Filmowe sceny, które PRZERAŻAJĄ za każdym razem
Zacznijmy od komunału – straszenie na ekranie to niełatwa sztuka. Bez wiarygodnie nakreślonych bohaterów i świata przedstawionego nie uda się wykreować atmosfery grozy, pokusa korzystania z wymęczonych jump scare’ów może się okazać zbyt silna, a epatowanie makabrą łatwo może zmienić się w komiczną groteskę. Pamiętajmy też, że dla każdego groza w kinie wiąże się z czymś innym. Jeden widz będzie drżał ze strachu podczas seansu nowego filmu Jordana Peele’a, innemu zrobi się słabo na wspomnienie sceny wyrywania serca z Indiany Jonesa i Świątyni Zagłady. Na szczęście, są sceny, które nawet oglądane po raz kolejny straszą równie skutecznie. Może to wynikać z realizatorskiego kunsztu albo z naszego wspomnienia o traumatycznym pierwszym seansie – ważne, że te sceny za każdym razem przyprawiają o ciarki.
„Obcy – 8. pasażer Nostromo” (1979) – Dallas kontra Obcy
Na hasło: „najbardziej przerażająca scena z pierwszego Obcego” większość kinomanów wymieniłaby najprawdopodobniej moment narodzin tytułowego potwora. Warto jednak wspomnieć również o scenie, w której kapitan Dallas schodzi do szybu wentylacyjnego statku Nostromo, aby wykurzyć stamtąd nadprogramowego pasażera. Napięcie bierze się tu nie tylko z fantastycznego zaaranżowania klaustrofobicznej scenerii, ale przede wszystkim z narzucenia widzowi perspektywy bohatera. Wraz z Dallasem jesteśmy uwięzieni na małej ograniczonej przestrzeni, naszym jedynym źródłem światła jest trzymany przez bohatera miotacz ognia, a my z coraz większym strachem próbujemy wypatrzyć Obcego w kadrze. Wszystko to spuentowane jest niezapomnianym jump scare’em, kiedy nieszczęsny kapitan trafia wreszcie w „objęcia” tytułowego monstrum.
„Najście” (2007) – cesarskie cięcie
Z pewnym zawstydzeniem przyznaję, że rozgrywające się w Wigilię Bożego Narodzenia Najście to od pewnego czasu stały element w moim okołoświątecznym filmowym menu. Zainscenizowana przez Alexandre’a Bustillo i Juliena Maury’ego krwawa łaźnia to dla mnie idealna odtrutka na coroczny nadmiar świątecznego lukru. Bohaterką filmu jest Sarah – kobieta w zaawansowanej ciąży, która parę miesięcy wcześniej straciła męża w wypadku samochodowym. W wigilijny wieczór do jej mieszkania wkracza niespodziewanie tajemnicza nieznajoma – uzbrojona w nożyce Kobieta w Czerni, która zrobi wszystko, aby odebrać bohaterce jej nienarodzone dziecko. Ciąg dalszy filmu to wypełniony naturalistyczną przemocą, fizyczny i psychologiczny terror. Jego zwieńczenie stanowi moment, w którym Kobieta w Czerni dokonuje na bohaterce improwizowanego zabiegu cesarskiego cięcia. Przeraża tu nie tylko sama ekranowa przemoc, podana w gigantycznych dawkach i bez znieczulenia, ale też puentujące scenę ujęcie – Kobieta w Czerni uspokaja płaczące dziecko, podczas gdy Sarah leży bez życia w kałuży krwi.
„Głowa do wycierania” (1977) – rodzinna kolacja
Pierwszy wspólny obiad z rodzicami drugiej połówki to dla wielu wystarczająco niekomfortowa sytuacja. Jeżeli za ukazanie takiej sytuacji na ekranie zabiera się David Lynch, dostajemy scenę, którą trudno później wyrzucić z pamięci. Cały debiut reżysera opiera się w zasadzie na podkręcaniu codziennych lęków, z jakimi muszą się zmagać młodzi rodzice – a moment, w którym Henry zostaje zaproszony do domu swojej partnerki na kolację, jest tego idealnym przykładem. Horror zwykłych międzyludzkich niezręczności łączy się tu więc z horrorem surrealizmu, w jakim lubuje się Lynch. Upiorna uprzejmość ojca Mary jest tu więc równie niepokojąca, co obraz pieczonego kurczaka, który zaczyna krwawić po przekrojeniu. Podobnie jak w swoich późniejszych filmach, Lynch pokazuje tu, że najbardziej przerażające sytuacje mogą kryć się w banalnej codzienności.
„Martyrs. Skazani na strach” (2008) – kobieta w piwnicy
Już od otwierających scen Martyrs jest jasne, że reżyser Pascal Laugier nie będzie widzom oszczędzał wyszukanych obrazów przemocy. Film opowiada historię dwóch młodych dziewczyn Lucie i Anny – ta pierwsza w dzieciństwie przeżyła tortury z rąk nieznanych sprawców, druga z kolei bezskutecznie próbuje pomóc jej uporać się z niewyobrażalną traumą. Po latach Lucie bez skrupułów morduje niepozorną rodzinę z francuskich przedmieść, w której rozpoznaje swoich dawnych oprawców. Ten bezkompromisowy akt przemocy ze strony jednej z głównych bohaterek to jednak dopiero preludium do sceny z połowy filmu, w której Anna schodzi do piwnicy w domu zamordowanej rodziny, gdzie znajduje potwornie okaleczoną kobietę. To nie tylko moment zderzenia bohaterki z czystym, nieskrępowanym okrucieństwem, ale również swego rodzaju wizytówka Martyrs – filmu, w którym poetyka torture porn zostaje wyniesiona do ekstremum.
„Lament” (2016) – opętanie Hyo-jin
W małej wiosce Gokseong dochodzi do serii niewytłumaczalnych zgonów – kolejni mieszkańcy wpadają w morderczy szał, zabijając swoich bliskich. Prowadzący śledztwo policjant Jong-goo dochodzi w końcu do wniosku, że sprawa może mieć nadprzyrodzony charakter, a społeczność wioski padła ofiarą złego ducha. Sytuacja nabiera dla bohatera osobistego charakteru, gdy jego córka również zaczyna okazywać objawy opętania. Choć w Lamencie Na Hong-jina pełno jest scen nadprzyrodzonej grozy, to omawiana scena przeraża z dużo bardziej przyziemnych powodów. Oto mała Hyo-jin, dotychczas pogodna i uprzejma, z niewyjaśnionych przyczyn zaczyna nagle zachowywać się wulgarnie i agresywnie – werbalnie atakuje swojego ojca, rzuca w jego stronę bluzgami, a Jong-goo patrzy na to wszystko z niedowierzaniem. Jeśli pozbawimy ten moment jego nadprzyrodzonego kontekstu, zobaczymy przede wszystkim ucieleśniony lęk każdego rodzica – lęk, że jego ukochane dziecko może nagle zacząć się zachowywać jak obca, wroga osoba.
„Krąg” (1998) – pojawienie się Sadako
Nie ma co ukrywać – widok wypełzającej z telewizora upiornej dziewczynki z kruczoczarnymi włosami zakorzenił się w popkulturze tak mocno, że dziś raczej na nikim nie zrobi już wrażenia. Warto jednak przypomnieć sobie, dlaczego w momencie premiery Kręgu ten obraz tak widzów przerażał – i nie mówię tu o remake’u Gore’a Verbinskiego tylko o japońskim oryginale w reżyserii Hideo Nakaty. Pierwszy kinowy Krąg, przy całej swojej nadnaturalnej otoczce, utrzymany był przecież w „uziemionej”, quasi-realistycznej estetyce. Groza miała tam dość ulotny charakter, zawarta była raczej w podtekście – nawet otwierająca scena śmierci jednej z bohaterek została raczej zasugerowana niż pokazana. Dlatego gdy w finale filmu Sadako objawiła się wreszcie widzom w całej okazałości, również ten moment został utrzymany w ramach (względnego) realizmu – i właśnie dlatego robił tym większe wrażenie. I chociaż mam sporo sympatii do filmu Verbinskiego, zdecydowanie wolę wersję Nakaty, który przy użyciu dużo prostszych środków osiągnął (jak dla mnie) dużo ciekawszy efekt.