele intrygujących ekranizacji, a nawet te najbardziej niekonwencjonalne z jego wcieleń – jak te Benedicta Cumberbatcha czy Roberta Downeya Juniora – nawiązują w swojej stylistyce do epoki wiktoriańskiej, która wydała na świat Sherlocka (jak epizod specjalny serialu BBC, czyli osadzona w alternatywnej linii czasowej i wiktoriańskim Londynie Upiorna panna młoda). Osobiście nigdy jednak nie przepadałam za tymi mniej konwencjonalnymi wcieleniami tej postaci. Sherlock Holmes, pedantyczny angielski dżentelmen, to bohater tak doskonale skonstruowany i tak mi bliski, że nie podoba mi się, kiedy ktoś robi z niego energicznego showmana albo cynicznego bubka. To nie mój Sherlock, po prostu. Wolę stare, klasyczne filmy z jego udziałem – takie jak np. Pies Baskerville’ów z 1959 r., z Peterem Cushingiem w roli Holmesa i z Christopherem Lee jako znajdującym się na celowniku detektywa Henrym Baskerville’em.
Obłąkani (reż. B. Anderson, 2014)
Jednym z największym koszmarów epoki wiktoriańskiej było to, w jaki sposób traktowano wtedy chorych psychicznie. Ówczesne szpitale psychiatryczne przypominały raczej więzienia niż miejsca, w których ktokolwiek mógłby odzyskać równowagę. Terapie stosowane przez lekarzy często były regularnymi torturami, takimi jak kąpiele w lodowatej wodzie. Były to w końcu ledwie początki współczesnej medycyny, psychologia jako dziedzina dopiero się klarowała. Wgląd w tę przykrą rzeczywistość daje film Obłąkani z 2014 roku, luźno oparty na noweli Edgara Allana Poego, w którym możemy zobaczyć m.in. Bena Kingsleya, Kate Beckinsale, Davida Thewlisa, Brendana Gleesona, Michaela Caine’a i Jima Sturgessa. Opowieść koncentruje się na osobie młodego absolwenta Oxfordu, który przyjmuje posadę w szpitalu psychiatrycznym. Tam poznaje ekscentrycznego psychiatrę, który prowadzi na swoich pacjentach owiane tajemnicą eksperymenty – jak pewnie się domyślacie i jak odkryje główny bohater: dalece nieetyczne.
Dziwne losy Jane Eyre (R. Stevenson, 1944)
Ci, którzy mają Dziwne losy Jane Eyre za byle romansidło, niech czym prędzej zmienią zdanie! Większość ekranizacji tej powieści Charlotte Brontë jest co prawda utrzymana w konwencji melodramatu, ale wersja Roberta Stevensona wyeksponowała to, co w literackim oryginale najlepsze: ponurość, gotycyzm, tytułową „dziwność” życiorysu Jane, umiejętne połączenie romansu i drobiazgowego, dziewiętnastowiecznego realizmu z kreowaniem atmosfery niesamowitości i niepokoju. Nie jest to oczywiście horror per se, ale korzystające z tradycji tego gatunku, oryginalne i spełnione artystycznie dzieło. Dodatkowo w film z 1944 r. zaangażowano tak wiele ważnych nazwisk, że fan kina po prostu musi wpisać go na listę pozycji do nadrobienia. W roli pana Rochestera zobaczymy Orsona Wellesa (na dwa lata przed sukcesem Obywatela Kane’a), a w roli heroiny, Jane Eyre – Joan Fontaine. Na ekranie pojawia się także mała Elizabeth Taylor w jednej ze swoich wczesnych, dziecięcych ról, a za klimatyczny soundtrack odpowiada Bernard Herrmann. Scenariusz napisali m.in. Orson Welles (niewymieniony w czołówce) oraz Aldous Huxley, pisarz i myśliciel, autor Nowego wspaniałego świata. Pierwsza część filmu skupia się na sportretowaniu trudnych początków życia Jane, kobiety z niższej klasy, sieroty, dręczonej najpierw w domu okrutnej ciotki, a następnie w szkole sadystycznego dyrektora Brocklehursta.
Podobne wpisy
Te wszystkie wątki nie są niestety efektem wyobraźni Charlotte Brontë, która oparła je w dużej mierze na własnych doświadczeniach: wiktoriańskie szkoły naprawdę były tak przerażające i naprawdę z powodu kiepskich warunków ginęły w nich dzieci, samej pisarce na skutek zaniedbań umarły na jednej z takich pensji dwie młodsze siostry. W końcu Jane trafia jako guwernantka na ponure, gotyckiego zamczysko tajemniczego, nieprzystępnego pana Rochestera, gdzie zaczyna się nietypowy romans tej pary. Główny horrorowi wątek Dziwnych losów Jane Eyre związany jest z osobą (spoilery, spoilery) ukrywanej przed światem na poddaszu, obłąkanej żony pana Rochestera, która pod koniec wywołuje pożar i oślepia męża. Na postać tej szalonej kobiety – w filmie przedstawianej jako klasyczny potwór z horroru – nowe, budzące względem niej duże współczucie światło rzuciła książka The Madwoman in The Attic autorstwa Susan Gubart i Sandry Gilbert, klasycznej feministycznej pracy, wciąż nieprzetłumaczonej na polski język. Badaczki analizują w niej powszechną w literaturze wiktoriańskiej postać tytułowej „wariatki na strychu”, czyli kobiety trzymanej przez rodzinę w izolacji ze względu na złe zachowanie. Niestety nie jest to fikcja literacka, takie praktyki zamykania chorych psychicznie kobiet z dala od otoczenia były w owych czasach powszechne – bez konsultacji z lekarzem, w fatalnych warunkach urągających jakimkolwiek standardom higienicznym, w zapomnieniu, izolacji społecznej, a często i w ciemności oraz bez wypuszczenia poza pokój nawet „od święta”. Co gorsza, zdecydowana większość pokrzywdzonych nie była wcale niebezpieczna dla otoczenia, do wykonania takiego rodzinnego samosądu wystarczało, że kobieta nie chciała się podporządkować woli ojca np. w kwestii zamążpójścia, miała zbyt niezależną i swawolną naturę, cechowała się nadwrażliwością lub nerwowością, nie pasowała z pewnych względów do norm społecznych i w odczuciu bliskich przynosiła swojej rodzinie „wstyd”. Uwięzienie takiej kobiety miało ją docelowo zdyscyplinować i nauczyć porządku, ale w warunkach izolacji i poczuciu braku zrozumienia nawet najzdrowsza psychicznie osoba zaczynała w końcu tracić zmysły. To oznaczało dla niej dożywocie: wiele „wariatek” nie opuszczało swojego strychu aż do śmierci. A świadomość tego jest bardziej przerażająca niż jakakolwiek fantastyczna groza.
Lady M. (reż. W. Oldroyd, 2016)
A skoro już mowa o kobietach skrępowanych społecznymi oczekiwaniami, to nie sposób zapomnieć o Florence Pugh, która nadała nową jakość postaci Lady Makbet w thrillerze z erotycznym zacięciem, Lady M. Trawestacja szekspirowskiej antybohaterki przenosi ją do wiktoriańskiej Anglii, która w ujęciu reżysera jest miejscem przerażającym, dusznym i nieprzyjaznym, zwłaszcza dla kobiet – bo skrajnie patriarchalnym i seksistowskim. Wiktoriańska Lady Makbet to nieszczęśliwa młoda żona starego męża, która odreagowuje doznane krzywdy, pogrążając się w zemście i występku. A my, dzięki sprawnie poprowadzonej narracji i bezbłędnej Pugh, paradoksalnie jej w tej zemście kibicujemy i rozumiemy motywacje. Wszystko toczy się w nieprzyjemnej, zimnej, smaganej wiatrem scenerii angielskich wrzosowisk, stanowiącej jakby pejzaż wewnętrzny bohaterki… Solidny thriller z feministycznym zacięciem i wspaniałą tytułową rolą, a także ciekawy debiut dobrze rokującego reżysera z Wysp.