search
REKLAMA
Zestawienie

Ach ŚPIJ, kochanie. Filmy IDEALNE na BEZSENNOŚĆ

Odys Korczyński

13 stycznia 2020

REKLAMA

Nieustające wakacje (1980), reż. Jim Jarmusch

Gdyby Nieustające wakacje trwały dwie godziny, byłyby nie do zniesienia, nawet jako środek usypiający. A tak można znieść te 75 minut niemal fenomenologicznej analizy bezczynności głównego bohatera (Chris Parker jako Allie), a może zaawansowanej socjopatii? Jarmuschowi udało się stworzyć niepowtarzalny klimat fabularnej stagnacji – młody człowiek żyje bez żadnej motywacji, celu, pracy, domu, zawodu, ambicji. Ciągle gdzieś chodzi niemal jak założyciel perypatetyckiej szkoły dla młodocianych anarchistów. Czasem coś zje, potańczy, kogoś odwiedzi, pomaluje coś na murze odrapanej kamienicy. Ciekawe z czego żyje? Zapewne z jakiegoś zasiłku, a może jest zbuntowanym rentierem? Kto wie, co reżyser miał skrycie na myśli.

Nie dość, że ślimaczy się akcja całego filmu, to jeszcze Allie mówi, jakby był pod wpływem środków psychoaktywnych. Faktycznie przeżywa swoje osobiste, nieustające wakacje. Niekiedy ma się wrażenie, że nie do końca jest realny. Przypomina nieco zabłąkanego ducha, a snuje się po świecie jedynie po to, żeby ludzie go spotykający uświadomili sobie bezsens ich biednego życia na społecznych nizinach. Temat wydaje się ciekawy i z antyestablishmentowym potencjałem na poruszającą historię. Artyzm jednak zdominował Jarmuschowską wizję. Poszedł tak daleko, że ogołocił film z wszelkich emocji. Odseparował widza od bohaterów, podobnie zresztą jak oni wewnętrznie są odseparowani od realnie funkcjonującego świata. Rozumiem zabieg formalny i eksperyment reżysera, ale do mnie nie może przemówić. Co najwyżej zapewnić ogromną dawkę znużenia, a od niego już tylko mały krok do zaśnięcia.

Śmierć w Wenecji (1971), reż. Luchino Visconti

Zacznijmy od tego nieszczęsnego Gustava Mahlera, czyli idealnego podkładu do chlastania się dla wszelkiej maści dekadentów, egzystencjalistów i romantyków drugiej połowy XX wieku – wtedy intelektualiści-pozerzy zauważyli, że mogą się chwalić jego znajomością. Może gdyby w swoim życiu mniej dyrygował do Wagnera, sam lepiej i mniej patetycznie by komponował. Dla Śmierci w Wenecji ma on jednak niebagatelne znacznie. Stanowi opokę dla turpizmu i dekadencji czającej się w każdym zakamarku umierającego miasta, jak również w znękanym życiem sercu głównego bohatera (Dirk Bogarte jako Gustav von Aschenbach), cierpiącego na werterowską chorobę niemożliwej do zaspokojenia miłości – czyli inaczej mówiąc, fascynację starego i samotnego geja młodym chłopakiem, nastolatkiem, efebem, niedostępnym i wyrachowanym kusicielem w marynarskim kubraczku. Ociera się to już o pedofilię, lecz takie różnice wieku między kochankami nie były przecież obce samemu Viscontiemu.

Co jest w tym przypadku eliksirem nasennym? Nie mam pojęcia, ile czasu Tomasz Mann spędził na obserwacji Władzia, ale Aschenbach spędza go naprawdę sporo w filmie, z tym że podgląda Tadzia (Björn Andrésen). Na dodatek jeszcze sporo myśli, co kamera chce za wszelką cenę pokazać poprzez centralne kadry, długie ujęcia i zbliżenia. W tle słychać jątrzącą duszę muzykę Mahlera (pierwowzór głównego bohatera), przez co cały klimat staje się wyjątkowo sentymentalny, schyłkowy i depresyjny. Co jakiś czas pojawiają się reminiscencje z przeszłości kompozytora Gustava z wyjątkowo jak na cały film intensywnymi dialogami filozoficznymi z zakresu egzystencjalizmu. Tak naprawdę w całym filmie są to jedyne mające sens rozmowy. Reszta wygłaszanych przez bohaterów kwestii mogłaby nie istnieć, jest tak przyziemna i nic niemówiąca. Najbardziej liczy się krążący za Tadziem po plaży i hotelu Aschenbach. Wraz z nim i Mahlerem zmierzam do końca filmu, nieuniknionego jak śmierć w Wenecji i sen z jej powodu.

Odys Korczyński

Odys Korczyński

Filozof, zwolennik teorii ćwiczeń Petera Sloterdijka, neomarksizmu Slavoja Žižka, krytyki psychoanalizy Jacquesa Lacana, operator DTP, fotograf, retuszer i redaktor związany z małopolskim rynkiem wydawniczym oraz drukarskim. Od lat pasjonuje się grami komputerowymi, w szczególności produkcjami RPG, filmem, medycyną, religioznawstwem, psychoanalizą, sztuczną inteligencją, fizyką, bioetyką, kulturystyką, a także mediami audiowizualnymi. Opowiadanie o filmie uznaje za środek i pretekst do mówienia o kulturze człowieka w ogóle, której kinematografia jest jednym z wielu odprysków. Mieszka w Krakowie.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA