search
REKLAMA
Artykuły o filmach, publicystyka filmowa

Czy FORMAT OBRAZU ma znaczenie?

Rafał Donica

29 września 2019

REKLAMA

Cieszę się więc jak mały chłopiec, gdy tylko w moje łapki trafi jakiś widowiskowy film kinowy zrealizowany w 1,85:1. Avatar Jamesa Camerona, oglądany właśnie w tym aspekcie, pozostaje dla mnie (nawet na domowym sprzęcie) najpiękniejszym wizualnie filmem ever, wciągającym w świat przedstawiony na niespotykanym wcześniej ani później poziomie! I pomijam tu zupełnie wersję 3D. Wykreowana przez Jamesa Camerona Pandora, ukazana w spektakularny sposób w formacie 1,78:1, tak zawładnęła umysłami i wyobraźnią niektórych widzów, że chodzili na seanse Avatara po kilkanaście razy, a niektórzy ponoć rozważali samobójstwo, bo nie chcieli już żyć na naszej zanieczyszczonej planecie, wierząc, że po śmierci być może trafią właśnie na cudownej urody Pandorę.

Pacific Rim (1,85:1), pierwsi Avengers (1,78:1) i Ant-Man (1,37:1) – te filmy robią po prostu monumentalne, spektakularne wrażenie; przestrzeń i wydarzenia w nich ukazane pochłaniają i zachwycają mnie na zupełnie innym wizualnie i merytorycznie poziomie niż każdy jeden film w tzw. pełnej panoramie (czyli 2,35:1), skażony kaszetami. Pomijając już nawet fakt, że druga część Pacific Rim, Ant-Man i Osa oraz kolejne Avengers są filmami po prostu słabszymi od pierwowzorów, z niezrozumiałych dla mnie powodów zostały nakręcone już w pełnej panoramie, przez co nie zdołały mnie już pochłonąć i wciągnąć w wir akcji tak, jak robiły to części pierwsze, wypełniające sobą ekran mojego telewizora po brzegi. Dostrzegam nawet powtarzający się od lat powyższy trend, ponieważ pierwsze części takich filmów jak Bad Boys, Gliniarz z Beverly Hills, Zabójcza broń, Nieśmiertelny, Terminator, Spider-Man (Sama Raimiego) czy Ace Ventura – zostały nakręcone w 1,85:1, podczas gdy ich sequele już w 2,35:1. Nie umiem za to wskazać żadnego przypadku odwrotnego, czyli przesiadki z 2,35:1 na 1,85:1 przy realizacji kolejnych części. Co właśnie udowodniłem? Chyba nic, ale dziwi mnie ta nagła i jak by nie patrzeć ryzykowna zmiana estetyki, czy raczej sposobu ukazywania filmowej rzeczywistości w obrębie jednego cyklu, którego pierwsza część okazała się sukcesem. I choć w niektórych przypadkach zmiana aspektu obrazu następowała wraz ze zmianą reżysera sequela, czyli co za tym szło – często całej stylistyki, sposobu oświetlania planu, pracy kamery (np. Tony Scott w Gliniarzu z Beverly Hills 2), tak już Bad Boys Baya, Zabójcze bronie Donnera czy wszystkie odsłony Spider-Mana Raimiego to przecież dzieła tego samego twórcy. Nie przychodzi mi do głowy żadne wytłumaczenie nagłej zmiany formatu filmu z części na część. Względy finansowe? Chyba raczej nie, choć może – nie znam się na tym kompletnie – kręcenie w 2,35:1 jest tańsze od 1,85:1? Wiecie coś na ten temat? Niektóre serie potrafią jednak zachować konsekwencję i spójność w formacie obrazu, przykładem najlepszym będzie saga Gwiezdne wojny, trylogia Matrix czy seria Rambo.

Zrealizowane w 16:9 Szeregowiec Ryan, Park Jurajski, Terminator czy choćby Ant-Man to pierwsze z brzegu przykłady filmów, które wciągają mnie w swój świat na zupełnie innym poziomie niż ich szersi koledzy. A już takie Drzewo życia, choć dość ciężkostrawne pod względem fabularnym i mocno chwilami przynudzające artyzmem, pod względem hipnotyzujących, niemal magicznych zdjęć pozostaje dla mnie jednym z najpiękniej sfilmowanych filmów wszech czasów (jedynie nominacja do Oscara za zdjęcia dla Lubezkiego to po prostu skandal!). Sfilmowany z perspektywy pierwszej osoby, przy użyciu szerokokątnych kamer Go-Pro Hardcore Henry też wygląda tak, jakby został skrojony pod format 16:9. A już Aquamana, nakręconego jakby na moje życzenie pod mój telewizor, od pierwszej do ostatniej minuty oglądałem z opadniętą z wrażenia szczęką (choć podobnie jak w Mrocznym rycerzu, o którym zaraz, kilka scen zostało nakręconych w tradycyjnej kinowej szerokiej panoramie). Rewelacyjne zdjęcia, piękne, kolorowe lokacje, niesamowite efekty specjalne, niespotykanie dynamiczna praca kamery, rozmach świata przedstawionego i wrażenie wielkiej przygody zostały podkreślone i wybrzmiały tym mocniej, dzięki właśnie aspektowi obrazu 1,85:1.

Rafał Donica

Rafał Donica

Od chwili obejrzenia "Łowcy androidów” pasjonat kina (uwielbia "Akirę”, "Drive”, "Ucieczkę z Nowego Jorku", "Północ, północny zachód", i niedocenioną "Nienawistną ósemkę”). Wielbiciel Szekspira, Lema i literatury rosyjskiej (Bułhakow, Tołstoj i Dostojewski ponad wszystko). Ukończył studia w Wyższej Szkole Dziennikarstwa im. Melchiora Wańkowicza w Warszawie na kierunku realizacji filmowo-telewizyjnej. Autor książki "Frankenstein 100 lat w kinie". Założyciel, i w latach 1999 – 2012 redaktor naczelny portalu FILM.ORG.PL. Współpracownik miesięczników CINEMA oraz FILM, publikował w Newsweek Polska, CKM i kwartalniku LŚNIENIE. Od 2016 roku zawodowo zajmuje się fotografią reportażową.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA