STAN LEE. Ostatni z wielkich
Dwunastego listopada w zasłużonym wieku dziewięćdziesięciu pięciu lat, zaledwie rok po śmierci ukochanej żony (z którą jako małżeństwo spędził siedemdziesiąt lat życia!), odszedł w Los Angeles Stanley Martin Lieber, znany światu jako Stan Lee. Scenarzysta, producent komiksowy i filmowy, wieloletni prezes i członek zarządu wydawnictwa Marvel Comics. Legenda. Ikona. Ostatni z wielkich.
Stan Lee nie był święty. Wszyscy zainteresowani tematem wiedzieli, jakie było podejście Lee do kwestii finansowych, kiedy zarządzał Marvel Comics, znane były też jego konflikty personalne ze współpracownikami, jak np. z wielkim Jackiem Kirbym, z którym współtworzył przecież wiele kultowych postaci.
Napisałem to. Mamy to za sobą.
Dzisiaj – z oczywistych względów – wolę skupić się na tym, co Stanowi Lee zawdzięczamy. A to jego pasja, wiara i zaangażowanie sprawiły, że rozmawiać możemy o Srebrnej Erze Komiksu, czyli okresie, bez którego być może superbohaterowie stanowiliby dzisiaj jedynie relikt dawnej epoki, zapomnianą część śmietnika popkultury. To Stan Lee był jednym z ojców takich postaci jak Spider-Man, Iron Man, Hulk, Doktor Strange, członkowie Fantastycznej Czwórki, Daredevil, Czarna Pantera, Thor czy grupa X-Men.
Podobne wpisy
Stan Lee nie tylko współtworzył wymienione wyżej postaci i wyniósł wydawnictwo Marvel Comics (znane wcześniej jako kolejno Timely Comics i Atlas Comics, obecna nazwa to także zasługa Lee, który w wydawnictwie zaczynał jako pomocnik autorów) do rangi medialnej potęgi, ale przeprowadził istną rewolucję gatunku. W odpowiedzi na Ligę Sprawiedliwości konkurencyjnego DC Comics i za namową żony stworzył bohaterów innych od reszty – mniej pomnikowych, a bardziej ludzkich, bliskich czytelnikowi zarówno mentalnie (niedoskonali, pełni wad i problemów życia codziennego), metrykalnie (nastoletni Peter Parker), rasowo (T’Challa to pierwszy czarnoskóry superbohater głównego nurtu) i geograficznie (swoich bohaterów osiedlał głównie w rodzinnym Nowym Jorku). Stworzył także miejsce dla fanów – „strony klubowe”, które stały się miejscem dla istotnych informacji, listów od czytelników i odpowiedzi na nie. W swoich komiksach i w interakcji z ich odbiorcami starał się zwracać uwagę na ważne problemy, przez rozrywkę wychowywać. Sięgał po tematy uzależnień czy rasizmu.
To podejście i ta metoda widoczne są doskonale w Kinowym Uniwersum Marvela – tu także główną rolę odgrywa zaangażowanie widzów w opowiadaną historię, ich sympatia do ekranowych bohaterów i stawianie ich ponad efektowne sceny akcji. To zresztą sam Lee z uporem maniaka robił wszystko, aby przenieść komiksy Marvela na wielki ekran. To on całym sobą wspierał Marvel Studios i występował w każdym z dotychczasowych filmów studia – od pierwszego Iron Mana do drugiej części Ant-Mana włącznie. To on służył wsparciem i radą kolejnym pokoleniom twórców popkultury. Gościnnie wystąpił w ponad stu dwudziestu produkcjach kinowych, telewizyjnych, aktorskich i animowanych.
Trudno powiedzieć, jak wyglądałby świat superbohaterów bez niego i czy w ogóle by dzisiaj istniał. Nie tylko całkowicie zmienił podejście do gatunku, jak i samego tworzenia komiksu o zamaskowanych herosach, lecz także stworzył jedyną realną konkurencję dla DC Comics, sprawiając, że ten gigant też został zmuszony do starania się, nadążania za trendami, dbania o czytelnika.
Zza oceanu płyną wieści, że Lee zdążył nakręcić epizod do czwartej części Avengers, a film będzie dedykowany legendzie. Mnie z kolei przypomina się cameo Lee z pierwszej części filmu o Mścicielach. „Superbohaterowie? Tu, w Nowym Jorku? Daj pan spokój” – mówiła postać, w którą się wcielił. Tak, panie Lee. Superbohaterowie w Nowym Jorku. To pan sprawił, że to możliwe. Dziękujemy.