GRAWITACJA – science fiction czy dramat? 5 lat dylematu
W tym roku mija pięć lat od czasu, gdy po raz ostatni opadła mi szczęka w kinie. Tyle czasu minęło od premiery Grawitacji Alfonso Cuaróna, czyli filmu, który oczarował mnie dogłębnie swą wizualną wirtuozerią. Czym jednak ten film jest naprawdę? O czym opowiada? Postaram się sięgnąć sedna, odpowiadając zarazem na najważniejsze pytanie związane z widowiskiem z 2013, tyczące się jego przynależności gatunkowej.
Grawitacja zachwyciła zresztą nie tylko mnie. Oscarowa kapituła chciała nagrodzić dzieło w kilku znaczących kategoriach, w tym tej najważniejszej, za najlepszy film. Pamiętam dokładnie, że pojawiła się wówczas w mediach sugestia, jakoby Grawitacja miała wyjątkowo realne szanse do stania się pierwszym filmem science fiction w historii nagród triumfującym w nadrzędnej kategorii. Tak się jednak nie stało, gdyż, jak pamiętamy, twórcy filmu musieli uznać wyższość Zniewolonego.
SF czy dramat?
Pytanie, jakie nie przestaje zaprzątać zarówno mojej głowy, jak i wielu innych osób, a które stało się przyczynkiem do napisania tej analizy, brzmi: czy gdyby Grawitacja wygrała w tamtym czasie, to faktycznie można by określać ją mianem filmu SF przełamującego niekorzystny impas gatunkowy? Zasadniczo nie jest bowiem do końca jasne po dziś dzień, czy w przypadku tego filmu mamy do czynienia z science fiction czy ze zwykłym dramatem lub filmem przygodowym osadzonym w kosmosie. Kontrowersje związane z klasyfikacją dzieła Cuaróna wciąż są obecne, ponieważ, mam wrażenie, nikt nie postarał się wcześniej, by jednoznacznie umiejscowić Grawitację po jednej ze stron.
Rozczaruję was. Ja także tego nie zrobię. Moim celem jest jednak zmierzenie się z tematem najlepiej, jak potrafię, oddając szacunek zarówno gatunkowej czystości, której jestem orędownikiem, jak i ogólnemu wrażeniu, jakie film budzi nie tylko podczas seansu, ale przede wszystkim po nim. Wnioski, do jakich doszedłem, zaskoczyły mnie samego.
Próbując rzetelnie rozpatrzyć dylemat gatunkowej przynależności Grawitacji, należy przede wszystkim spojrzeć na definicję samego science fiction, by raz jeszcze zrozumieć jego wyjątkowość. Nadrzędnym zadaniem SF, podgatunku szeroko pojętej fantastyki, jest antycypacja. Fabuły osnute są zatem wokół przewidywanych osiągnięć na polu naukowym i technologicznym. Owe przewidywania mają jednocześnie prowadzić do ukazania niepodważalnego wpływu, jaki nauka i technologia będą miały na społeczeństwo i kulturę, generując liczne zmiany w ich obrębie. Wizje rozwoju ludzkości nie bez powodu obejmują zatem kosmos – to właśnie ten obszar przypomina o nieustannej potrzebie człowieka do ekspansji i poszerzania granic, nawiązującej do tradycji wielkich odkryć geograficznych.
Idąc śladem definicji, warto zadać sobie zatem pytanie: czy science fiction zawsze ma na celu pokazywanie jutra, a więc nie tyczy się dnia dzisiejszego? Otóż nie jest tak, że SF to wyłącznie branie na warsztat przyszłości. Inwazja kosmitów może dokonać się przecież w każdej chwili. Atomowa bomba także istnieje naprawdę, a to ona może doprowadzić do katastrofalnych konsekwencji, nakreślonych – w sposób hipotetyczny – w fantastyce postapokaliptycznej. Poza tym istnieją odmiany science fiction, które świadomie lokują akcję w przeszłości, jak chociażby steampunk. Dlatego nie – mówienie, że Grawitacja nie jest science fiction tylko dlatego, że pokazuje aktualne możliwości technologiczne, jest nieścisłe.
Podobne wpisy
Podobne dylematy budzi film z 1977 pt. Koziorożec jeden, który opowiada o spreparowanym lądowaniu na Marsie. Wizja ta opiera się w pełni na technologii zgodnej z czasem kręcenia filmu. Przeciwnicy kategoryzacji Grawitacji jako SF zwykli jednak porównywać film Cuaróna do innych dzieł. Często stawiane są bowiem znaki równości między Grawitacją a Apollo 13, co logicznie odsyła nas też do niedawnej kinowej nowości – Pierwszego człowieka. Między tymi filmami istnieje jednak zasadnicza różnica, polegająca na tym, że tak jak fabuła dzieła Cuaróna przedstawia od początku do końca fikcyjną sytuację, tak dwa pozostałe filmy oparte są na faktach.
Choć w tym wypadku jest to argument przemawiający za przynależnością Grawitacji do SF, nie jestem jednak pewien, czy jest to argument wystarczający. Bo przecież to, że historia jest fikcyjna, nie znaczy, że należy w jej wypadku tłumaczyć angielską nazwę gatunku w sposób dosłowny, określając ją mianem fikcji z nauką w tle. Wątpliwości rozwiał swego czasu sam Cuarón, który przyznał, że tworząc Grawitację, w ogóle nie myślał o tym, że tworzy SF. Jego celem było jak najlepsze zaprezentowanie emocjonującego dramatu osadzonego w kosmosie. Dlatego z punktu widzenia suchych zasad gatunku i jego tradycji nie ma czytelnego, jednoznacznego powodu, by o Grawitacji mówić jako o SF. Samo ulokowanie fikcyjnej akcji w kosmosie jeszcze nie przemawia za tym, by postawić dzieło w tym samym rzędzie co Star Treka i Obcego – 8. pasażera Nostromo.