ŚWIETNE FILMY, które trudno POLUBIĆ
Niewątpliwie zdaję sobie sprawę, że znakomita większość wymienionych poniżej filmów jest, przynajmniej pod względem rzemieślniczym, pierwszorzędna. Jeśli chodzi o tzw. artyzm, zawsze można mieć subiektywne zdanie. Natomiast z tym lubieniem to jeszcze inna sprawa, gdyż nie tylko o technikalia oraz sztukę chodzi. Do POLUBIENIA jest potrzebne wzajemne odpowiednie zestrojenie tych elementów, jak również temat, który widzowi przypadnie do gustu, poruszy go emocjonalnie lub pokryje się z jego zainteresowaniami. Sporo więc musi się stać i zgrać, żeby świetny film był równocześnie filmem lubianym. Ale czy to coś zmienia, jeśli będzie świetny, a nie lubiany? Poniżej kilka tytułów, którą są świetne pod tym czy innym względem, ale jakoś nie umiem ich polubić.
Chłopcy z ferajny (1990), reż. Martin Scorsese
Podobne wpisy
Nigdy nie przepadałem za filmami o mafii. Nie widziałem w nich żadnej wartości poznawczej ani rozrywkowej. Inaczej było natomiast z dokumentami traktującymi o niej. Z nich przynajmniej można było się czegoś rzeczywistego nauczyć. Chłopcy z ferajny są jednak wyjątkiem. To świetnie skonstruowany i opowiedziany film o ludziach, z mafią w tle – tak go zawsze odbierałem. Gdyby był o samej mafii, zapewne bym się nim szybko znudził i porzucił jak np. Ojca chrzestnego. Na szczęście Martin Scorsese umiał zbliżyć bohaterów do widza, a przez to nadać im plastyczny rys ludzi, którymi my również, przy sprzyjających wiatrach, moglibyśmy się stać. Świetnie został także rozegrany suspens. Obok Chłopców z ferajny nie można przejść obojętnie, chociaż nie da się ich polubić, bo takich wykolejeńców jak oni mało jest na świecie.
Srpski film (2010), reż. Srdjan Spasojević
Jestem przekonany, że gdybym miał wymyślić jakąś zemstę na swoim wrogu, w którym tli się jeszcze coś z człowieka, poleciłbym mu seans filmu Spasojevića. Niech ogląda i płacze. Niech czuje w swoim ciele tak namacalnie i plastycznie zaprezentowany analny gwałt. Osobiście musiałem ten film obejrzeć, żeby samemu się sprawdzić. Dowiedziałem się, gdzie leżą moje granice, i w pewnym sensie się uspokoiłem. Tak, Srpski film jest czymś w rodzaju testu na dewiację, bardzo osobistego i do użycia wyłącznie w zaciszu własnego umysłu. Świetność tej produkcji polega m.in. na wyśmienitych zdjęciach, montażu i grze aktorskiej. Genialność zaś zawiera się w odwadze twórców, żeby opowiedzieć widzowi najdosadniej jak się da, na czym polega cierpienie doznawane przez zgwałcone kobiety i dzieci.
Nieodwracalne (2002), reż. Gaspar Noé
Niektórzy zadają całkiem zasadne pytanie, po co został nakręcony ten film. Oprócz przemocy nie ma przecież w nim nic, a sama prezentacja bólu, gwałtu i masakrowania ciała innego człowieka nie przedstawia żadnych wartości. Faktycznie, może tak się wydawać, ale gdy głębiej się zastanowimy nad sensem przekazu reżysera, może zrozumiemy, że Nieodwracalne jest produkcją o nieuniknioności, a to abstrakcyjne pojęcie jest dla niektórych ludzi problemem do zrozumienia i zaakceptowania. Nie chodzi przy tym o takie nieuniknione rzeczy jak upływ czasu czy też śmierć, lecz o nieuniknioność wypadków, w które wchodzi człowiek za pomocą zemsty. Dziesięć razy więc zastanówmy się, nim będziemy chcieli się na kimś zemścić. Pod względem prezentacji nieodwracalnych konsekwencji film Gaspara Noégo jest świetny, natomiast zupełnie obrzydliwy, gdy idzie o estetykę. Nie da się jej polubić.
Tron we krwi (1957), reż. Akira Kurosawa
A wszystko przez Makbeta, jeden z moich ulubionych dramatów Szekspira. Tron we krwi jest jego przepoczwarzeniem na modłę dalekowschodnią ze wszystkim, co japoński film w stylu Kurosawy za sobą niesie. Przyznam się, że trafia do mnie jedynie wersja europejska, z określonym rytmem, mięsista, chociaż w niektórych miejscach nazbyt rozpoetyzowana. Doceniam autorskość Tronu we krwi, a kreację Toshirô Mifune uznaję za genialną, nie tylko na tle specyficznie grających japońskich aktorów. Całość filmu, zwłaszcza że mam w pamięci tekst Szekspira, nie przekonuje mnie. Nie doświadczam emocji, które są niewątpliwie obecne w tekście dramatu czy chociażby w wersji filmowej Justina Kurzela.