WSZYSTKO WSZĘDZIE NARAZ. Pani Wang w multiwersum obłędu
W życiu Evelyn Wang (Michelle Yeoh) dzieje się zbyt wiele rzeczy. Nieścisłości rachunkowe kiepsko prosperującej pralni doprowadzają jej firmę na skraj bankructwa. Wycofany mąż (Ke Huy Quan) po cichu żąda rozwodu, kładąc odpowiednie dokumenty na szczycie zawalonego papierzyskami biurka. Ojciec z demencją (James Hong) nie wie, gdzie się znajduje ani w jakim celu. Wreszcie jest jeszcze zbuntowana córka (Stephanie Hsu), z którą bohaterka, pomimo prób, nie potrafi odnaleźć wspólnego języka. Kumulujące się problemy atakują Evelyn jednocześnie, bez litości i bez ostrzeżenia – wszędzie i naraz.
Intensywny prolog, zrealizowany przy wykorzystaniu długich, ruchomych ujęć, zapowiada solidny dramat egzystencjalny, skupiony wokół problemów rodzinnych i finansowych. I owszem, tym Wszystko wszędzie naraz jest, ale tylko do pewnego stopnia. Za reżyserię filmu odpowiadają bowiem Daniel Scheinert i Dan Kwan – jeden z najbardziej kreatywnych duetów współczesnego kina amerykańskiego, odpowiedzialny m.in. za znakomitego Człowieka-scyzoryka oraz pamiętne teledyski do takich piosenek jak Turn Down For What DJ Snake’a i Lil Jona czy Houdini i Don’t Stop zespołu Foster The People. Jeżeli zna się chociaż jedno z tych szalonych dzieł, to naprawdę trudno jest być zdziwionym, gdy cały świat przedstawiony Wszystko wszędzie naraz staje w pewnym momencie na głowie. Podczas wizyty w urzędzie skarbowym z Evelyn kontaktuje się Alpha Waymond (charyzmatyczna i waleczna wersja jej męża, pochodząca z alternatywnego uniwersum), informując bohaterkę, że jest ostatnią nadzieją na powstrzymanie niejakiej Jobu Tupaki, lubującej się w chaosie istoty, niszczącej każdy wszechświat, który nawiedza. Z dramatu egzystencjalnego, choć cała fabuła do końca pozostaje nim podszyta, film Danielsów przeistacza się w zwariowane science fiction, nieustannie kwestionujące i poszerzające granice naszej wyobraźni.
Wszystko wszędzie naraz jest dość skrajnym przedstawicielem kina postmodernistycznego. I nie chodzi tu tylko o mnogość nawiązań popkulturowych, zalewających ekran z każdej strony (to najprawdopodobniej jedyny film, w którym Ratatuj spotyka się z Wong Kar-Waiem, a Matrix wchodzi w dialog z 2001: Odyseją kosmiczną). Dzieło Danielsów w niezwykle świadomy, a przede wszystkim zabawny sposób pastiszuje niemalże każdy gatunek i formę, jaką tylko się da (jak słusznie zauważył bowiem Frederic Jameson: „w świecie, w którym innowacja stylistyczna jest niemożliwa, pozostało jedynie naśladować martwe style, zakładać językowe maski, mówić głosami z muzeum wyobraźni”): science fiction, film przygodowy, kino akcji, romans, dramat rodzinny, komedię absurdów, kino superbohaterskie, film wuxia, animację rysunkową i stop-motion… Lista zdaje się nie mieć końca. Duet przemieszcza się po stylistycznej mapie kina w sposób nadzwyczaj swobodny i nonszalancki (podobnie jak stworzeni przez nich bohaterowie pomiędzy kolejnymi światami), gdzieś w międzyczasie zbierając do swojego twórczego koszyka te elementy, które akurat im odpowiadają, a następnie budując na ich podstawie całkowicie nowy twór, zachwycający swoją oryginalnością i kreatywnością.
Film Danielsów cechuje ponadto charakterystyczna dla postmodernizmu dwukodowość. Można odczytywać go bardzo dosłownie – jako przygody walczącej o ocalenie multiwersum Evelyn. Można również potraktować absurdalne perypetii głównej bohaterki, do czego twórcy bardzo otwarcie zachęcają, jako zawoalowaną, emocjonalną opowieść o pękających więzach rodzinnych. Można zignorować wszystkie popkulturowe nawiązania i wciąż świetnie się bawić, śledząc dynamiczny rozwój ekranowych wydarzeń. Można też, zupełnie jak w przypadku Shreka, Pulp Fiction czy Tajemnic Silver Lake (w filmie Mitchella proces ten zostaje dodatkowo stematyzowany), dostrzec i przeanalizować liczne referencje audiowizualne, czerpiąc tym samym dodatkową przyjemność odbiorczą z seansu. Wszystko zależy od nas, a raczej – od naszych kompetencji kulturowych, wystawionych przez Scheinerta i Kwana na próbę.
Dodatkowym atutem Wszystko wszędzie naraz są znakomicie wykreowani bohaterowie. Na pierwszym planie bryluje Michelle Yeoh – azjatycka gwiazda, która w dużych hollywoodzkich produkcjach mogła do tej pory liczyć raczej na role drugoplanowe (Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni, Bajeczni bogaci Azjaci, Mumia: Grobowiec Cesarza Smoka, Jutro nie umiera nigdy). W filmie Danielsów aktorka ma szansę zaprezentować pełnię swojego talentu, wcielając się w kilkanaście różnych wersji tej samej postaci. Najbardziej godne podziwu są jednak liczne sceny akcji, podczas których 59-letnia Yeoh zachwyca sprawnością fizyczną, tańcząc między przeciwnikami i rozdając kolejne śmiercionośne ciosy. Dla osób, które pamiętają Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka nie będzie to zapewne zaskoczenie – Malezyjka wciąż jest w znakomitej formie. Kroku dotrzymują jej w pierwszej kolejności Ke Huy Quan (łączący we Wszystko wszędzie naraz doświadczenie zdobyte na planach filmów Stevena Spielberga i Wong Kar-Waia) oraz Jamie Lee Curtis, fantastycznie bawiąca się w roli demonicznej księgowej – postaci zdecydowanie bardziej złożonej, niż mogłoby się to na początku wydawać.
Najbardziej efektownym i efektywnym orężem Danielsów jest, przynajmniej na poziomie technicznym, montaż równoległy. Twórcy korzystają z niego właściwie non stop, co nie powinno nikogo dziwić – akcja rozgrywa się tutaj przecież na przestrzeni kilkunastu uniwersów. Choć skomplikowana i wielowątkowa, fabuła pozostaje dla widza klarowna właśnie dzięki temu, że Danielsi oraz ich utalentowany montażysta Paul Rogers, współpracujący wcześniej z Scheinertem przy filmie Dick Long nie żyje, tak znakomicie potrafią operować tym specyficznym typem montażu, nie gubiąc naszego zainteresowania choćby na sekundę. Przy jego wykorzystaniu budują historię, dowcipy, a przede wszystkim napięcie. Warsztat reżyserski, z montażem równoległym na czele, Scheinert i Kwan do maestrii opanowali na planach teledysków, gdzie historie opowiada się najczęściej za pomocą agresywnych serii obrazów (moim faworytem pozostaje wideoklip do piosenki Houdini, w którym Danielsi w nadzwyczaj zabawny, groteskowy sposób przedstawili kapitalistyczny wyzysk „martwych” członków zespołu Foster The People), a także podczas realizacji dwóch ostatnich krótkich metraży – Interesting Ball i Possibilii – szalonej mozaiki z tajemniczą, prowokującą rozwój nadnaturalnych wydarzeń piłką w centrum oraz interaktywnego, osnutego wokół rozpadu bliskiej relacji shorta, którego akcja rozgrywa się, jak głosi napis na początku filmu, „w multiwersum”. Wszystko wszędzie naraz można więc potraktować jako nader udane rozwinięcie fabularnej koncepcji z Possiblii oraz technicznej konstrukcji z Interesting Ball.
Pod grubą warstwą absurdu często kryje się w twórczości Danielsów zaskakująco poważne, głęboko humanistyczne przesłanie. W przypadku Człowieka-scyzoryka była to pouczająca lekcja o odchodzeniu, samotności i męskiej przyjaźni. We Wszystko wszędzie naraz – kilka mądrych słów na temat konfliktu pokoleń, codziennego stosunku do innych ludzi, pielęgnacji więzów rodzinnych oraz tych krótkich momentów szczęścia, podczas których wszystko wskakuje na swoje miejsce, a nasza egzystencja, pomimo jej niepodważalnych wad i ograniczeń, wydaje się domem skrojonym idealnie pod nas. Czasami na taką chwilę trzeba pracować cierpliwie przez całe życie. Czasami atakuje nas ona znienacka, bez zapowiedzi – wszędzie i naraz.