search
REKLAMA
Zestawienie

Filmowe sceny, które PRZERAŻAJĄ za każdym razem

Wybór scen, które przy każdym kolejnym seansie przyprawiają o ciarki.

Jędrzej Paczkowski

25 czerwca 2024

REKLAMA

Zacznijmy od komunału – straszenie na ekranie to niełatwa sztuka. Bez wiarygodnie nakreślonych bohaterów i świata przedstawionego nie uda się wykreować atmosfery grozy, pokusa korzystania z wymęczonych jump scare’ów może się okazać zbyt silna, a epatowanie makabrą łatwo może zmienić się w komiczną groteskę. Pamiętajmy też, że dla każdego groza w kinie wiąże się z czymś innym. Jeden widz będzie drżał ze strachu podczas seansu nowego filmu Jordana Peele’a, innemu zrobi się słabo na wspomnienie sceny wyrywania serca z Indiany Jonesa i Świątyni Zagłady. Na szczęście, są sceny, które nawet oglądane po raz kolejny straszą równie skutecznie. Może to wynikać z realizatorskiego kunsztu albo z naszego wspomnienia o traumatycznym pierwszym seansie – ważne, że te sceny za każdym razem przyprawiają o ciarki.

„Obcy – 8. pasażer Nostromo” (1979) – Dallas kontra Obcy

Na hasło: „najbardziej przerażająca scena z pierwszego Obcego” większość kinomanów wymieniłaby najprawdopodobniej moment narodzin tytułowego potwora. Warto jednak wspomnieć również o scenie, w której kapitan Dallas schodzi do szybu wentylacyjnego statku Nostromo, aby wykurzyć stamtąd nadprogramowego pasażera. Napięcie bierze się tu nie tylko z fantastycznego zaaranżowania klaustrofobicznej scenerii, ale przede wszystkim z narzucenia widzowi perspektywy bohatera. Wraz z Dallasem jesteśmy uwięzieni na małej ograniczonej przestrzeni, naszym jedynym źródłem światła jest trzymany przez bohatera miotacz ognia, a my z coraz większym strachem próbujemy wypatrzyć Obcego w kadrze. Wszystko to spuentowane jest niezapomnianym jump scare’em, kiedy nieszczęsny kapitan trafia wreszcie w „objęcia” tytułowego monstrum.

„Najście” (2007) – cesarskie cięcie

Z pewnym zawstydzeniem przyznaję, że rozgrywające się w Wigilię Bożego Narodzenia Najście to od pewnego czasu stały element w moim okołoświątecznym filmowym menu. Zainscenizowana przez Alexandre’a Bustillo i Juliena Maury’ego krwawa łaźnia to dla mnie idealna odtrutka na coroczny nadmiar świątecznego lukru. Bohaterką filmu jest Sarah – kobieta w zaawansowanej ciąży, która parę miesięcy wcześniej straciła męża w wypadku samochodowym. W wigilijny wieczór do jej mieszkania wkracza niespodziewanie tajemnicza nieznajoma – uzbrojona w nożyce Kobieta w Czerni, która zrobi wszystko, aby odebrać bohaterce jej nienarodzone dziecko. Ciąg dalszy filmu to wypełniony naturalistyczną przemocą, fizyczny i psychologiczny terror. Jego zwieńczenie stanowi moment, w którym Kobieta w Czerni dokonuje na bohaterce improwizowanego zabiegu cesarskiego cięcia. Przeraża tu nie tylko sama ekranowa przemoc, podana w gigantycznych dawkach i bez znieczulenia, ale też puentujące scenę ujęcie – Kobieta w Czerni uspokaja płaczące dziecko, podczas gdy Sarah leży bez życia w kałuży krwi.

„Głowa do wycierania” (1977) – rodzinna kolacja

Pierwszy wspólny obiad z rodzicami drugiej połówki to dla wielu wystarczająco niekomfortowa sytuacja. Jeżeli za ukazanie takiej sytuacji na ekranie zabiera się David Lynch, dostajemy scenę, którą trudno później wyrzucić z pamięci. Cały debiut reżysera opiera się w zasadzie na podkręcaniu codziennych lęków, z jakimi muszą się zmagać młodzi rodzice – a moment, w którym Henry zostaje zaproszony do domu swojej partnerki na kolację, jest tego idealnym przykładem. Horror zwykłych międzyludzkich niezręczności łączy się tu więc z horrorem surrealizmu, w jakim lubuje się Lynch. Upiorna uprzejmość ojca Mary jest tu więc równie niepokojąca, co obraz pieczonego kurczaka, który zaczyna krwawić po przekrojeniu. Podobnie jak w swoich późniejszych filmach, Lynch pokazuje tu, że najbardziej przerażające sytuacje mogą kryć się w banalnej codzienności.

„Martyrs. Skazani na strach” (2008) – kobieta w piwnicy

Już od otwierających scen Martyrs jest jasne, że reżyser Pascal Laugier nie będzie widzom oszczędzał wyszukanych obrazów przemocy. Film opowiada historię dwóch młodych dziewczyn Lucie i Anny – ta pierwsza w dzieciństwie przeżyła tortury z rąk nieznanych sprawców, druga z kolei bezskutecznie próbuje pomóc jej uporać się z niewyobrażalną traumą. Po latach Lucie bez skrupułów morduje niepozorną rodzinę z francuskich przedmieść, w której rozpoznaje swoich dawnych oprawców. Ten bezkompromisowy akt przemocy ze strony jednej z głównych bohaterek to jednak dopiero preludium do sceny z połowy filmu, w której Anna schodzi do piwnicy w domu zamordowanej rodziny, gdzie znajduje potwornie okaleczoną kobietę. To nie tylko moment zderzenia bohaterki z czystym, nieskrępowanym okrucieństwem, ale również swego rodzaju wizytówka Martyrs – filmu, w którym poetyka torture porn zostaje wyniesiona do ekstremum.

„Lament” (2016) – opętanie Hyo-jin

W małej wiosce Gokseong dochodzi do serii niewytłumaczalnych zgonów – kolejni mieszkańcy wpadają w morderczy szał, zabijając swoich bliskich. Prowadzący śledztwo policjant Jong-goo dochodzi w końcu do wniosku, że sprawa może mieć nadprzyrodzony charakter, a społeczność wioski padła ofiarą złego ducha. Sytuacja nabiera dla bohatera osobistego charakteru, gdy jego córka również zaczyna okazywać objawy opętania. Choć w Lamencie Na Hong-jina pełno jest scen nadprzyrodzonej grozy, to omawiana scena przeraża z dużo bardziej przyziemnych powodów. Oto mała Hyo-jin, dotychczas pogodna i uprzejma, z niewyjaśnionych przyczyn zaczyna nagle zachowywać się wulgarnie i agresywnie – werbalnie atakuje swojego ojca, rzuca w jego stronę bluzgami, a Jong-goo patrzy na to wszystko z niedowierzaniem. Jeśli pozbawimy ten moment jego nadprzyrodzonego kontekstu, zobaczymy przede wszystkim ucieleśniony lęk każdego rodzica – lęk, że jego ukochane dziecko może nagle zacząć się zachowywać jak obca, wroga osoba.

„Krąg” (1998) – pojawienie się Sadako

Nie ma co ukrywać – widok wypełzającej z telewizora upiornej dziewczynki z kruczoczarnymi włosami zakorzenił się w popkulturze tak mocno, że dziś raczej na nikim nie zrobi już wrażenia. Warto jednak przypomnieć sobie, dlaczego w momencie premiery Kręgu ten obraz tak widzów przerażał – i nie mówię tu o remake’u Gore’a Verbinskiego tylko o japońskim oryginale w reżyserii Hideo Nakaty. Pierwszy kinowy Krąg, przy całej swojej nadnaturalnej otoczce, utrzymany był przecież w „uziemionej”, quasi-realistycznej estetyce. Groza miała tam dość ulotny charakter, zawarta była raczej w podtekście – nawet otwierająca scena śmierci jednej z bohaterek została raczej zasugerowana niż pokazana. Dlatego gdy w finale filmu Sadako objawiła się wreszcie widzom w całej okazałości, również ten moment został utrzymany w ramach (względnego) realizmu – i właśnie dlatego robił tym większe wrażenie. I chociaż mam sporo sympatii do filmu Verbinskiego, zdecydowanie wolę wersję Nakaty, który przy użyciu dużo prostszych środków osiągnął (jak dla mnie) dużo ciekawszy efekt.

Jędrzej Paczkowski

Jędrzej Paczkowski

Absolwent filmoznawstwa UAM. Fan Kurosawy, westernów, Muppetów, kina gore i wszystkiego, co pomiędzy.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA