REDAKCYJNE TOP 5. Osobiste listy najlepszych filmów 2019 roku
Tomasz Raczkowski
1. Faworyta
Wysmakowana forma, wybitne aktorstwo i inteligentny scenariusz, a wszystko to zanurzone we frapującym klimacie absurdalnej groteski. Film Jorgosa Lanthimosa już na początku roku stał się mocnym kandydatem (żeby nie powiedzieć – faworytem…) do miana jednego z najlepszych filmów roku i patrząc wstecz na 2019, Faworyta była chyba tym filmem, który zrobił na mnie najmocniejsze wrażenie. Lanthimos znalazł tu idealny balans pomiędzy angażującym opowiadaniem historii atrakcyjnej i czytelnej dla różnych grup odbiorców a swoim autorskim, skręcającym w rejony mrocznego surrealizmu stylem. Faworyta to kino kompletne i fascynujące ilością subtelnych detali, półcieni, tworzących misterną kompozycję. Nie mam wątpliwości, że Lanthimos nakręcił ponadczasowy klasyk i być może jeden z najbardziej nieoczywistych przebojów sezonu nagród ostatnich lat.
2. Szczęśliwy Lazzaro
Ten film przypomniał mi, jak brakuje we współczesnym kinie traktowania na serio metafizyki. Alice Rohrwacher z niezwykłą subtelnością, ale i bez asekurowania się ironicznymi mrugnięciami oka czy formalną ekwilibrystyką podjęła się w Szczęśliwym Lazzaro stworzenia filmowego misterium, które spięłoby w sobie duchową medytację i społeczny komentarz. Udało się to dzięki precyzji nieoczywistego scenariusza i reżyserskiemu wyczuciu – nawet zamaszyste metafory nie tracą u Rohrwacher przyziemnej skromności, a mistyczne uniesienia nie są narzucane, zamiast tego dyskretnie przebijając realistyczną fakturę. Szczęśliwy Lazzaro to wybitne kino, mówiące w wyrafinowany sposób o nierówności, wykorzystywaniu, ale i o dobroci i stoickim szczęściu.
3. Parasite
Okrzyknięty w Cannes współczesnym arcydziełem, film Joona-ho Bonga to jeden z tych obrazów, który na przemian ekscytuje, porusza, a momentami wręcz przeraża. Po mistrzowsku skonstruowana opowieść o złączeniu losu dwóch rodzin – wydobywającej się z biedy i bajecznie bogatej – to nie tylko fascynująca mieszanka thrillera, dramatu obyczajowego i czarnej komedii, ale też doskonała metafora współczesności, z jej klasowymi układankami i napięciami. To nie tylko jeden z najlepszych filmów ubiegłego roku, ale i ostatniej dekady, znakomicie chwytający globalny zeitgeist i opakowujący go w pierwszej próby gatunkową rozrywkę.
4. Lighthouse
Nowy film Roberta Eggersa był jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie premier 2019 roku. Pokładane w nim nadzieje The Lighthouse spełnił z nawiązką – długo nie zapomnę tej hipnotycznej, intensywnej wyprawy w głąb obłędu i szaleństwa dwóch mężczyzn. Począwszy od rewelacyjnej strony estetycznej, wybitnych zdjęć i mrożącej krew w żyłach muzyki przez genialne kreacje Willema Dafoe i Roberta Pattinsona, kończąc na przewrotnej wiwisekcji męskości i targanego falami obsesji umysłu – w The Lighthouse wszystko jest perfekcyjne i zachwycające. To jeden z tych filmów, które bez zabawy w półśrodki atakują widza frontalnie swoją unikalnością, za nic mając ramy konwencji i box office’owe kalkulacje – nie oferując łódki przez wzburzone fale, lecz bezceremonialnie zapraszając do zanurzenia się w mrocznych odmętach.
5. Biały, biały dzień
Dzieło Hlynura Pálmasona to mój cichy faworyt festiwalowy 2019 roku – nie tak spektakularny, jak Parasite czy The Lighthouse, ale równie intrygujący i fascynujący swoją nieoczywistością. Odzywa się tu też moja słabość do kina skandynawskiego/nordyckiego, ale Biały, biały dzień oferuje dużo więcej niż malownicze krajobrazy Islandii i znajomą, chłodną intensywność psychologicznych zmagań głównego bohatera. Klasyczna konwencja jest przez reżysera wzbogacana o frapujące surrealistyczno-groteskowe zwroty, dzięki którym centralny temat zmagania ze stratą i demonami przeszłości zyskuje na świeżości i sile przekazu. Pálmason proponuje dramat, w którym zacierają się granice między rzeczywistością a paranoją, wydobywając z realistycznej tkanki nie tylko momenty łapiącej za gardło intensywności, ale i rodzaj szorstkiej, poetyckiej głębi. Film pojawi się w polskich kinach w 2020 roku.
Jakub Piwoński
1. Apollo 11
Cztery filmy poniżej zachwyciły mnie niezwykle ciekawymi historiami i reżyserskich okiem. Różnica między nimi a pozycją pierwszą jest taka, że podczas gdy one są fikcją, Apollo 11 opiera się na czystej prawdzie. Jeśli dołożę do tego fakt, że z racji zainteresowań moment lądowania na księżycu od zawsze mnie fascynował, gdyż dowodził o sile naszego gatunku, nie mogłem wytypować innego filmu do miana tego najlepszego w 2019. Czym jest Apollo 11? Trudno go nazwać typowym dokumentem, bo brakuje mu typowych cech tego rodzaju kina. To po prostu perfekcyjnie zmontowany zapis jednego z najważniejszych wydarzeń w historii ludzkości, wykorzystujący odrestaurowane zdjęcia i dobrze uzupełniającą całość muzykę. Tylko tyle i aż tyle, by pogrążyć się w emocjach. Oscar jest raczej formalnością.
2. Parasite
Za trzymanie w napięciu, liczne zaskoczenia fabularne, wielowarstwowość oraz kolejne podkreślenie faktu, iż kino koreańskie jest jednym z lepszych na świecie.
3. Pewnego razu… w Hollywood
Za kolejne z rzędu celebrowanie kina w wykonaniu Quentina Tarantino, zarażanie widzów swą pasją i radością bijącą z każdego nakręconego kadru i aktorskiego popisu.
4. Joker
Za powalającą na kolana kreację Joaquina Phoenixa, której egzystencjalny ciężar naznaczył całe widowisko niezwykłym, niespotykanym wręcz dramatyzmem.
5. Dwóch papieży
Za kolejny dowód na to, że zwykły dialog może przykuwać uwagę i trzymać w napięciu przez bite dwie godziny.