search
REKLAMA
Ranking

CO ZA NOGI! Dzień bez skarpetek w wydaniu filmowym

Jacek Lubiński

21 października 2017

REKLAMA

Marlena Dietrich

Legendarna niemiecka diva i mityczny Błękitny Anioł zrobiła ze swoich nóg wizytówkę godną jedynie jej specyficznego głosu. Oba te atuty na stałe zapisały się w historii właśnie dzięki roli Loli Loli w filmie Josefa von Sternberga i oba z gracją prezentowała także na scenie. I to właśnie tam, podczas swojego ostatniego publicznego występu, złamała jedną ze swoich boskich nóg. Jednak to, co zapisało się na zdjęciach i filmowej taśmie, pozostanie niezmiennie idealne, zakończone w dodatku stópkami o uroczo zgrabnym rozmiarze 37.

 

Rose McGowan

Z całego towarzystwa Róża ma zdecydowanie najmniejsze stopy, bo zaledwie wielkości 36. Nie przeszkodziło jej to jednak zawładnąć naszymi sercami w Planet Terror, gdzie najpierw z lubością owijała swe nogi wokół rury, a następnie doczepiła sobie w miejsce jednej z utraconych kończyn karabin M-47, na którym także potrafiła ładnie zatańczyć (no i zagrać – kulami ma się rozumieć). Zbędny talent numer dwa? Bynajmniej.

 

Sharon Stone

Chyba nie trzeba nic dodawać…

 

Sydney Tamiia Poitier

Nosząca buty w brytyjskim rozmiarze numer siedem córka legendarnego Sidneya miała to szczęście i zarazem niefart trafić na fetyszystę dolnych części ciała, Quentina Tarantino. W swoim Death Proof słynny reżyser z lubością eksponował jej ponętne nogi, ostatecznie w dość brutalny sposób odłączając jedną z nich od reszty ciała. Po tym… incydencie… Tami wielkiej kariery nie zrobiła, ale jedno jest pewne: wciąż jest zdrowa, a widok jej nóg to prawdziwa radość dla gałek ocznych.

 

Bonus:

Tanya Peters

Czyli najdłuższa, najbardziej emocjonująca para odnóży, częściowo należących do Anny Nicole Smith.

korekta: Kornelia Farynowska

Avatar

Jacek Lubiński

KINO - potężne narzędzie, które pochłaniam, jem, żrę, delektuję się. Często skuszając się jeno tymi najulubieńszymi, których wszystkich wymienić nie sposób, a czasem dosłownie wszystkim. W kinie szukam przede wszystkim magii i "tego czegoś", co pozwala zapomnieć o sobie samym i szarej codzienności, a jednocześnie wyczula na pewne sprawy nas otaczające. Bo jeśli w kinie nie ma emocji, to nie ma w nim miejsca dla człowieka - zostaje półprodukt, który pożera się wraz z popcornem, a potem wydala równie gładko. Dlatego też najbardziej cenię twórców, którzy potrafią zawrzeć w swym dziele kawałek serca i pasji - takich, dla których robienie filmów to nie jest zwykły zawód, a niezwykła przygoda, która znosi wszelkie bariery, odkrywa kolejne lądy i poszerza horyzonty, dając upust wyobraźni.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA