Dla każdego coś strasznego. HORRORY z 2021 roku, które PRZEGAPILIŚCIE
2021 rok z pewnością nie należał do tych, które fani horrorów zapamiętują jako przełomowe. Niebagatelny wpływ na taki stan rzeczy miały ograniczenia dystrybucyjne związane z pandemią koronawirusa, ponieważ do kin wprowadzano przede wszystkim te filmy grozy, które posiadały jakikolwiek finansowy potencjał. Cała reszta horrorów lądowała albo w przepastnych bibliotekach platform streamingowych, albo kończyła swój kinowy żywot wraz z ostatnią projekcją na filmowych festiwalach. Zdarzały się również takie obrazy, które najzwyczajniej w świecie miały pecha, bo wprowadzono je do kin w czasie, gdy rządziły tam długo wyczekiwane blockbustery. Oto lista horrorów z 2021 roku, które z różnych względów najpewniej przegapiliście, a które sprawią, że spojrzycie na minione 365 dni w kinie grozy łaskawszym okiem. Myślę, że każdy z was znajdzie w tym zestawieniu coś dla siebie.
Horrory niezależne
Uczta (The Feast)
Zacznijmy od kina grozy dla cierpliwych i poszukujących wysmakowanych kadrów widzów. Debiut fabularny Lee Havena-Jonesa to walijski horror ekologiczny, którego akcja rozgrywa się na odizolowanej od cywilizacji posesji pewnej zamożnej czteroosobowej rodziny szykującej się do tytułowej uczty. Główną bohaterką filmu jest jednak ktoś spoza wspomnianej bogatej familii. To małomówna i tajemnicza pomoc domowa, Cadi (Annes Elwy). Zatrudniona przez panią domu Glendę (Nia Roberts) Cadi ma czas, aby podczas przygotowywania wieczerzy zapoznać się zarówno z posesją, jak również ze wszystkimi jej mieszkańcami. Zamożna rodzina nie wypada najlepiej podczas jej rekonesansu. To grupa egoistów, kłamców, narkomanów, zboczeńców, narcyzów i chciwców, a ich dom to ultranowoczesne dziwadło, w żaden sposób niepasujące do otaczającej go dzikiej, naturalnej przestrzeni. Uczta, którą pragnie wyprawić pan rodu, Gwyn (Julian Lewis Jones), okazuje się natomiast przykrywką dla kolejnych niekoniecznie uczciwych interesów. Debiut fabularny Lee Havena-Jonesa jest elegancki i makabryczny. Największą jego zaletą są rewelacyjne, minimalistyczne, zimne, ale równocześnie niebywale skuteczne zdjęcia Bjørna Ståle Bratberga oraz aktorstwo Annes Elwy, której Cadi jest zarówno pociągająca, jak i przerażająca. Uczta to udany horror o zemście, zemście Natury wobec chciwego i wiecznie nienasyconego człowieka.
Zasilanie (The Power)
Zasilanie to debiut fabularny Corinny Faith, który miałem przyjemność obejrzeć na ubiegłorocznym Octopusie. Opowiada o młodej pielęgniarce odbywającej pierwszy dzień stażu w jednym z większych szpitali w Londynie. To, co automatycznie zaciekawiło mnie w tym filmie, to przede wszystkim czas rozgrywania akcji, czyli rok 1974. W historii Wielkiej Brytanii to raczej dość niemiło wspominany okres, w którym strajki brytyjskich górników zmusiły zwykłych obywateli do życia dosłownie w ciemnościach. Ówczesny premier, Edward Heath, ograniczył bowiem konsumpcję energii elektrycznej w celu jej oszczędzania, co miało pomóc mu w walce z coraz bardziej zuchwałymi związkami zawodowymi. Wspomniane ograniczenia nie ominęły również szpitali. To właśnie w takich okolicznościach przychodzi młodej Val odbyć swoją pierwszą noc w roli pielęgniarki. Należy dodać, że nie czuje się z tym najlepiej, ponieważ cholernie boi się ciemności. Oglądając Zasilanie, otrzymacie zatem możliwość przespacerowania się i nieraz przebiegnięcia się mrocznymi, ciągnącymi się w nieskończoność szpitalnymi korytarzami, wsłuchacie się w fenomenalną ścieżkę dźwiękową Maxa de Wardenera i Elizabeth Bernholz (Gazelle Twin), a także będziecie mogli podziwiać popis gry aktorskiej Rose Williams. Zasilanie posiada swoją własną, oryginalną atmosferę i mówi o niezwykle ważnych sprawach, które niestety aktualne są również dziś. Nie będę zdradzał wam, o co tutaj chodzi, bo najlepiej samemu się o tym przekonać, ale napiszę tylko, że angielski tytuł filmu nie odnosi się wyłącznie do elektrycznego zasilania.
The Deep House
Czas na film w moim przekonaniu mniej udany od wyżej wymienionych, ale w pewnym sensie niezwykły. Chociaż The Deep House należy do podgatunku horrorów opowiadających o nawiedzonych domach, to wyróżnia go przede wszystkim fakt, że posesja zamieszkała przez duchy znajduje się w produkcji Alexandre’a Bustillo i Juliena Maury’ego pod wodą. Dostarcza to twórcom obrazu ogrom możliwości, które z jednej strony zostały tu sprytnie wykorzystane, a z drugiej kompletnie zaprzepaszczone. Zacznijmy od tych drugich. Największą bolączką The Deep House jest bowiem przewidywalność, bo wszystko, co mają nam do zaproponowania Bustillo i Maury, już widzieliśmy w setkach filmów o nawiedzonych chatach. Trudno jest też polubić głównych bohaterów The Deep House. To przecież znowu vlogerzy zafiksowani (głównie Ben) na punkcie liczby oglądających ich filmiki. Na uwagę z kolei zasługują przede wszystkim realistyczne, budujące podwodną, mistyczną atmosferę zdjęcia Jacques’a Ballarda i dbałość twórców o detale scenograficzne. Podsumowując, The Deep House to świetna koncepcja, klimatyczne wykonanie, ale znów stara i dobrze znana straszna historyjka. Mimo wszystko myślę, że warto spróbować się w ten film zanurzyć.
Horror w stylu retro
V/H/S/ 94
V/H/S/ 94 to seryjny found footage. Film, który pod względem jakości i pomysłowości zresetował serię V/H/S po kompletnie nieudanej części z dopiskiem Viral z 2014 roku. Obskurny, pomysłowy, podzielony na cztery dość równe historie różnych reżyserów obraz, który zabiera nas do lat 90. XX wieku i wygląda rzeczywiście tak, jakby ktoś odpalił nam dziwną, zapleśniałą, leżącą gdzieś w kącie strychu kasetę video. Jest naprawdę brutalnie, dynamicznie, szokująco, ale też zabawnie. Jeżeli ktoś z was nie zna serii V/H/S, to serdecznie ją polecam. Obrzydliwa przyjemność.
Censor
Censor Prano Bailey-Bond to film, który według mnie ma wszelkie predyspozycje, by stać się w przyszłości kultowym klasykiem. Równie dobrze mógłbym umieścić go w tym zestawieniu w sekcji horrorów niezależnych, ale ze względu na to, z jak niezwykłą dbałością i miłością przedstawia lata 80. XX wieku w Europie, uważam go przede wszystkim za film grozy w stylu retro. Censor jest produkcją zaangażowaną społeczno-politycznie, ale też zadaje doskonałe pytania na temat wpływu fikcyjnej przemocy w filmach na ich odbiorców. Perfekcyjnie zrealizowany, z mistrzowską rolą Niamh Algar i cudowną scenografią Pauliny Rzeszowskiej debiut Prano Bailey-Bond to jeden z najlepszych horrorów 2021 roku i jednocześnie najlepszy powód, aby śledzić poczynania tej obiecującej i mądrej twórczyni.