search
REKLAMA
Recenzje

MARCELLO MIO. Mastroianni wiecznie… żywa? [RECENZJA]

To artystyczny i intelektualny projekt, który potwierdza, że ramy kina są niezwykle elastyczne, a twórcy nadal potrafią zaskakiwać widzów.

Dawid Myśliwiec

27 września 2024

Marcello Mio
REKLAMA

Termin „nepo baby”, oznaczający osobę ze świata show-biznesu idącą w ślady sławnych rodziców, zyskał popularność na przestrzeni ostatnich kilku(nastu?) lat, a więc nie funkcjonował jeszcze, gdy Chiara Mastroianni, rocznik 1972, zaczynała swoją karierę w filmie. Trudno jednak o bardziej jaskrawy przykład ilustrujący koncept „nepo baby” – córka Catherine Deneuve, jednej z najsłynniejszych francuskich aktorek w historii, i Marcello Mastroianniego, zmarłego blisko 30 lat temu bożyszcza włoskiej publiczności, jest potomkinią prawdziwych gigantów kina. I właśnie z ciężarem tego dziedzictwa Chiara Mastroianni mierzy się w niezwykle osobistym filmie Marcello Mio, wchodzącym na polskie ekrany 27 września 2024 roku (dzień przed 100. rocznicą urodzin Mastroianniego). 

Główną bohaterkę filmu Christophe’a Honoré poznajemy podczas niespecjalnie atrakcyjnego zlecenia reklamowego, gdy ubrana w czarną suknię i blond perukę musi wejść do fontanny – zapewne na modłę Anity Ekberg w Słodkim życiu Felliniego, gdzie razem z nią moczył się właśnie ojciec Chiary: Marcello. Tyle że rzecz dzieje się w Paryżu, nie zaś w rzymskiej fontannie di Trevi, a włoskiego mistrza reżyserii zastąpiła despotyczna fotografka, skutecznie uprzykrzająca życie bohaterce. To jednak dopiero pierwsze z osobliwych doświadczeń zawodowych Chiary, które zobaczymy w Marcello Mio, a jedno z nich stanie się przyczynkiem do zaskakującej decyzji aktorki, by… przyjąć tożsamość jej zmarłego w 1996 roku ojca. Jak można się spodziewać, performance Mastroianni spotyka się z raczej mieszanymi uczuciami, choć nie brakuje w jej otoczeniu ludzi, którzy kibicują jej osobliwemu „projektowi” – wśród z nich znajdzie się nowo poznany starszy kolega z branży (Fabrice Luchini jako on sam), spotkany przypadkowo brytyjski żołnierz, a nawet były mąż – muzyk, któremu nieobce są artystyczne eksperymenty. Jednak nie o społeczną akceptację się tu rozchodzi – zmiana tożsamości to dla Chiary okazja nie tylko do tego, by lepiej zrozumieć ojca jako człowieka, ale także jego liczne relacje: z nią samą, z jej matką, a nawet… ze zwierzętami.

Marcello Mio

Marcello Mio z początku ogląda się jak nagranie wygłupów dobrej znajomej, która przebrała się za legendarnego aktora, by sprowokować najróżniejsze reakcje. Bo też sama sytuacja, w której Chiara przywdziewa czarny garnitur i buty, dobierając do tego obowiązkowy kapelusz w tym samym kolorze, wydaje się bardzo spontaniczna i błaha. Zanim do tego dochodzi, niewiele wskazuje na to, by bohaterka była na krawędzi tak rewolucyjnej decyzji – gdy zamienia się w Marcella, wciela się w niego w stu procentach: mówi głównie po włosku, reaguje wyłącznie na imię ojca, a z napotkanymi osobami rozmawia o przeżyciach nie Chiary, a Marcella właśnie. „Mina zrzednie ci w więzieniu – kradzież tożsamości to przestępstwo!” – odgraża się w jednej ze scen Catherine Deneuve, z początku traktująca przemianę córki niczym szczeniacki wybryk. Jednak nawet ona, ze wszystkich bohaterów Marcello Mio mająca zapewne najwięcej wspomnień związanych z Mastroiannim, z czasem zaczyna traktować eksperyment córki jako okazję do przepracowania dawnych żali. Ona także cieszy się, że znowu może „zobaczyć” Marcella.

Marcello Mio

Podobieństwo Chiary do ojca jest niebywałe. Oczy, kształt twarzy, uśmiech – to wszystko podarował jej w genach Marcello, dlatego gdy bohaterka przywdziewa typowy dla Mastroianniego strój, dokładając do tego okulary w grubych czarnych oprawkach, naprawdę można ulec wrażeniu, że oto zmartwychwstał wielki Marcello. Może sporo szczuplejszy, może bledszy niż zwykle, ale wciąż z tym świdrującym spojrzeniem, któremu nie sposób się oprzeć. Marcello Mio to nie tylko autoterapeutyczny projekt dla Chiary czy jej matki; to także hołd dla niesamowitej wyrazistości Marcello Mastroianniego, człowieka wymykającego się społecznym standardom, niespokojnego ducha, który pracował z największymi filmowcami swoich czasów, ale nie do końca sprawdzał się w konwencji codzienności. Człowieka, którego „reinkarnacja” tyleż zaskakuje, co budzi tęsknotę za minionymi czasami. Czasami, których Mastroianni niewątpliwie był symbolem.

Marcello Mio to film fascynujący formą i treścią; artystyczny i intelektualny projekt, który potwierdza, że ramy kina są niezwykle elastyczne, a twórcy nadal potrafią zaskakiwać widzów. Ja po seansie czułem się wspaniale: nie dość, że przypomniałem sobie o wyjątkowości legendarnego włoskiego aktora, to jeszcze obejrzałem głęboko humanistyczną historię o poszukiwaniu siebie – i czegoś w sobie. Niezwykle satysfakcjonujące kinowe doświadczenie.

Dawid Myśliwiec

Dawid Myśliwiec

Zawsze w trybie "oglądam", "zaraz będę oglądał" lub "właśnie obejrzałem". Gdy już położę córkę spać, zasiadam przed ekranem i znikam - czasem zatracam się w jakimś amerykańskim czarnym kryminale, a czasem po prostu pochłaniam najnowszy film Netfliksa. Od 12 lat z różną intensywnością prowadzę bloga MyśliwiecOgląda.pl.

zobacz inne artykuły autora >>>

REKLAMA
https://www.perkemi.org/ Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor Slot Gacor 2024 Situs Slot Resmi https://htp.ac.id/