search
REKLAMA
Zestawienie

Aktorskie MUZY słynnych REŻYSERÓW

Karolina Michalska

22 listopada 2020

REKLAMA

Klaus Kinski i Werner Herzog

W końcu pojawia się relacja w, której muzą nie jest kobieta, ale mężczyzna. Stało się tak w zawodowej relacji łączącej Herzoga z genialnym aktorem Klausem Kinskim. Ich współpraca owocująca takimi dziełami jak chociażby Fitzcarraldo czy Aguirre, gniew boży pełna była konfliktów i emocji. I chociaż niewątpliwie łączyła ich przyjaźń, to ekscentryczny, wybuchowy, egoistyczny, znający swą wartość i nieszanujący nikogo Kinski z pewnością niejeden raz dał się Herzogowi we znaki. A przypomnę, że oprócz tego, że razem współpracowali (co przez charakter Kinskiego było wyjątkowo trudne nie tylko dla Herzoga, ale i całej ekipy filmowej), to również mieszkali razem, co zapadło Herzogowi w pamięci na długo. Kinski był bowiem z jednej strony geniuszem, a z drugiej szaleńcem. Jednego dnia godzinami ćwiczył dykcję, przygotowując się do roli, kolejnego natomiast zdemolował mieszkanie w ataku furii, po to tylko, aby dzień później znowu być potulnym jak baranek. Kinski na planie zachowywał się niczym diva. Podczas kręcenia jednego z filmów miał wszystkim za złe, że w dżungli pada deszcz, a on nie dostał hotelu. Kolejnym problemem we współpracy Herzoga z Kinskim był fakt, że aktor po pierwsze zawsze chciał być w centrum uwagi, po drugie nie liczył się ze zdaniem innych, nawet z uwagami samego reżysera, zarzucając mu manię wielkości. Ale Herzog znał Kinskiego już na tyle dobrze, że wiedział, jakie sztuczki manipulacyjne stosuje i jak się im nie dać. I chociaż ekipa filmowa miała go za szaleńca, a pracujący przy filmie Indianie nawet zaproponowali Herzogowi, że mogą go zabić, to Herzog mimo wszelkich trudności i konfliktów uważał Kinskiego za swojego bliskiego przyjaciela i wybitnego aktora, z którym niejednokrotnie nawiązał współpracę – a ich wynikiem za każdym razem był wybitny film. Oglądając filmy Herzoga z udziałem Kinskiego, dziś możemy podziękować reżyserowi za jego anielską cierpliwość.

Grażyna Błęcka-Kolska i Jan Jakub Kolski

Przenieśmy się teraz do Polski i skupmy uwagę na doskonałym twórcy filmowym, jakim bez wątpienia jest Jan Jakub Kolski. Kino tego utalentowanego reżysera znane jest chyba każdemu. Stworzył on niemal baśniowe i poetyckie filmy, takie jak chociażby Grający z talerza, Pogrzeb kartofla, Jańcio Wodnik czy Jasminum, skupiające się wokół polskiej malowniczej wsi i przepełnione realizmem magicznym. Bohaterami są często ludzie dotknięci różnymi schorzeniami czy wyrzutki społeczne. Chociaż zarzucano mu długo, że wciąż kręci jeden i ten sam film, to widzowie i tak pokochali produkcje Kolskiego i pokochali jego magiczny świat. Docenili go zresztą nie tylko widzowie, ale i krytycy, a Kolski doczekał się licznych nagród, między innymi Złotych Lwów na festiwalu w Gdyni czy też Nagrody Kulturalnej Śląska oraz Nagrody Wielkiego FeFe. Ale Jańcioland, bo tak zaczęto nazywać świat wykreowany w filmach Kolskiego, nie byłby pełen, gdyby nie obsadzona w większości filmów aktorka, prywatnie żona reżysera – Grażyna Błęcka-Kolska. Wystąpiła ona w większości filmów Jana, kreując w jego świecie tak niezapomniane role, jak Weronka z Jańcia Wodnika, Lena z Magneto czy Maria z Pornografii.

Ale i tutaj, niestety, nie mamy do czynienia z relacją idealną. Liczne zdrady Kolskiego doprowadziły jego żonę i muzę do załamania nerwowego. Konflikt przypieczętował nowy związek reżysera z o wiele młodszą kobietą, a finalnie – rozwód pary. I to zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Śmierć ich ukochanej córki (w wyniku wypadku samochodowego, który spowodowała kierująca pojazdem Grażyna, niestety) tylko pogłębiła tę przepaść na kilka kolejnych lat. Ich drogi zeszły się ponownie dopiero przy okazji dzieła reżysera o wiele mówiącym tytule Pojednanie. Obecnie również razem pracują,­ tym razem na planie filmu Republika Dzieci.

Toshiro Mifune i Akira Kurosawa

Mifune i Kurosawa zrealizowali wspólnie szesnaście (!) filmów – z czego większość to absolutne klasyki kina światowego, począwszy od doskonałego kryminału noir Pijany Anioł, aż po Rudobrodego. Panowie świetnie się uzupełniali, a sam Kurosawa pisał role specjalnie skrojone pod swojego ulubionego aktora – którym był zresztą niesłychanie zafascynowany. Słusznie zauważył, że Mifune ma w sobie coś z chuligana i zawadiaki, co w połączeniu ze specyfiką, szorstkością gry i niebywałym talentem czyniło z niego doskonały materiał dla genialnego reżysera i scenarzysty.

Oczywiście (jak zwykle w takich przypadkach bywa) na planie dochodziło nieraz do poważnych scysji – z jednej strony przez perfekcjonizm i szalone pomysły Akiry Kurosawy (przykład poniżej tekstu, SPOILER*), a z drugiej przez krnąbrność i trudny charakter jego gwiazdy. Toshiro nie wylewał przy tym za kołnierz – a dokładniej uwielbiał tęgo sobie popić – kontemplując przy okazji w tym samym czasie dwie inne swoje pasje, czyli miłość do samochodów i rozrób). Niestety dokładniej, czy wręcz bardziej pikantnie, o samej relacji Cesarza z Wilkiem trudno pisać. Artyści bardzo pilnowali swojej prywatności, zresztą w ówczesnej Japonii prasa filmowa daleka była od współczesnych standardów portali plotkarskich. Niemniej wieloletnia przyjaźń i współpraca obu panów nie zakończyła się (początkowo) w sympatycznych warunkach. Dlaczego?

Toshiro (nie bez racji zresztą) oskarżał mentora o problemy finansowe swojej własnej firmy Mifune Productions. Przedłużająca się realizacja Rudobrodego, kolejne dokrętki (trwające zresztą dwa lata) i zmiany scenariusza, jakich nieustannie dokonywał reżyser, sprawiły, że aktor – którego stała obecność na planie była niezbędna – zaniedbał swoje obowiązki wobec własnego biznesu, narażając go tym samym na pokaźne straty finansowe, z którymi nigdy do końca się nie uporał. Prawdą jest w istocie, iż zakończenie ich wieloletniej i owocnej współpracy przy okazji ostatniego klapsu do Rudobrodego w roku 1966 stało się również rozpoczęciem trudnych i dość mrocznych czasów w życiu obu panów – de facto była również zakończeniem kariery samego Toshiro (zagrał później stosunkowo niewiele). Sam Kurosawa zresztą popadł wkrótce potem w ogromną depresję, zakończoną nawet próbą samobójczą.

* SPOILER: Słynna scena z Tronu We Krwi, gdy Washizu zabity zostaje przez własnych żołnierzy setkami strzał w jednej z końcowych scen, była kręcona… dość nieostrożnie. Kurosawa zażyczył sobie, by w Mifune strzelano z prawdziwych łuków (a strzały wystrzelone były przez nieprofesjonalnych łuczników) i celowano tuż obok aktora. Toshiro musiał więc FAKTYCZNIE unikać strzał w trakcie kręcenia. Stres odbijał sobie upijaniem się co wieczór po skończonych zdjęciach.

Avatar

Karolina Michalska

Absolwentka Filologii Polskiej ze specjalizacją Filmoznawstwo i Teatrologia. Kocha zwierzęta i podróże - ale przede wszystkim nietuzinkowe kino z wszelkich (nawet tych najbardziej abstrakcyjnych) stron świata. Święta Filmowa Trójca: Pasolini, Bałabanow, Kubrick.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA