Polański nie pokazał tylko jednego aspektu życia Carol. Konsekwentnie zaprezentował je całe, łącznie z wiwisekcyjnie ujętym procesem schodzenia w katatoniczny obłęd. Nie jest tego dużo, bo Carol żyje oszczędnie. Można założyć, że jest jeszcze dziewicą, a w snach czy też chorych majakach brutalnie jej to doskwiera. Z jednej strony w swoich urojeniach jest gwałcona, z drugiej, kiedy wychodzące ze ścian ręce chwytają za jej pierś, czuje podniecenie. Ciągle chce być blisko brzydoty i rozkładu, stąd pewnie pozostawiony na wierzchu królik, a później chęć noszenia jego odciętej głowy w torebce. Ostatnim etapem jest zabarykadowanie się w mieszkaniu, całkowite poddanie lękowi i desperacka obrona przed nacierającym światem w postaci morderstwa wyłamującego drzwi zakochanego Colina.
Czas, kiedy Polański wyjechał na mityczny Zachód, nadszedł wtedy, gdy w naszej rodzimej filmografii mieliśmy już kunsztownie zrealizowany Nóż w wodzie. Jest utrzymany w bardzo podobnym rytmie, co Wstręt, choć otwarta przestrzeń kadrów tworzy wrażenie szybszej akcji. Nic bardziej mylnego. Polański ćwiczył w Polsce psychodramatyczny suspens, by w swoim pierwszym filmie zagranicznym obciążyć nim już tylko jedną osobę – Carol (Catherine Deneuve), depresyjną i psychopatyczną manicurzystkę. W Nożu w wodzie nie ma dramatycznego zakończenia. Nikt nie ginie, tylko ten samochód stojący w finalnej scenie na odludnym rozdrożu świadczy o tkwiącej głęboko wątpliwości co do jakiegokolwiek sensu, ujętego jako minimum troski o losy innych. Chodzi tylko o pierwotną walkę, o to, żeby przeżyć, ale to rozdroże jest silniejsze. Mając wszystko, z punktu widzenia Andrzeja i Krystyny (Jolanta Umecka, Leon Niemczyk) można tak trwać, zasłaniając się rzeczami. Ale z punktu widzenia Chłopaka (Zygmunt Malanowicz) tak się nie da. On jest pełen życia, gotowy do szalonego działania i ostry jak ten nóż w wodzie, będący dla obu mężczyzn symbolem wszystkiego, co upragnione i wraz z czasem zaginione w głębi jeziora, niezahartowane, a przez to słabe, lecz kiedyś mające szansę być jak skała. Chłopak za wszelką cenę chce być kimś, chce być Andrzejem. Musi jednak zniknąć w konfrontacji z twardą, rzeczową realnością lub poczekać, na co jednak jest zbyt niecierpliwy. A Andrzej? Zazdrości Chłopakowi tej pierwotnej wolności, gdy nic, żadne uczucie, zobowiązanie ani rzecz nie stoją na przeszkodzie. Wtedy sprzeciw wobec otoczenia ma niepowtarzalny smak szaleństwa przeżywanego sam na sam ze sobą.
Te granice egzystencjalnego absurdu zostały jasno opowiedziane dopiero we Wstręcie. Nóż w wodzie jest zaledwie forpocztą szaleństwa, które Polański będzie rozważał w swoich filmach jeszcze wiele razy, a za kilka lat doświadczy go namacalnie w życiu osobistym. Carol też nie chce czekać ani zrobić nic racjonalnego. Ją również rzeczywistość przedmiotów i uczuć do innych przerasta aż tak bardzo, że jedynym wyjściem okazuje się zadanie śmierci Colinowi (John Fraser), jakby na przekór temu, że mogłaby być to szansa na coś nowego. Bo pragnienie zmiany u Carol dawno już przybrało taką siłę, że przemieniło się w swoje przeciwieństwo. Wstręt wobec marazmu sprowokował jego ukochanie, uzależnienie się od odczuwania samego niespełnienia. Przerwanie tego błędnego koła oznaczałoby rezygnację z podniecającego uczucia braku, stąd kontestacja świata niezależnie od tego, jaki on jest, czy faktycznie daje szansę, czy tylko męczy końskimi zalotami prostego robotnika z ulicy albo wstrząsa wizjami ojcowskiego gwałtu.
Oglądanie się w przeszłość niszczy, bo sprawia, że uzależniamy od doświadczonego kiedyś wstrętu, osamotnienia i rozpaczy. Oczy królika są martwe, o ile nimi nie patrzymy, udając inną istotę. To tylko symbol, tak jak symbolami stają się wydarzenia z przeszłości. W gruncie rzeczy ani królik, ani przeszłość nic nie znaczą, prócz tego, co sami sobie o nich powiemy, jaką nadamy im narrację na resztę czasu. Oczy królika nie są martwe, tylko gdy tak pomyślimy. Czy jednak starczy nam odwagi, żeby jego gnijące truchło wyrzucić do kosza?