Wracając do tytułowego garbu, wygląda na to, że lepiej, gdyby Quasimodo miał w nim watolinę niż kostną tkankę. Sorry, wszyscy garbaci aktorzy-naturszczycy i cudem wykształceni pionierzy zgarbionego aktorstwa. Nie zagracie garbusa z Notre Dame. Niepełnosprawni są właśnie jak ten garb ciążący na marketingowych analizach specjalistów od reklam superprodukcji. Coś z nimi trzeba zrobić, ale nie na zbyt dużą skalę, bo niby ludzie się wystraszą, mimo że, o dziwo, przyjmują z entuzjazmem telewizyjne role np. głuchych lub sparaliżowanych aktorów, czy też takich dziennikarzy. Najwidoczniej nie dojrzeliśmy, żeby dostrzegać piękno w niedoskonałości, bo nie znamy lub nie przywykliśmy do tego kanonu. Jeśli niepełnosprawny aktor nie zyskał wpierw sławnego nazwiska (np. wyjątkowy jako Tyrion Lannister Peter Dinklage), jest zwykłym dziwolągiem w objazdowym cyrku nazywanym kinem. Należy go grzecznie TOLEROWAĆ i od czasu do czasu PODGLĄDAĆ.
Z punktu widzenia filozoficzno-socjologicznego sytuacja niepełnosprawnych aktorów na rynku filmowym wygląda mi na traktowanie ich ułomności jako tzw. tolerowanego przewinienia, co jest charakterystyczne dla KONFORMIZMU KULTUROWEGO naszego kapitalistycznego świata. Jego korzenie spoczywają głęboko w chrześcijaństwie, które zaadaptowało do swojego rytu wiele pogańskich rytuałów. Z jednej strony więc odkupienie, a z drugiej naturalna i brutalna selekcja najsilniejszych. W sensie najpierwotniejszym niepełnosprawny aktor jako niepełnosprawny człowiek zawsze będzie winny niedostosowania formy swojego cielesnego jestestwa do bożego projektu. Jego personalną winę bierze na swoje barki społeczność i zamyka w przekazywanej z pokolenia na pokolenie symbolicznej podświadomości wspólnoty. Z drugiej strony przez tyle lat rozwoju humanistycznych wartości nieco dorośliśmy do akceptacji różnych odmian kalectwa. Kulturowy konformizm polega więc teraz na podporządkowaniu się owym zmianom, jednak bez głęboko umotywowanej odwagi i chęci, by faktycznie coś konkretnego i rewolucyjnego zrobić. To tak, jakby przyznawać, że za rządów króla Belgii Leopolda II Koburga zmarło około 10 mln Kongijczyków i jednocześnie wciąż utrzymywać jego pomniki, albo dawać ONZ Pokojową Nagrodę Nobla, wiedząc, ilu cywili każdego dnia zostaje bestialsko zgładzonych.
Na tym polega KULTUROWY KONFORMIZM, który w połączeniu z rozwijającą się od XX wieku KULTURĄ PODGLĄDACZY wpływa na taką, a nie inną sytuację niepełnosprawnych aktorów. Tak, tak, osoby bez nogi, bez ręki, opóźnieni w rozwoju, zdeformowani, karły, garbaci – na nich lubimy patrzeć i podświadomie cieszyć się, że ani my, ani nikt z naszych bliskich taki nie jest. Kalecy wciąż są atrakcją, chociaż kto ma odwagę ich tak nazwać – chyba tylko Tod Browning w Dziwolągach, stąd taki sprzeciw wobec tego filmu. Kinematografia jest jedynie efektownym odpryskiem tych socjokulturowych procesów. Składa ku naszej voyerystycznej uciesze wymyślone historie z ruchomych obrazów, które niby są fikcją, a przecież wynikają z tego, jaki kształt ma nasze realne myślenie, zarówno to twórcze, jak i odbiorcze.