AKTORZY, którzy zbudowali swoje KARIERY na filmach SCIENCE FICTION
Gal Gadot
Podobne wpisy
Skoro pojawił się Chris Pine, powinna znaleźć się tu również Gal Gadot. W jej przypadku szufladka z podpisem Diana Prince (Wonder Woman) otworzyła się szeroko. Na razie niech tego nie żałuje, gdyż nareszcie w jej karierze pojawiła się szansa zagrania kultowej bohaterki. Fani Marvela się pewnie obruszą, że przecież to uniwersum DC, radzące sobie znacznie gorzej na rynku, co muszę też przyznać z bólem. Postać Wonder Woman jest dla nich jednak światełkiem w tunelu. Tak mało jest emblematycznych kobiet-superbohaterek. Nawet jeśli jakaś się pojawia, to nie stanowi charakterologiczne (np. Kapitan Marvel czy Jean Grey) konkurencji dla męskich postaci. Scenariusze do filmów są pisane tak, że to superbohaterowie są zawsze tymi najpotężniejszymi i na nich opierają się historie ratowania świata. Film Wonder Woman przełamał ten schemat, a Gal Gadot stała się dla kobiet szansą na zagarnięcie chociaż części zainteresowania widzów. Ich po prostu trzeba przyzwyczaić do inaczej zbudowanych płciowo akcentów w superbohaterskim kinie science fiction. Tak, wiem, że Wonder Woman to bardziej produkcja fantasy, ale Liga sprawiedliwości przesuwa się w stronę sci-fi, a tam Gal Gadot również odgrywa ważną rolę.Tak więc filarem jej kariery jest postać Wonder Woman.
Bonus
Mark Hamill
Dlatego bonus, ponieważ kłótnie na ten temat będą trwały pewnie w nieskończoność. Mark Hamill jest w tym zestawieniu ze względu na moją definicję sagi Star Wars jako soft sci-fi. Jest to film wybitnie synkretyczny, ale wciąż zawierający na tyle dużo elementów fantastycznonaukowych, że nie mogę go uczciwie nazwać filmem fantasy. Wracając do Hamilla, nigdy nie postrzegałem go jako wybitnie zdolnego aktora. W sadze George’a Lucasa sprawdził się o tyle, że odegrał napisaną interesująco postać. Sam zaś z siebie nie dał zbyt wiele dramatycznych trików, żeby uwieść widza. Nas, miłośników starych przygód Jedi i Sithów, rozkochała w sobie sama historia, charakterne mięso bohaterów oraz Darth Vader i Han Solo, ale o Fordzie za chwilę. Hamill pozostał na zawsze Skywalkerem. Zbudował filar swojej kariery, ale fasady już nie dokończył. Współczesny jego powrót do uniwersum Star Wars jest ważny z aktorskiego punktu widzenia, zwłaszcza że widać o wiele lepszy warsztat niż kiedyś, ale to o wiele za późno, żeby ową fasadę dokończyć. To raczej odświeżanie niegdyś zbudowanych na soft sci-fi zagrzybionych fundamentów.
Harrison Ford
Drugim bonusem jest Ford, i to nie tylko ze względu na Gwiezdne Wojny. Co do niego sam mam wątpliwości, czy faktycznie zbudował swoją karierę na filmach science fiction. Spójrzmy na daty. Może wtedy lepiej zrozumiecie, czemu mam zastrzeżenia. W Gwiezdnych Wojnach, co do których wielu ma wątpliwości, czy należą do gatunku (ja też klasyfikuję je nieco inaczej), zagrał po raz pierwszy w 1977 roku. Potem, w 1980, przyszedł czas na Imperium kontratakuje. Te dwa filmy zapewniły mu milionowe rzesze fanów kosmicznych oper, ale już rok później pojawił się w roli kolejnej, kultowej do dzisiaj postaci – Indiany Jonesa w Poszukiwaczach zaginionej arki. Aż wreszcie przyszedł czas na rok 1982 i kreację w Łowcy androidów. Z jednej więc strony Harrison Ford zbudował swoją karierę na science fiction łamanym przez fantasy, a z drugiej stał się ikoną kina Nowej Przygody. Trudno więc jednoznacznie ocenić, czy w jego przypadku fantastyka naukowa w sposób kluczowy wpłynęła na jakość kariery. A wy co sądzicie? Dodalibyście jeszcze jakichś aktorów do zestawienia?