7 adaptacji komiksów MARVELA, o których NIE MIELIŚCIE POJĘCIA
Dziś niemal każda ekranizacja komiksów Marvela generuje miliony dolarów. Każdego roku zasypywani jesteśmy kolejnymi adaptacjami filmowymi i poznajemy coraz to nowszych bohaterów. Mało kto jednak pamięta, że Marvel pragnął zbudować swego rodzaju uniwersum superbohaterskie już pod koniec lat 70. XX wieku. Większości produkcji bliżej jednak do filmów klasy B aniżeli wielomilionowych, hollywoodzkich produkcji.
Spider-Man (1977)
Niestety lata 70. XX wieku wcale nie były pomyślne dla Marvel Comics, na którego czele nie stał już człowiek legenda, czyli Stan Lee. Nic więc dziwnego, że osoby odpowiedzialne za prowadzenie firmy wpadły na genialny pomysł połączenia sił ze stacją CBS, by stworzyć w 1977 roku odcinek pełnometrażowy z pajączkiem w roli głównej. W praktyce miał on także służyć za pilot serialu. Zawiodło niestety praktycznie wszystko, choć trzeba przyznać, że kreatywność twórców i wykorzystanie efektów praktycznych zasługują na pochwałę. Otrzymaliśmy więc tandetnie wyglądające i kiczowate kostiumy oraz jakże dziwaczną fabułę, zupełnie nieprzystającą do przygód Spider-Mana. Główny złoczyńca grozi, że wybierze w sposób przypadkowy mieszkańców Nowego Jorku, a następnie zmusi ich do popełnienia samobójstwa, jeżeli nie otrzyma określonej kwoty pieniędzy. Największą wadą jest jednak fakt, iż mało tam typowo heroicznych rzeczy, choć twórcy od początku zapewniali, że nie robią filmu superbohaterskiego na poważnie. Produkcja miała także swoją premierę w kinie za oceanem, gdzie zarobiła kwotę 9 milionów ówczesnych dolarów, czyli dzisiejsze 43 tys. dolarów. Jest to bez wątpienia pozycja dla fanów uwielbiających złe filmy na VHS-ach.
Dr Strange (1978)
Dziś rola ta kojarzona jest głównie z aktorem Benedictem Cumberbatchem. Ale wyobraźcie sobie, że stacja CBS, idąc za ciosem, stworzyła adaptację komiksu Marvela, gdzie główny bohater obwieszony jest złotymi łańcuchami, świecąc się niczym kula dyskotekowa, a w przerwie od walki ze złem przedrzeźnia ulicznych magików, przechwalając się swoimi umiejętnościami. W tamtym okresie stacja telewizyjna CBS bardzo starała się stworzyć odnoszące sukcesy seriale telewizyjne bazujące na komiksach Marvela, co niejako udało się z postaciami Hulka oraz Spider-Mana. Trzeba pamiętać, że w czasie premiery były one dość popularne i w miarę chwalone. Założono, że w tym przypadku będzie podobnie, jednak plan nie do końca się udał. Produkcja posiadała zbyt mały budżet na to, by faktycznie pokazać moce Strange’a. Budżet, którym dysponowali, pozwalał wyłącznie na stworzenie efektów przy użyciu farby, większość ujęć zaś kręcona była przy wykorzystaniu sztuczek filmowych, jak w przypadku Hulka. Scenarzysta oraz reżyser – Philip DeGuere Jr., wiedząc, na co może sobie pozwolić, a na co produkcji zwyczajnie nie stać, zdecydował, że największymi ekranowymi mocami bohatera będzie urok osobisty oraz zdolność poderwania praktycznie każdej kobiety, w tym antagonistki. Nie wierzycie mi? W finałowej scenie pojedynku Morgana, czyli główna przeciwniczka Strange’a, stwierdza, że nie zabije go, bo – cytując – „jest zbyt przystojny”, za co zostaje następnie ukarana poprzez odebranie jej młodości i możliwości posiadania dzieci. Niestety projekt ten nie został przyjęty z dużym entuzjazmem, dlatego należy go oglądać bardziej w ramach ciekawostki.
Captain America/Captain America II: Death To Soon (1979)
Wszyscy fani bardzo złego kina czekali na tę pozycję – Reb Brown, aktor na wskroś kultowy, wcielił się w postać samego Kapitana Ameryki, co samo w sobie jest epickie. Ale niech Was nie zmyli tytuł, gdyż nasz bohater jest byłym żołnierzem marines, który na emeryturze marzy tylko o tym, by jeździć swoim samochodem po Stanach Zjednoczonych i być ilustratorem, bo czemuż by nie. Ktoś jednak czyha na jego życie; w sequelu to sam Christopher Lee. Stacja CBS po ewidentnym niewypale, jakim był Dr. Strange, postanowiła sięgnąć po postać uwielbianego przez wszystkich superbohatera, tworząc – w ich przekonaniu – nową serię telewizyjną. Produkcja jednak nie ma absolutnie nic wspólnego z komiksowym backstory Kapitana, jednak sam wizerunek Capa był w tamtym okresie najbardziej zbliżony do oryginalnego pierwowzoru, choć plastikowa tarcza dziś może mocno razić w oczy. Warto pamiętać, że po zakończeniu wojny w Wietnamie – w założeniu – publiczność potrzebowała bohatera, który będzie zabawny, będzie przekazywał antywojenne przesłanie i zawsze będzie dbał o swoje bezpieczeństwo, czytaj Reb Brown, jeżdżąc na motorze, zawsze ma kask na głowie. Pierwotny koncept zakładał, że będzie to procedural, w którym Kapitan Rogers będzie walczył z przeciwnikiem tygodnia. Widzowie byli jednak zawiedzeni, gdyż produkcja miała zbyt mało komiksowych elementów, a jako samodzielny film akcji była zbyt generyczna i nie wnosiła nic do gatunku.
Powrót niesamowitego Hulka (1988)
Jeżeli wydaje Wam się, że dopiero Taika Waitiki stworzył ikoniczny duet Hulk–Thor, to jesteście w błędzie. O ile serial z Hulkiem w roli głównej można uznać za sukces, o tyle kontynuacja to prawdziwe szaleństwo do kwadratu. Cała fabuła kręci się wokół spotkania Bruce’a Bannera i Donalda Blake’a, który jest nosicielem duszy Thora stworzonym przez Odyna; sekretna osobowość na ziemi. Obaj bohaterowie postanowią połączyć siły, by razem przeciwstawić się rozwścieczonemu tłumowi, bo przecież to robią superbohaterowie. Sam serial z Hulkiem z powodzeniem wyświetlany był nawet po roku 1982, kiedy to został definitywnie zakończony. W momencie, gdy NBC nabyło prawa do serialu, postanowiło stworzyć twór, dzięki któremu widzowie poznają innych bohaterów MCU, którzy w przyszłości także otrzymaliby własne seriale telewizyjne. Na pierwszy ogień poszedł władca piorunów, czyli Thor. Mało kto pamięta o tej produkcji z końca lat 80. XX wieku, a trzeba pamiętać, że Taika Waititi – w sposób świadomy bądź nieświadomy – wykorzystał kilka elementów charakterystycznych dla tejże produkcji. To pierwszy znany crossover tych dwóch bohaterów. Thor, w którego wcielił się aktor Eric Kramer, postrzegany był jako symbol seksu, przez co otrzymał wiele scen, w których paraduje bądź bez koszulki, bądź w samym ręczniku. Ciekawym elementem jest wprowadzenie postaci Donalda Blake’e, który początkowo jest tchórzliwym śmiertelnikiem, gdzie wszystko zmienia się w momencie, gdy wszechpotężny Odyn łączy go ze swoim synem, dając mu możliwość przemienienia się w niepokonanego wojownika.