Filmy i seriale, które dowodzą, że EPOKA WIKTORIAŃSKA była EPOKĄ GROZY
W kleszczach lęku (reż. J. Clayton, 1961)
Horrorowy klasyk z Deborą Kerr w głównej roli, wiktoriańska opowieść o tajemniczym zamczysku pełnym nadprzyrodzonych sił i wybitna adaptacja prozy Henry’ego Jamesa (dużo lepsza od materiału źródłowego) – już to powinno zachęcić do seansu. A co, jeśli dodam, że dzięki zdjęciom Freddiego Francisa film bywa nazywany jednym z wizualnie najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek nakręcono? Albo że współodpowiedzialny za scenariusz był Truman Capote? Gorąco zachęcam wszystkich zwolenników psychologicznej grozy do odświeżenia tego nieco zapomnianego tytułu. Fabuła koncentruje się wokół postaci młodej kobiety, która przybywa do odludnej posiadłości, by pracować jako guwernantka dla dwójki sierot, pozostających pod opieką pewnego arystokraty. Po jakimś czasie bohaterka staje się świadkiem wielu dziwnych, trudnych do wytłumaczenia zdarzeń. Nabiera przekonania, że dzieci, którymi się opiekuje, są opętane, nawiedzane przez duchy zmarłych. Czy tak faktycznie jest? A może to kobieta zaczyna odchodzić od zmysłów i pogrążać się w urojeniach? W kleszczach lęku doczekało się wielu interpretacji, m.in. na temat wyparcia seksualnego u głównej bohaterki. Jakość filmu podbija muzyka Georges’a Aurica oraz niezwykle starannie wykonane kostiumy. W 1971 roku W kleszczach lęku doczekało się prequela w reżyserii Michaela Winnera i z Marlonem Brando w roli głównej. Film Koszmary był jednak marnymi popłuczynami po oryginale, dodatkowo odebrał mu to, co najcenniejsze, czyli tajemnicę – dlatego należy traktować go raczej w kategoriach niewiele znaczącej ciekawostki.
Tess (reż. R. Polański, 1982)
To arcydzieło angielskiego powieściopisarstwa podsunęła Polańskiemu żona, Sharon Tate (do którego to faktu pięknie puścił oczko Tarantino w Pewnego razu… w Hollywood, w scenie wybierania książkowego prezentu dla męża przez Margot Robbie). Po lekturze książki Thomasa Hardy’ego reżyser wiedział już, że kiedyś nakręci na jej podstawie filmy. Zadedykował go też swojej zmarłej tragicznie żonie. Historia Tessy nie jest horrorem w gatunkowym rozumieniu tego słowa, ale horrorem wiktoriańskich realiów. Hardy, pisarz bardzo wrażliwy, z niezwykłą jak na swoje czasy świadomością społeczną, pochyla się nad losem dobrej i niewinnej kobiety z nizin, która przez całe życie doznaje jedynie krzywd, gwałtów i upokorzeń. W warstwie filozoficznej książka stanowi wyzwanie rzucone wiktoriańskiej mentalności, a także Bogu, którego pisarz wprost oskarża o okrucieństwo i obojętność w słynnym ostatnim zdaniu. Jego powieść, piętnująca obyczajową hipokryzję, pełna przekraczających normy scen (np. morderstwo gwałciciela), wywołała prawdziwy skandal, zarzucano jej niemoralność, a autora piętnowano. Polański doprawił ponurość i smutek tej historii inspirowanymi malarstwem Wordswortha zdjęciami mrocznych wrzosowisk i dzikiej angielskiej przyrody (zasłużony Oscar za scenografię), a w tytułowej roli z genialną intuicją obsadził młodziutką Nasstasię Kinski. Delikatna i subtelna, ale pełna melancholii i tajemnicy uroda tej aktorki w idealny sposób zespoliła się z postacią nieszczęsnej Tess. Film mimo kilku zmian stanowi wierną, przesyconą charakterystycznym dla prozy Hardy’ego liryzmem adaptację. Scena pierwszego gwałtu dokonanego przez Aleca D’Urberville’a czy ta na uroczysku Stonehenge wywierają niezatarte wrażenie. Warto zwrócić uwagę na polski akcent: w jednej ze scen usłyszymy graną na flecie melodię Laury i Filona.
Krew doktora Jekylla (reż. W. Borowczyk, 1981)
Kolejny polski akcent na liście, a to za sprawą enfant terrible rodzimego kina, „wygnanego”, tworzącego i docenionego przede wszystkim za granicą, czyli Waleriana Borowczyka. Kto lepiej od tego mistrza perwersji mógł wydobyć to, co w epoce wiktoriańskiej było najbardziej deprawującego, co kryło się pod spętanymi zabudowanymi strojami ciałami, co pozostawało skrępowane przez konserwatywną, pełną hipokryzji moralnością tamtych czasów? Podskórna, niezrealizowana seksualność jest jedną z charakterystycznych cech sztuki wiktoriańskiej, obecna w niedopowiedzeniu, symbolu i metaforze, niemogąca mówić wprost przez wszechobecną cenzurę, ale paradoksalnie dzięki temu jeszcze lepiej działająca na wyobraźnię. Ten specyficzny „brudzik” epoki zainspirował Borowczyka do stworzenia wyjątkowo ekscentrycznego horroru erotycznego, baaardzo luźno inspirowanego Dziwną historią doktora Jekylla i pana Hyde’a. W roli tytułowego wynalazcy: Udo Kier. Utrzymany w ciemnej i mrocznej kolorystyce francuski film opowiada o wydarzeniach z wieczoru zaręczynowego doktora Jekylla. Zaproszeni goście gubią się w jego posiadłości, a poluje na nich pan Hyde o wyraźnie seksualnych motywacjach… Spektakularna fantazja autorska, niepowtarzalne kino. W pamięci zostaje (oprócz cudownie obrzydliwych scen) przede wszystkim intrygująca postać narzeczonej doktora, jakby uosabiającej pierwotne instynkty panny Osbourne. Ja byłam zachwycona, ale Krew doktora Jekylla na pewno nie podejdzie każdemu. Jest to natomiast pozycja obowiązkowa dla fanów wszelkich dziwnostek. A skoro już jesteśmy przy postaci doktora Jekylla…
Doktor Jekyll i Mr Hyde (reż. R. Mamoulian, 1931)
Retro w podwójnym wydaniu, bo nie dość, że adaptacja klasycznej, wiktoriańskiej pozycji Roberta Louisa Stevensona (Dziwna historia doktora Jekylla i pana Hyde’a), to jeszcze kino z lat 30. – już dźwiękowe. Stare filmy potrafią wywoływać doprawdy osobliwe odczucia i niezapomniane dreszcze… Fabuła tego horroru psychologicznego połączonego z fantastyką naukową jest Wam pewnie mniej więcej znana: doktor Jekyll pracuje nad eliksirem mającym za zadanie oddzielić w człowieku dobro od zła. Specyfik wypróbowuje na sobie i w rezultacie doprowadza do rozszczepienia swojej osobowości na dobrego doktora Jekylla i odrażającego pana Hyde’a, będącego uosobieniem wszystkich najgorszych ludzkich cech. Film Mamoulina do dziś uchodzi za najlepszą adaptację opowieści Stevensona, a także za wybitne osiągnięcie kina międzywojennego. Podwójna, tytułowa kreacja Fredrica Marcha została uhonorowana Oscarem dla najlepszego aktora pierwszoplanowego – co do dzisiaj pozostaje jedyną nagrodą w tej kategorii przyznaną za występ w horrorze! Film nawet współcześnie robi wrażenie wykorzystaniem kamery subiektywnej, ciekawym poprowadzeniem narracji, utrzymanymi w ekspresjonistycznej konwencji kadrami zamglonego, niebezpiecznego Londynu, charakteryzacją, rewolucyjnym jak na tamte czasy nakładaniem filtrów na obiektyw i zatarciem cięć z pomocą umiejętnego montażu (wykorzystanym m.in. w podlinkowanej wyżej sekwencji wypicia eliksiru). Doktor Jekyll i Mr Hyde był również jak na swoje czasy bardzo… erotyczny, interpretował pana Hyde’a jako uosobienie Freudowskiego id, dyszące pożądaniem do napotkanych kobiet. Dlatego też amerykańska cenzura wycięła z produkcji 14 najbardziej nieobyczajnych jej zdaniem minut, które widzowie mogli obejrzeć dopiero wiele lat później, na reedycji DVD z pełną wersją filmu.
Mary Reilly (reż. S. Fears, 1996)
Kolejna luźna wariacja na temat historii doktora Jekylla, a tym samym filmy inspirowane książką Stevensona zaliczają hattricka w niniejszym zestawieniu. Film Fearsa z imponującą obsadą – w głównych rolach John Malkovich (doktor), Julia Roberts (tytułowa służąca doktora), Glenn Close – stanowi twórczą trawestację Dziwnej historii doktora Jekylla i pana Hyde’a. Jako reżyserzy początkowo byli rozważani Tim Burton oraz Roman Polański. Mary Reilly przedstawia historię doktora Jekylla oczami oddanej mu służącej, trapionej strasznymi przeżyciami z dzieciństwa. Młoda kobieta jest bardzo zadowolona ze swojej posady; do czasu, aż doktor przedstawia jej swojego nowego asystenta, pana Hyde’a… Film stanowi udane połączenie zagadki kryminalnej, romansu, fantastyki i brutalnych scen (ze względu na nie otrzymał kategorię R). Reinterpretuje klasyczne dzieło literackie w świeży sposób, stawiając ważne pytania o naturę dobra i zła.
Golem z Limehouse (reż. J. C. Medina, 2016)
Ten raczej przeoczony kryminał z wątkami horrorowymi na pewno zapewni pierwszorzędną, szarpiącą nerwy rozrywkę na grudniowy wieczór. Akcja tej adaptacji powieści Petera Ackroyda przenosi nas do 1880 roku w Londynie. Inspektor John Kildare (Bill Nighy) zajmuje się sprawą niezidentyfikowanego mordercy, który w ostatnich miesiącach dokonał serii wyjątkowo brutalnych zabójstw w portowej dzielnicy miasta. Równocześnie inspektor prowadzi śledztwo w sprawie kobiety oskarżonej o otrucie męża (Olivia Cooke). Nieoczekiwanie domniemana trucicielka staje się nieopisaną pomocą i partnerką w poszukiwaniach zwyrodniałego seryjnego mordercy. Chemia między parą aktorów, świetnie budowa centralna zagadka oraz komediowy, rozładowujący napięcie występ Douglasa Bootha składają się na naprawdę jakościową całość.
Grobowiec Ligei (reż. R. Corman, 1964)
Kolejna adaptacja literacka, co prawda spod pióra Amerykanina, Edgara Allana Poe. Jednak zarówno produkcja była angielska, jak i zdjęcia nakręcono w Wielkiej Brytanii, zaś akcja została przeniesiona z drugiej połowy XIX wieku w Ameryce do drugiej połowy XIX wieku w Anglii – mamy więc do czynienia z filmem osadzonym w epoce wiktoriańskiej. Grobowiec Ligei jest ostatnim segmentem z ośmioczęściowej serii adaptacji dzieł Poego nakręconej przez Rogera Cormana. Cała ta seria jest godna polecenia dla fanów podobnych klimatów. Film stanowi połączenie horroru, historii miłosnej i opowieści o duchach. Choć z dzisiejszej perspektywy już nie straszy, to nadal wywiera wrażenie swoją niepokojącą atmosferą i intrygującą akcją. Fabuła jest zbliżona do tej z książki Poego. Główny bohater, Verden Felle, spotyka Rowenę: kobietę łudząco podobną do swojej zmarłej, ukochanej żony, tytułowej Ligei, której śmierć nadal rozpamiętuje. Kiedy Rowena zostaje nową żoną Verdena i wprowadza się do jego domu, zaczyna dochodzić do serii niewytłumaczalnych zjawisk. Jak się okazuje, to duch Ligei próbuje wypędzić swoją „konkurentkę” i zniszczyć nowe małżeństwo jej męża…
Piknik pod wiszącą skałą (reż. P. Weir, 1975)
Tutaj dokonuję małego oszukaństwa, ponieważ akcja tego przepięknego, poetyckiego filmu Weira toczy się nie w wiktoriańskiej Anglii, lecz w wiktoriańskiej… Australii. Ale, ale, proszę na mnie nie krzyczeć: czas akcji osadzony jest w roku 1900, a pierwsze australijskie kolonie uzyskały niepodległość od Wielkiej Brytanii w 1901 roku. Wydarzenia z Pikniku pod wiszącą skałą mają zatem miejsce jeszcze w kraju objętym protekcją królowej Wiktorii i stanowiącym składową Imperium Brytyjskiego. Możemy zatem uznać arcydzieło Australijczyka za film osadzony w epoce wiktoriańskiej, prawda? Chyba każdy, kto oglądał ten jedyny w swoim rodzaju, niepoddający się łatwym interpretacjom film, przyzna, że opowieść o pikniku grzecznych pensjonarek w zabudowanych, białych sukienkach ma w sobie silnego ducha tamtych czasów. Nierozwiązane zniknięcie kilku uczennic między skałkami często odczytuje się jako podróż do wyzwolenia, także seksualnego, zerwanie z siebie gorsetu sztywnych wiktoriańskich obyczajów (zresztą dziewczęta dosłownie się rozbierają w trakcie wspinaczki). Subtelny surrealizm w połączeniu z metafizycznym niepokojem i osobliwą ścieżką dźwiękową sprawiają, że Piknik pod wiszącą skałą dotyka głębiej i mocniej niż dosłowna, przeładowana efektami specjalnymi i jump scare’ami groza. Piękna, oniryczna zagadka filmowa w niepowtarzalnej, odrealnionej, australijskiej scenerii.
Wichrowe wzgórza (reż. P. Kosminsky, 1992)
I znowu małe oszukaństwo, bo przecież akcja Wichrowych wzgórz dzieje się na przełomie XVIII i XIX wieku, czyli na długo przed rządami królowej Wiktorii. Sama książka należy jednak do kręgu literatury wiktoriańskiej, więcej, jest dla tego nurtu wręcz symptomatyczna, natychmiastowo z nim utożsamiana. Dlatego nie wyobrażałam sobie nie umieścić w zestawieniu filmów przesiąkniętych wiktoriańską grozą tej ekranizacji klasycznej powieści Emily Brontë. Ten doprawiony wątkami nadnaturalnymi melodramat to po prostu esencja wiktoriańskiej estetyki i wrażliwości. Toksyczna, namiętna, intensywna miłość Cathy i Heathcliffa nie jest relacją, na której powinny się wzorować osoby próbujące stworzyć udany związek, ale należy już do symboli kultury europejskiej, które każdy wykształcony człowiek znać powinien. Ze wszystkich ekranizacji tego ikonicznego dzieła tą najpiękniejszą i najbardziej uwielbianą przez widzów jest chyba ta z 1992 roku, z Ralphem Fiennesem i Juliette Binoche w rolach kochanków. A na koniec, dla najbardziej wytrwałych czytelników i fanów romantycznej epoki wiktoriańskiej, którzy dotrwali ze mną do końca tego niekrótkiego zestawienia, mały bonus: moja ulubiona imienniczka, Kate Bush, śpiewająca jako duch innej Kaśki, tej z Wichrowych Wzgórz, w jednym ze swoich największych przebojów, piosence z gatunku tych najlepszych, dziwnych i niewpadających w ucho przy pierwszym odsłuchaniu, a urastających w nas i stopniowo uzależniających od siebie przy każdym kolejnym odtworzeniu: