search
REKLAMA
Artykuł

Czy reboot SZCZĘK ma sens? Refleksje o serii po 45 latach od premiery thrillera doskonałego

Jakub Piwoński

8 sierpnia 2020

REKLAMA

Co się nie udało?

Pisząc o zaletach Szczęk, nie bez powodu skupiłem się tylko na pierwszej części serii. Uznając ją za arcydzieło, mam głębokie przekonanie, że ten film wypełniają zalety, czym w zupełnej opozycji do niego stoją kolejne odsłony. Jeśli więc miałbym najkrócej, jak tylko mogę, powiedzieć, co w serii Szczęki nie wyszło, odpowiedź brzmiałaby – sequele. Istny to popis partactwa i chybionych, kuriozalnych wręcz konceptów. Wbrew obiegowej opinii, jakoby część druga, tworzona jeszcze z Royem Scheiderem, przy zachowaniu oryginalnej lokacji i naturalnie kontynuująca wątki poprzedniej części, była częścią udaną, osobiście nie podzielam tych oszczędnych, niezasłużenie entuzjastycznych recenzji. Może dla wielu wydać się to zaskakujące, ale spośród trzech kontynuacji najbardziej podobała mi się część trzecia, rozgrywająca się w parku wodnym – co zresztą zasugerowałem wyżej.

Dziwne pomysły, jak wprowadzenie wybitnie nieefektownych efektów 3D, świadczą o tym, że sequele miały tylko jeden cel – odcinać kupony od sukcesu filmu Spielberga. Z punktu widzenia koncepcyjnego, jeśli miałbym uogólnić to, co uświadczymy w scenariuszach, rzekłbym, że problem serii Szczęki polega na tym, że próbuje przypasować się do formuły slashera, podczas gdy kompletnie do niej nie pasuje. Gdy Jason czy Michael Myers atakują w kolejnych, co rusz bardziej absurdalnych odcinkach swych cykli, widz wie, że tymi postaciami kieruje jakaś żądza zemsty, napędzająca ich kolejne wskrzeszenia. Natomiast, choćbyśmy bardzo się starali, nie da się tego rodzaju motywacji przypisać rybie. Nie da się i już. Już nawet jeden z bohaterów Szczęk 4 zwraca uwagę swej matce, że przecież to idiotyczne sądzić, że rekin chce się zemścić. Ano właśnie, jeśli więc w części pierwszej zginął pewien nad wyraz agresywny okaz tej ryby, to czy dalsze przypadki ataków powinno się interpretować jako akty odwetu brata, matki, dziadka, wujka, czy może bliźniaczo podobne przypadki wyjątkowo wielkiego apetytu rekina przejawiającego w stosunku do ludzi? A może mamy do czynienia z czymś w rodzaju pamięci lub solidarności gatunkowej? Jakkolwiek się na to patrzy – razi.

Czy reboot ma sens?

“Będziemy potrzebować większej łodzi” – rzekł bohater grany przez Roya Scheidera w momencie pierwszego naocznego zetknięcia się z morderczym żarłaczem białym. Czy da się to zdanie przerobić tak, by odpowiadało potrzebie nakręcenia kolejnej wersji Szczęk? Co w przypadku rebootu jest potrzebne? Większy budżet, dający na starcie lepsze możliwości realizacyjne? Być może, ale cała siła filmu z 1975 roku polegała na tym, że to, co nie zostało pokazane, skutecznie pobudzało wyobraźnię. To, co z kolei w filmie uświadczyliśmy, było najlepszym możliwym przykładem praktycznych efektów specjalnych. Jestem zdania, że pewnych rzeczy najzwyczajniej w świecie powtórzyć się nie da. Ewentualne nowe Szczęki nie będą tym samym, czym były w 1975 roku. Ale to jeszcze nie oznacza, że nie można pobawić się konwencją i umiejętnie, z szacunkiem, złożyć hołd temu dziełu dzisiaj za sprawą podjęcia się nowej adaptacji książki Benchleya. Można też opowiedzieć całkowicie nową historię, utrzymaną w podobnym klimacie i powtarzającą motyw morderczej ryby. Już w słynnej scenie monologu Quinta dowiadujemy się, jakie były pobudki jego zaciekłości względem drapieżnych ryb i myślę sobie, że pokazanie wspominanych wydarzeń na dużym ekranie byłoby co najmniej ciekawe. Do tego nie mniej charyzmatyczny co Scheider aktor, oszczędne efekty specjalne, by nie popełnić błędu efekciarskiej Piekielnej głębi, i mamy film, który może wywołać dreszczyk emocji. Obserwując wznowienia pokroju nowego Halloween, jestem zdania, że bez względu na to, jak bardzo wyświechtanym scenariuszem byśmy dysponowali, wprawna ręka reżysera obdarzonego konkretną wizją może dostarczyć widowni wiele dobrego, unikając przy tym wtórności i zachowując szacunek względem oryginału.

Nie zapominajmy, że Szczęki stanowią serię, a w tym wypadku jest jeszcze więcej do poprawy. Drogi są dwie: albo stworzy się ciągłość fabularną, ukazując ponownie losy jednej rodziny (dajmy na to Brodych) i ich kolejne konfrontacje z rekinami, albo w kilku filmach opowie się inne historie, które w jakiś sposób mogłyby się ze sobą spleść w finale. Trudnym do przeskoczenia problemem jest jednak fakt, iż martwy rekin nie może się mścić, wbrew temu, co sugerowały osławione kontynuacje. Niech to zatem będzie każdorazowo raczej konfrontacja z traumą, mierzenie się z wodnym lękiem niżeli sztuczne personifikowanie potwora, który jakimś trafem ubzdurał sobie, że państwo Brody smakują lepiej. Jeśli jeszcze udałoby się w ten projekt wpleść proekologiczne przesłania, odnoszące się do wyjątkowo złej kondycji oceanów, byłoby wybornie. Nowe, sensowne rozplanowanie Szczęk jako serii byłoby dla studia wyzwaniem. Ale nie mnie płacą za to, by głowić się, jak dodać jedno do drugiego, by wyglądało to lepiej niż w pierwotnej wersji. Nie mam jednak wątpliwości, że jest to możliwe.

Podsumowując ten przydługi wywód – seria Szczęki składa się z jednego arcydzieła, dwóch przeciętniaków i jednego totalnego knota. Z każdą kolejną odsłoną jakość serii spadała jak po równi pochyłej. Doskonałość umiejętnego operowania napięciem, będąca wyróżnikiem pierwszego filmu, została zastąpiona realizacyjnym partactwem i dalece chybionymi, naciąganymi pomysłami fabularnymi. Kino niejednokrotnie zdołało naprawić błędy poprzedników. Z „jedynką” nic nie może się równać, ale według mnie istnieje potencjał, by wejść w polemikę z rekinią serią. Trzeba byłoby to jednak zrobić z głową.

Jakub Piwoński

Jakub Piwoński

Kulturoznawca, pasjonat kultury popularnej, w szczególności filmów, seriali, gier komputerowych i komiksów. Lubi odlatywać w nieznane, fantastyczne rejony, za sprawą fascynacji science fiction. Zawodowo jednak częściej spogląda w przeszłość, dzięki pracy jako specjalista od promocji w muzeum, badający tajemnice początków kinematografii. Jego ulubiony film to "Matrix", bo łączy dwie dziedziny bliskie jego sercu – religię i sztuki walki.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA